Nastoletni Hubert gardzi swoją matką. Dostrzega jedynie jej niegustowne swetry i kiczowate ozdoby. Oprócz irytującej powierzchowności, matka uwielbia manipulować i wzbudzać poczucie winy. Zdezorientowany przez relację przepełnioną miłością i nienawiścią, która coraz bardziej go prześladuje, Hubert zgłębia tajemnice wieku dojrzewania – przeżywa pierwsze artystyczne odkrycia, zakazane doświadczenia homoseksualne, poznaje smak przyjaźni, wykluczenia. Burzliwy związek między matką a synem przeradza się w fascynującą mieszankę dzikiej furii i rozbrajającej czułości. Szokujący, na poły autobiograficzny film 20-letniego Xaviera Dolana, który jest autorem scenariusza, reżyserem, producentem i głównym wykonawcą.

Opis długi

„Zabiłem moją matkę” to historia nastoletniego Huberta (Xavier Dolan), który po rozwodzie rodziców mieszka z matką (Anne Dorval). Od jakiegoś czasu matka i syn nie mogą się ze sobą porozumieć. Kolejne kłótnie prowadzą do coraz silniejszego poczucia rozczarowania.

Z perspektywy chłopaka, matka nie nadaje się do roli rodzica. Jest niekonsekwentna i nie można na niej polegać. Hubert jest przekonany, że matka stale robi mu na złość, a wszelkie próby zbliżenia wykorzystuje by go upokorzyć.

Matka natomiast wciąż pamięta syna jako małe, urocze dziecko i nie rozumie, dlaczego zaczął sprawiać kłopoty. Czuje się nieustannie krytykowana i jest bezradna wobec jego wybuchów złości. Kiedy przypadkiem odkrywa, że Hubert ma chłopaka, dociera do niej, że przestała już uczestniczyć w ważnych aspektach jego życia. Niegdyś bliska więź między nimi rozluźniła się. Czy jest sposób, aby to naprawić? „Zabiłem moją matkę" pokazuje paradoks dojrzewania: młody człowiek marzy o dorosłości i autonomii, poddaje krytyce świat wartości rodziców, buntuje się przeciw ich władzy, a jednocześnie nadal pragnie ich bezwarunkowej miłości i tęskni za dawną bliskością. Z tego paradoksu rodzi się frustracja, a ta prowadzi do nieustannych kłótni, niezrozumienia, zawiedzionych oczekiwań i wzajemnych zranień.

Xavier Dolan posługuje się przemyślaną i mocno wystylizowaną estetyką. Nawiązuje do osiągnięć mistrzów - Wong Kar Waia, Pedro Almodóvara i Jean-Pierre Jeuneta.

Jest to debiutancki film Xaviera Dolana (ur. w 1989r. w Québecu). Scenariusz do niego napisał w wieku 17 lat w oparciu o własne doświadczenia. Dwa lata później (w 2009 roku) wyreżyserował go, wyprodukował i zagrał w nim główną rolę. Do udziału w „Zabiłem moją matkę” zaangażował znanych w Québecu aktorów.

Film odniósł sukces na świecie. Wyświetlany był na największych festiwalach i zdobył szereg wyróżnień (m. in. trzy nagrody w Cannes w 2009 roku, nominację do Cezara w 2010 roku). Film „Zabiłem moją matkę" został zgłoszony przez Kanadę jako oficjalny kandydat do Oscara 2010.

Xavier Dolan został przez zachodnią prasę okrzyknięty cudownym dzieckiem kina. Jego drugi film, „Wyśnione miłości" (2010) potwierdza talent reżyserski młodego twórcy i stanowi obietnicę niezwykłej kariery.

Synopsis

Pewnego ranka, Hubert chcąc wykręcić się z zadania domowego, okłamuje swoją nauczycielkę Julie. Następnego dnia matka Huberta, Chantale, wpada z hukiem na jego lekcję i poucza go przed całą klasą. Hubert ucieka. Julie dogania go swoim samochodem i zaprasza na obiad. W tym miejscu rozpoczyna się ich przyjaźń.

Hubert ogląda mieszkanie do wynajęcia. Opowiada matce o tym, że chce się usamodzielnić. Ona jest przychylna temu pomysłowi. Następnego dnia Hubert pokazuje mieszkanie swojemu chłopakowi, Antoninowi. Zwyczajne cztery ściany są dla niego jak wymarzony pałac. Niestety jego matka zmieniła już zdanie. Teraz uważa, że jest jeszcze za młody na opuszczenie domu.

