Benjamin Franklin Gates pochodzi z rodziny, która od wielu pokoleń poszukuje największego skarbu USA: skrzyni pełnej kosztowności, ukrytej 200 lat temu przez założycieli państwa. Ścigany przez FBI odkrywa, że wskazówki dotyczące ukrycia skarbu znajdują się w oryginale amerykańskiej konstytucji.

Kod Benjamina

Producent Jerry Bruckheimer bardzo lubi łączyć pomysły rodem ze starego kina z nowoczesnością. Zawsze marzyłem o tym, by nakręcić zabawny i zaskakujący film o poszukiwaczach skarbu – mówił. – Pomysł połączenia pełnej perypetii i zwrotów intrygi z amerykańską historią wydał mi się bardzo kuszący.

Mamy tu wielką przygodę, skomplikowane włamanie i intrygujące postaci. To, moim zdaniem, doskonałe zestawienie – wtórował mu reżyser Jon Turteltaub. Z inspiracji Bruckheimera odbyło się wiele spotkań ze współczesnymi poszukiwaczami skarbów. Twórcy filmu chcieli poznać ich mentalność i sposób myślenia. Zaproszono też do współpracy i szczegółowych konsultacji grono znanych kryptografów. Użyte w filmie tajne szyfry są zatem zbliżone do istniejących naprawdę.

Bruckheimer tłumaczył też, że jego zdaniem, by film był prawdziwie zajmujący, fikcyjną intrygę należało umiejętnie nasycić elementami tajemniczości i odwołaniami do rzeczywistości. Patrzysz na dolarowy banknot i nie widzisz w nim nic niezwykłego, ale może okazać się, że kryje on w sobie nie lada zagadki – mówił.

Pomysł opowieści o człowieku zmuszonym do kradzieży Deklaracji Niepodległości powstał w głowie Orena Aviva, szefa marketingu Buena Visty oraz jego bliskiego współpracownika, Charlesa Segarsa. Udało się im zainteresować nim Bruckheimera, który od dłuższego czasu szukał możliwości zrealizowania współczesnego filmu przygodowego. Miał już nawet upatrzonego reżysera – Turteltauba, którego cenił za doskonałe wygrywanie efektów komediowych.

Pierwszy szkic scenariusza stworzył Jim Kouf, potem nad tekstem pracował małżeński duet scenarzystów: Cormac i Marianne Wibberley. Ich zadaniem było rozwinięcie wątków romansowych i awanturniczych, a także wykonanie solidnego researchingu, by nadać opowiadanej historii walor prawdopodobieństwa. Bruckheimer i Turteltaub postawili przed nami trudne zadanie – wspominała Marianne. – Chcieli bowiem, by ta fantastyczna historia była zakorzeniona w teraźniejszości. W tym celu czytaliśmy wiele o współczesnych poszukiwaczach skarbów w Stanach. Dociekaliśmy, jakich skarbów poszukują. Okazało się, że traktują swoją pasję bardzo serio. Z naszych badań wynikało, że legendarne skarby zakonu templariuszy budzą największe namiętności i nadzieje.

Nowe obiecujące gwiazdy

W rolach najbliższych współpracowników Bena obsadzono aktora i aktorkę, którym wróży się w Hollywood wielką przyszłość. Technicznego geniusza Rileya Poole’a, zatopionego w świecie komputerów, który musi (dzięki Benowi) stawić czoło największej przygodzie w swoim życiu, zagrał Justin Bartha. Bartha jest znany z nowojorskich szekspirowskich inscenizacji teatralnych. Zbierał pochwały za rolę Puka w „Śnie nocy letniej” i Ariela w „Burzy”. Zagrał też ważne role w „Spoon River Anthology” oraz w kolejnej inscenizacji klasycznej amerykańskiej sztuki o nietolerancji „Kto sieje wiatr”. W kinie pojawił się u boku Bena Afflecka w Gigli Martina Bresta oraz w Klubie 54. Bruckheimer wspominał, że Bartha ze swym wielkim potencjałem komediowym już jakiś czas temu zwrócił jego uwagę i wydał mu się idealnym partnerem dla Nica. Przygotowując się do roli, Bartha niemal uzależnił się od komputera. Nigdy nie byłem specjalnie zainteresowany Internetem, a teraz popadłem niemal w uzależnienie. Ale taki jest i mój bohater. Przy okazji znalazłem w sieci mnóstwo najróżniejszych informacji na temat ukrytych skarbów. Bartha wspominał, że relacja jego bohatera z Benem polega często na niedowierzaniu w wyczyny poszukiwacza skarbów, jakich Riley jest świadkiem. Nasze stosunki na planie przypominały trochę te z filmu. Nic jest nieprzewidywalnym aktorem, często mnie zaskakiwał, a zdarzało się, że i rozśmieszał do łez.

