BERLINALE 2017: The Lost City of Z 1

Nie jest łatwo dostać się do grona brytyjskiej arystokratycznej śmietanki towarzyskiej. Ordery, medale i tytuły szlacheckie tworzą niezwykle hermetyczny krąg ludzi, którzy darzą siebie nawzajem uwielbieniem i zapewne nieco chłodniejszymi uczuciami. Percy Fawcett (Charlie Hunnam) marzy by należeć do tego grona, ale niestety nie zyskał zbyt wielu okazji, aby się wykazać i zyskać upragnione honory. Trudni się więc polowaniem, udowadnianiem swej siły oraz edukacją – dołączył do Royal Geographical Society, która wysyła go na odległe naukowe ekspedycje. I to właśnie one przyniosą mu uznanie.

The Lost City of Z przedstawia losy podróżnika, który na początku XX w. Został wysłany do Ameryki Południowej, by wyznaczyć granice między Brazylią a Boliwią. Pierwsza podróż odkryła przed nim tajemnicze lasy i dziedzictwa kultury miejscowej ludności. Fawcett był przekonany, że na terenie Boliwii znajduje się starożytne miasto świadczące o wysoko rozwiniętej cywilizacji. Jego duma i pragnienie osiągnięć doprowadziły go do momentu, kiedy przekonania o istnieniu tajemniczego miasta przerodziły się w obsesję i cel życia. Dżungla nie pozwoliła o sobie zapomnieć.

James Gray tworzy film biograficzny z dużą dozą kina przygodowego. Egzotyczne wyprawy przypominają podróż do jądra ciemności, ale dość szybko odchodzą od tego schematu. Reżyser nie skupia się na penetrowaniu ludzkiej natury, nie doszukuje się skazy i bolesnych przewinień. Brytyjczycy są wyjątkowo humanitarni i z łatwością zaprzyjaźniają się z tubylcami, porozumiewając się z nimi po hiszpańsku (sic!). Na dodatek, pomimo kilku słabości, wszyscy ochoczo wędrują w górę rzeki. Nie czuć ciężaru i trudy całej wyprawy. Co prawda dżungla jest pokazana jako duszna, mroczna i ciemna, skrywająca wiele tajemnic, ale całość zupełnie traci znaczenie w oczach Fawcetta.

Historia zostaje opowiedziana chronologicznie z inscenizacyjną precyzją, przez co The City of Z niczym nie zaskakuje. O ile sekwencje wypraw wydają się długie i nużące, bohaterowie są w stanie zapełnić ekran swoją osobowością. Charlie Hunnam przeobraża się z brytyjskiego elegancikiem w wojowniczego podróżnika, który z odwagą i zdecydowaniem zawiaduje całą ekspedycją. Fantastycznie wypada partnerująca mu Sienna Miller w roli Niny Fawcett jako kobieta – niewolnica swoich czasów. Gray wprowadza wątek emancypacyjny, dodaje Ninie feministycznego sznytu, ale zatapia go w konwenansach i społecznych oczekiwaniach początku ubiegłego wieku. Pomimo tego że żona pragnie towarzyszyć mężowi, nie wypada jej porzucić domu i dzieci. Tam jest przypisane jej miejsce.

Bogactwo poruszanych wątków pozwala na tematyczną eksplorację, ale niestety nie wszystkie otrzymują należytą przestrzeń. Relacje Fawcetta z dziećmi, ale przede wszystkim ze zbuntowanym najstarszym synem zostają potraktowane pobieżnie, tylko jako niezbędny punkt w opowiadanej akcji. Robert Pattinson w roli Henry’ego Costina pojawia się jako głos rozsądku, a Angus Macfadyen – podróżnik James Murray – staje się ucieleśnieniem ludzkich słabości.

James Gray momentami chodzi na skróty, podąża za schematami i nie unika przerysowania, ale całość broni się jako spójna biograficzna opowieść o podążaniu za własnymi pragnieniami, przeczuciami i marzeniami (choć blisko jej do pomnikowej laurki). The Lost City of Z pokazuje, że nie jest łatwo dostać się do grona filmów zachwycających i wybitnych. Dobry temat nie zawsze przeradza się w fantastyczny sukces, ale może siła tkwi w poprawności opowiadania. Fawcett – miejmy nadzieję – osiągnął swój cel, tak samo jak film, który jest dobrą rozrywką przybliżającą sylwetkę zapominanego podróżnika.

Moja ocena: 7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…