Hubert popada w nostalgię, kiedy widzi relację, jaka łączy Antonina z jego matką, Hélene. Próbuje odgrywać rolę idealnego syna, sprząta, pierze, gotuje. Chantale jest zachwycona jego postawą. Jednak już za chwilę spotyka w solarium Hélene, która niefortunnie zdradza, że ich synowie są ze sobą razem. Chantale jest oniemiała.

Tego wieczora proponuje Hubertowi, żeby pojechali razem do wypożyczalni video. Czeka na niego w samochodzie. Kiedy wszystko się przeciąga, wpada do środka i karci syna na oczach innych ludzi. Kolejna kłótnia wybucha, kiedy jadą razem samochodem. Hubert już tego nie wytrzymuje i ucieka z domu. Odnajduje adres swojej nauczycielki i puka do jej drzwi. Ona zdając sobie sprawę, że przekracza pewne granice, zaprasza go do środka.

Niedługo potem Hubert odbiera telefon od swojego ojca, który nie utrzymuje z nim kontaktu i teraz zaprasza go na obiad do siebie. Okazuje się jednak, że to pułapka. Chantale też tam jest. Oboje oznajmiają mu, że podjęli decyzję i wysyłają go do szkoły z internatem. Tam Hubert poznaje młodego Erica. Wychodzą razem na miasto. Hubert pod wpływem narkotyków przyjeżdża do domu, budzi matkę w środku nocy i mówi jej, że ją bardzo kocha. Następnego dnia znajduje list potwierdzający przyjęcie go do szkoły z internatem na kolejny rok. Rozgniewany tym odkryciem staje się agresywny. Jego matka jest w końcu zmuszona poprosić go, by wyszedł.

W szkole z internatem Hubert zostaje pobity przez dwóch chłopaków. Tymczasem Chantale odnajduje kasetę video, którą nagrywał jej syn. Hubert opowiada szczerze przed kamerą, co o niej myśli. Następnego dnia Chantale odbiera telefon w swoim biurze. Dowiaduje się, że Hubert znów uciekł. Po kłótni z dyrektorem szkoły, Chantale postanawia odnaleźć syna. Znajduje go tam, gdzie spędzał dzieciństwo, na skalistej plaży Saint Lawrence River. Przy odgłosach dzikich gęsi, w końcu oboje doświadczają ulotnego uczucia spokoju.

Wywiad z reżyserem, Xavierem Dolanem

Skąd pomysł na ten film? Myślałeś o nim od dłuższego czasu…

Kiedy byłem w liceum, napisałem opowiadanie o infantylnej nienawiści. Moja niekonwencjonalna nauczycielka namówiła mnie, żebym napisał o sprawach bliskich mojemu sercu, intymnych. Opowiadanie nosiło tytuł „Matkobójstwo” (oryg. „Le Matricide”). Myślałem, że nie będę do tego już wracał. Jesienią 2006 rzuciłem szkołę. Stanąłem w obliczu pustki dorosłości. Próbowałem jakoś przetrwać w moim dusznym, ciasnym mieszkaniu. Zacząłem pisać skrypt na ten sam temat, oparty na moim życiu z matką. To było oczyszczające ćwiczenie. Pominąłem ezoteryczny wymiar historii i napisałem „Zabiłem moją matkę” i skoncentrowałem się na irytujących aspektach codziennego życia próbując, może niezręcznie, uporać się z nostalgią i wspomnieniami z dzieciństwa.

Możesz opowiedzieć o samym procesie pisania?

Napisałem skrypt w trzy dni. Potem go odstawiłem. Zaangażowałem się w inne projekty, z których nic nie wyszło. Potem przyjaciele zasugerowali, żebym zostawił to wszystko i wrócił do „Zabiłem moją matkę”. Przejrzałem jeszcze raz całość. Suzanne Clement przeczytała go i bardzo się jej spodobał. Tak to się zaczęło.

W jaki sposób tworzyłeś postacie?

Zależało mi na tym, żeby postacie były wielowymiarowe. Chciałem, żeby widzowie troszczyli się o każdą z nich, na przemian kochali i nienawidzili. Autobiografie mają ten problem, że brakuje im perspektywy. Nie chciałem, żeby wyszedł z tego hołd dla wieku dojrzewania i krytyka władzy rodzicielskiej. Nie o to chodziło. Zależało mi na sportretowaniu relacji z dwóch stron. Dlatego scenariusz musiał być obiektywny. Nie jestem pewien, czy rozwinąłem postacie wystarczająco. Wiem natomiast, że obie, i matka i syn, są mi bliskie.