Do roli Abigail szukano aktorki inteligentnej, o mocnej osobowości i wyrazistej urodzie. Wszystkie te warunki spełniała Diane Kruger, gwiazda Troi. Zwróciła moją uwagę właśnie inteligencją i godnością, które nam były potrzebne – wspominał reżyser. – Ale jeszcze ważniejsze było to, że doskonale porozumiewała się z Nikiem. A pomiędzy głównymi postaciami musi przecież iskrzyć. To był mój pierwszy film akcji, więc musiałam się sporo nauczyć – mówiła aktorka. – Ale miałam naprawdę dobrych nauczycieli. Szczerze mówiąc, czytając scenariusz, nie mogłem sobie wyobrazić, ile niuansów można zawrzeć w roli Abigail. A Diane to po prostu zrobiła – mówił Cage.

Podróż przez Amerykę

Pomysłem na zaintrygowanie widowni było rozegranie scen akcji w miejscach mocno związanych z amerykańską historią, takich jak Lincoln Memorial w Waszyngtonie, nowojorski Trinity Church, czy Independence Hall w Filadelfii. Uzyskanie zgody na filmowanie w tych zabytkowych i wyjątkowo pilnie strzeżonych po 11 września miejscach nie było łatwe. Udało się, chociaż stawiano ograniczenia w filmowaniu niektórych obiektów (np. Lincoln Memorial), a nawet negocjowano zmiany w scenariuszu. Na przykład dodano linijkę tekstu, w której mówi się o Bibliotece Kongresu jako o największej na świecie. Udało się też – co było najtrudniejsze – uzyskać ograniczony dostęp do National Archives, gdzie spoczywa Deklaracja Niepodległości. Oczywiście, to miejsce było już filmowane, ale nie zgodzono się na wpuszczenie tak dużej ekipy – mówił Jerry Bruckheimer. Tak więc duże partie dekoracji musiały powstać w studiu. Dotyczyło to zwłaszcza National Archives, ale scenografowie odtworzyli niezwykle dokładnie każdy detal. Wcześniej zezwolono im na wejście do pomieszczeń i dokładne ich sfotografowanie. Konsultowano się też z wybitnymi ekspertami od technologicznych zabezpieczeń, by skomplikowana sekwencja wielkiego włamania do siedziby archiwum w Waszyngtonie wypadła wiarygodnie. Opisywali oni szczegółowo supernowoczesne zabezpieczenia i alarmy oraz możliwe sposoby ich ominięcia.

Nie pozwolono natomiast, ze względu na konserwację i bezpieczeństwo, na filmowanie oryginalnej Deklaracji Niepodległości. Powstała więc jej bardzo dokładna replika. Scena przeszukiwania wnętrz oblodzonego wraka okrętu „Charlotte” powstała w... Los Angeles, na terenie Union Ice Company. Sceny na zewnątrz wraka powstały w Pak City, w Utah. Tajemnicze katakumby pod zabytkowym Trinity Church zbudowano w studio w Los Angeles.

Pomysł wybitnego operatora Caleba Deschanela (Pasja, Anna i król) na styl zdjęć był prosty. Chodziło mu o przenikanie się dwóch stylów fotografowania. Realistycznego, nawet naturalistycznego, który ma widzów przekonać, że Ben i jego perypetie rozgrywają się tu i teraz, z bardziej romantycznym i wystylizowanym, gdy bohater wkracza w świat zabytkowych budowli.

Prawdziwie amerykański bohater

W ostatecznej wersji scenariusza jest sporo dość przewrotnego humoru – mówił reżyser. – Jest tu wiele niezwykłych postaci, ale w centrum uwagi znajduje się oczywiście Ben Gates. Niezwykłe w nim jest to, że odczuwa on bardzo silną więź z przeszłością. To ona daje mu siłę do zuchwałych przedsięwzięć i utwierdza w słuszności tego, co robi. To było zresztą zgodne z przekonaniem Jerry’ego, że nie wystarczy sama tylko zaskakująca historia i widowiskowość. Konieczne jest, by napędzała ją prawda ludzkich reakcji u niepowtarzalnych bohaterów.

Jacy powinni być ci bohaterowie, by podbić publiczność, zdobyć jej zainteresowanie i sympatię? Pracując nad „Skarbem narodów” przekonałem się, jak bardzo Jerry wierzy w tradycyjną sztukę emocjonującego opowiadania – komentował reżyser. – Ma naprawdę bardzo amerykańską wrażliwość w swej głębokiej wierze w prawdziwych bohaterów, którzy odznaczają się wielkim zdecydowaniem w działaniu, i choć mogą sprawiać wrażenie osób trochę dziwacznych, czy ekscentrycznych, jak Gates, to ostatecznie zawsze wiedzą, co jest dobre, a co złe, i po której stronie należy stanąć, by uczynić to, co jest moralnie słuszne i właściwe.