Czy to jest film o poszukiwaniu tożsamości, o dorastaniu?

To jest opowieść o rolach, jakie życie nam przypisuje. Żeby być bardziej dokładnym, chodzi o konkretny okres w życiu – późny czas dojrzewania i wczesną dorosłość – kiedy nie można zrobić nic innego, jak odgrywać te role. Nie można nic na to poradzić. Więc w tym znaczeniu jest to film o dorastaniu. To również opowieść o poszukiwaniu tożsamości. To nie Hubert jej poszukuje. On wie, kim jest, i każdego dnia się rozwija. Bawi się możliwością odwrócenia się od tej tożsamości, by nie powielać jej, by mieć możliwość wyzwolenia od środowiska klasy pracującej swojej matki. Porównuje się do matki i czuje, że przepaść miedzy nimi jest przerażająca.

Słowna przemoc w filmie jest czasami nie do zniesienia. Jak sobie z tym radziłeś?

Dialogi opierają się częściowo na prawdziwych rozmowach, częściowo są wymyślone. Nikogo dokładnie nie cytowałem. Każdą linijkę przekształcałem i parafrazowałem. Gdybym chciał oddać dokładnie rzeczywistość, ukryłbym kamery i mikrofony w doniczkach i biustonoszach matki. Ale nie zależało mi na stworzeniu dokumentu. Wykorzystałem tylko swoje doświadczenia. Poza tym pisałem to, co odpowiadało bohaterom, ich wiekowi, wyglądowi, osobowości.

Uderzył mnie kontrast pomiędzy domem Antonina i Huberta.

Pomyślałem, że to ważne, żeby podkreślić kontrast miedzy różnymi środowiskami w filmie, zarówno poprzez kolor jak i światło. Chciałem, żeby widzowie nienawidzili domu Huberta i pragnęli się stamtąd wydostać, tak jak mój bohater. Chciałem, żeby to miejsce wydawało się zaniedbane i duszne, przesycone lepką i ciemną atmosferą. Dom Antonina jest natomiast luksusowy i zalany światłem. Mieszkanie Julie jest z kolei tradycyjne i w większości niebieskie.

Kiedy matka wrzeszczy przez telefon na dyrektora szkoły z internatem, to mamy wrażenie, że ją polubiłeś, jakby odkupiła swoje winy.

Dokładnie tak. Ta scena potwierdza tylko to, co Hubert sugerował już wcześniej, że Chantale nie została stworzona do bycia matką. A jednak ona zawsze robiła wszystko, co mogła, żeby kochać syna. Podążała za odrobiną instynktu macierzyńskiego i poczuciem odpowiedzialności. Ojciec Huberta porzucił ją dawno temu i była zmuszona sama podjąć wyzwanie macierzyństwa. Przez ostatnie kilka miesięcy bunt syna nie przynosił ulgi jej samotności i poczuciu winy. I teraz te szowinistyczne insynuacje jakiegoś dumnego idioty sprawiły, że wybuchła.

Czy nazwisko chłopaka Huberta – Antonin Rimbaud – jest odniesieniem do Antonina Artaud i Arthura Rimbaud?

Zgadza się. W scenie, która ostatecznie została wycięta, Antonin nawet mówi: Nie jesteś poważny, gdy masz 17 lat.

Twój film wydaje się być inspirowany sztuką. Którzy artyści inspirują cię najbardziej?

Pollock, Matisse, Klimt.

Czarno-białe zdjęcia, kiedy zwracasz się bezpośrednio do kamery, są jakby rodzajem spowiedzi.

Zdecydowanie tak. Są jak duchowy komentarz wszystkowiedzącego narratora, który pomaga widzowi. Hubert w tych scenach sam się filmuje. Na ekranie nie widać jednak ujęć z jego taniej kamery. Zamiast tego pokazana jest jego własna wizja w intymnej atmosferze zaufania i pokuty.

Muzyka jest wspaniała. Niektóre ujęcia w zwolnionym tempie przypominają film „Spragnieni miłości” muzykę Shigeru Umebayashi.

Rzeczywiście. Ujęcia w zwolnionym tempie o hołd dla Wong Kar Waia i Shigeru Umebayashi.