Bruckheimer, zapoznawszy się ze scenariuszem, nie miał ani przez chwilę wątpliwości, komu należy zaproponować główną rolę – Nicolasowi Cage’owi, który już trzykrotnie wystąpił w produkowanych przez niego filmach: Twierdzy, Con Air - Lot skazańców i 60 sekundach. Byłem przekonany, że jest dokładnie tym aktorem, którego potrzebujemy – wyjaśniał producent. – Jest kimś o takiej charyzmie, że bez trudu udźwignie główną rolę, a przy tym widownia łatwo się z nim identyfikuje, bo reprezentuje on współczesne wcielenie everymana. Na dodatek, jest dziki, nieobliczalny i bardzo zabawny. I pełen pasji w tym, co robi. Dokładnie tak, jak Gates.

Jerry jest niezwykłym producentem, bo mimo, że dysponuje wielkim budżetem, działa jak producent niezależny. Kieruje się własnym smakiem. Wielką wagę przykłada do doboru nie tylko aktorów, ale także reżysera oraz tematu, który musi go naprawdę zafascynować. Ma ambicję tworzenia czegoś nowego, oryginalnego, przy jednoczesnym niezwykłym wyczuciu oczekiwań publiczności i komercyjnych wymogów. To naprawdę bardzo rzadkie połączenie – przyznawał Nicolas Cage.

Cage’a do pracy nad filmem przyciągnęła jeszcze jedna okoliczność. Znam doskonale Jona Turteltauba z czasów, gdy byliśmy nastolatkami. Chodziliśmy do tej samej szkoły średniej i wspólnie pobieraliśmy lekcje z wiedzy o teatrze. Szczerze mówiąc, to Jon dostał główną rolę w inscenizacji „Naszego miasta”, a nie ja – wspominał aktor. Podkreślał też, że jak na film akcji, w postaci Bena zawarto różnorakie motywacje, które skłaniają go do zdecydowanego działania. Jest to chęć wzbogacenia się, ale i pragnienie kontynuowania rodzinnej tradycji oraz paląca potrzeba wyjaśnienia historycznej zagadki, a także przywrócenia dobrego imienia rodzinie.

Reżyser zgadzał się z producentem, że dokonano doskonałego wyboru. Ben jest zabawny, twardy, podczas lat poszukiwań nabrał determinacji i awanturniczego ducha. Ale potrafi się zdobyć się na dystans do siebie. Myślę, że Nicholas Cage potrafił doskonale to wszystko oddać – podsumował.

Tajemniczy templariusze

Był to duchowny zakon rycerski, zwany też Braćmi Świątyni Salomona (łac. Fratres Templis Salomonis) albo też Biednymi Rycerzami Chrystusa (Pauperes Comilitones Christi). Powstał podczas wojen krzyżowych, w 1118 roku, w Szampanii. Zadaniem rycerzy miało być ochranianie pielgrzymów podróżujących do Ziemi Świętej. Zakon przyjął regułę obowiązującą wśród mnichów cystersów. Potem inspirowała się nią także większość pozostałych zakonów rycerskich. Strojem templariuszy był biały płaszcz z czerwonym krzyżem na lewym ramieniu. Z tego względu nazywano ich również Rycerzami Czerwonego Krzyża. Wielki Mistrz zakonu miał początkowo swą siedzibę w miejscu dawnej świątyni Salomona.

Sława templariuszy stopniowo rosła, zwłaszcza na skutek licznych militarnych sukcesów w walkach z Saracenami. Templariuszy uważano za doskonałe wcielenie rycerskich cnót. Rosło też bogactwo zakonu, ponieważ garnęła się do niego bogata szlachta, nie skąpiąc nadań i znacznych kwot pieniędzy. Wkrótce stał się on jedną z najpotężniejszych i najlepiej kierowanych organizacji w ówczesnej Europie. Później, ale jeszcze zanim upadło Królestwo Jerozolimy, templariusze uzyskali raczej status bankiera Europy, niż organizacji bojowej. W 1291 roku, po utracie na rzecz Saracenów Akki, Wielki Mistrz przeniósł się na stałe do Francji. Zakon miał potężne wpływy i wielkie przywileje. Z czasem też niemal zupełnie zatracił religijny charakter i uległ zeświecczeniu, co spotęgowało się po ostatecznej utracie Ziemi Świętej. Niezwykle mocna pozycja ekonomiczna i znaczne wpływy polityczne budziły niechęć, a nawet nienawiść. Oskarżano templariuszy o tajne knowania, pojawiły się też legendy o ich niezwykłych bogactwach. Templariusze budzili niepokój zwłaszcza we Francji i w Anglii. Tamtejsi władcy – Filip IV Piękny i Edward II – dążyli do pozbycia się długów poprzez konfiskatę majątku zakonu. W tym celu Filip uzyskał zgodę papieża Klemensa IV (który był mu posłuszny we wszystkim) na uwięzienie templariuszy we Francji. Oskarżono ich o fantastyczne wręcz zbrodnie. Najpierw byli torturowani, a w końcu, zgodnie z wyrokiem inkwizycji, zostali spaleni na stosie (54 rycerzy wraz z Mistrzem). Majątek templariuszy miał być w teorii odziedziczony przez zakon joannitów. W rzeczywistości w lwiej części został zagrabiony przez Filipa IV i Edwarda II. Jednak zgodnie z legendą, bracia zdołali wielką część skarbów przemyślnie ukryć. Ostatnio wielką karierę na świecie zrobiła bestsellerowa powieść Dana Browna Kod da Vinci, opowiadająca o tajemnicach zakonu.