Jak pracowałeś nad montażem?

Współpracowałem ściśle z moją montażystką Hélene Girard, kobietą po pięćdziesiątce, która ma wielkie poczucie humoru i niesamowitą wrażliwość. Jest bardzo kompetentna. To było bardzo pomocne i stymulujące. Wymienialiśmy się pomysłami, dyskutowaliśmy i broniliśmy naszych decyzji. Uczestniczyłem w prawie całym montażu, ale uważałem, żeby nie wchodzić jej w drogę, kiedy miała natchnienie. Natomiast dokładnie wiedziałem, jak ma wyglądać scena, kiedy Antonin i Hubert malują ścianę i kochają się, więc sam zająłem się jej montowaniem.

Jak wybierałeś aktorów? Niektórzy z nich są bardzo znani w Quebecu.

Większość z nich znałem już wcześniej. Kilkoro wybrałem, kiedy poznaliśmy się przez przypadek. Wielu innych dołączyło do obsady w ostatniej chwili. Bardzo się z tego cieszę.

W jaki sposób pracowałeś z aktorami? Czy to nie było przytłaczające, biorąc pod uwagę, że jesteś taki młody i nie reżyserowałeś żadnego filmu wcześniej?

Ze względu na kolorowe kostiumy i krzykliwe sceny, aktorzy nie mogli przedobrzyć. To wymagało powściągliwości. Pozwolili mi kierować. Byli bardzo otwarci, zaufali mojej wizji. To pozwoliło mi nabrać pewności, której brakowało by mi w przeciwnym razie. Lubię pracować z aktorami, oglądać ich techniki i osobiste, charakterystyczne gesty, jakie wprowadzają do postaci.

Film od strony wizualnej jest niesamowity. Jak udało ci się tego dokonać z tak niskim budżetem i praktycznie bez doświadczenia?

Ograniczony budżet oznacza, że trzeba być bardziej kreatywnym i lepiej gospodarować zasobami. I dzięki Bogu, że tak jest. Możesz zastanawiać się, jak by wyglądał ten film, gdyby było więcej pieniędzy. Ale to strata czasu. Jestem zadowolony z tego, jaki jest. To małe, ale imponujące osiągnięcie. Udało mi się to osiągnąć, bo pracowałem z ludźmi, którzy dzielili się ze mną swoim doświadczeniem i radą. Jeśli chodzi o reżyserię, to w dużej mierze opierałem się na improwizacji. Co do zdjęć, to Stéphanie Weber-Biron podążała za swoją intuicją. Szczególnie w przypadku scen kręconych z ręki.

Xavier Dolan – wspomnienia

Od kiedy zacząłem pisać ZABIŁEM MOJĄ MATKĘ, czuję się, jakbym przeżył milion wcieleń. Chociaż minęło już dużo czasu, to wyraźnie pamiętam pierwsze doświadczenia. Szczęśliwe i smutne chwile paradują przez mój umysł. Ze wszystkich tych momentów, jeden zostanie ze mną na zawsze. Byliśmy na wsi. Siostra mojej babci, bardzo pobożna, wykształcona – studiowała na Sorbonie i wykładała w Burundi – zaprosiła nas do swojej posiadłości nad wodą. To właśnie tam kręciliśmy ostatnią scenę filmu. Była noc. Słychać było cykanie świerszczy i trzaskanie ognia. Rozmawialiśmy o filmie. W tym czasie mieliśmy mało pieniędzy i cały projekt mógł się zawalić. Miecz Demoklesa ciągle wisiał nad naszymi głowami. Rozkoszowaliśmy się zupą z cukinii i innymi pysznościami, kiedy rozmowa zeszła na temat ambicji. Rozpierały nas emocje. Mieliśmy dużo nadziei. I nagle zapadła cisza. Ciągle widzę siebie, jak się martwiłem, kiedy myślałem o filmie. Ciotka podniosła się z krzesła, nalała gościom wina do opróżnionych kieliszków i położyła rękę na moim ramieniu. Byłem pewien, że zaraz usłyszę jedną z jej przestarzałych przypowieści. Przygotowywałem się już na jakąś duszpasterską metaforę w stylu „Jezus i żebrak z posiniaczonymi stopami”. Nic takiego się nie stało. Spojrzała na mnie spokojnie i powiedziała: ci, którzy nie mają marzeń, umrą z zimna.

Więcej informacji

Proszę czekać…