Tropy wiodą do Ameryki

Niektórzy poszukiwacze skarbów są głęboko przekonani, że bajeczny majątek templariuszy trafił do Ameryki. Istnieje nawet teoria, że sam Krzysztof Kolumb był templariuszem – mówili scenarzyści. – Prawdą jest, że podczas Rewolucji Amerykańskiej i wojny o niepodległość rozkwitały tajne organizacje, a wiele pism było szyfrowanych, lub pisanych atramentem sympatycznym. Istniała wielka obawa przed zagrożeniem ze strony szpiegów, spiskujących na szkodę Ameryki. Działały liczne stowarzyszenia masońskie i dążono do ukrywania bogactw, potrzebnych do ewentualnej dalszej walki, gdyby rewolucja upadła. Wielu z Ojców Założycieli – jak Benjamin Franklin i Jerzy Waszyngton – było rzeczywiście masonami. A masoni, ze względu na zbieżność niektórych rytuałów, byli uważani przez część badaczy za kontynuatorów tradycji templariuszy.

Na niezwykłe tropy naprowadza choćby jednodolarowy banknot. Znalazły się na nim, począwszy od 1935 roku, obie strony Wielkiej Pieczęci Stanów Zjednoczonych. Jej druga strona była bardzo rzadko używana i długo nie pojawiała się publicznie. Istnieje podobno wiele świadectw, według których nawet młody Franklin D. Roosevelt poszukiwał skarbów ukrytych ponoć w Ameryce i wierzył w potęgę tajnych bractw. To właśnie za jego prezydentury dokonała się zmiana, która pobudziła wyobraźnię filmowców. A tajemnic tu nie brakuje.

Na pierwszej stronie Wielkiej Pieczęci, która stanowi jednocześnie godło USA, przedstawiony jest orzeł (pierwotnie feniks), który w swoim lewym szponie trzyma 13 strzał, a w prawym gałązkę oliwną z 13 liśćmi i 13 owocami. W dziobie ma wstęgę z łacińskim napisem „E PLURIBUS UNUM” (z wielu jedno), który składa się z 13 liter. Na piersiach orła znajduje się tarcza z 13 pasami. Zgodnie z projektem Wielkiej Pieczęci zatwierdzonym przez Kongres, kolorystyka winna być następująca: 7 pasów białych, 6 czerwonych oraz niebieskie pole u góry, nawiązujące do trzech głównych „cnót masońskich”: męstwa, czystości i sprawiedliwości. Aureola nad głową orła składa się z 13 gwiazd pięcioramiennych, ułożonych w kształcie gwiazdy sześcioramiennej. Liczba „13”, powtarzana tyle razy, miała oficjalnie nawiązywać do trzynastu byłych kolonii, z których powstały Stany Zjednoczone.

O wiele więcej problemów interpretacyjnych sprawia druga strona Wielkiej Pieczęci, przedstawiająca niedokończoną piramidę, której przednia ściana składa się z 72 kamieni ułożonych w 13 warstw. Na dolnej warstwie umieszczono rzymskie cyfry oznaczające 1776, czyli rok założenia Zakonu Iluminatów, jednego z tajnych stowarzyszeń. Szczyt piramidy stanowi Wszystkowidzące Oko, oprawione w masoński trójkąt. Nad piramidą widnieje napis „Annuit Coeptis” (błogosław nam w naszym przedsięwzięciu), który także ma 13 liter. Poniżej znajduje się zwój z dewizą iluminatów „Novus Ordo Seclorum” (Nowy Porządek Wieków). Symbol Wszystkowidzącego Oka nawiązuje do egipskiego hieroglifu „złego oka”, przedstawiającego Ozyrysa, boga świata podziemnego. W okultyzmie Ozyrys i jego syn Horus to imiona odnoszące się do samego Szatana. Masoni uważali Wszystkowidzące Oko za symbol Wielkiego Architekta Wszechświata. Tak więc inspiracji nie brakowało, trzeba było tylko wybierać.

Więcej informacji

Proszę czekać…