Will Francis, wraz ze swym przyjacielem i współpracownikiem Sandym, prowadzi dobrze prosperującą londyńską firmę, specjalizującą się w architekturze krajobrazu. Eleganckie biuro staje się obiektem zainteresowania małych włamywaczy. Will trafia na trop jednego z nich, młodocianego Miro. Zaprzyjaźnia się z jego matką, Amirą, emigrantką z Bośni. To powoduje komplikacje w jego związku z Liv, z którą jest od wielu lat.

Dobre dzielnice, złe dzielnice

King’s Cross, gdzie mieści się filmowe biuro głównego bohatera, zostało uwiecznione w słynnej komedii wytwórni Ealing – „Jak zabić starszą panią” (The Ladykillers, 1955, reż. Alexander Mackendrick). Także fani Harry’ego Pottera doskonale znają magiczny peron właśnie na stacji King’s Cross, stąd bowiem odjeżdżają pociągi do Hogwartu. W dzielnicy King’s Cross znajduje się wiele ważnych instytucji kulturalnych, na przykład Biblioteka Brytyjska. Jednak ta okolica ma także inną, mroczną stronę. Trzeba przecież pamiętać, że w XIX wieku był to najbiedniejszy rejon w mieście, była to też przez lata „dzielnica czerwonych latarni”. W ciągu ostatnich pięciu lat King’s Cross stało się wielkim placem budowy – ma tu miejsce najbardziej ambitny, od czasów wiktoriańskich, projekt rewitalizacji miasta.

Tim Bricknell, jeden z producentów, opowiadał: Film powstał w miejscu, gdzie ja, Anthony i Jude mieszkamy na co dzień. W pewnym sensie obserwujemy burzliwe zmiany, jesteśmy może nawet ich częścią. Na naszych oczach i w jakimś stopniu z naszym udziałem stary Londyn, pełen wiktoriańskiego jeszcze ducha i silnie ciążący ku tradycji, przekształca się w nowy Londyn, pod wpływem kultur dalekich od dotychczasowego wyspiarskiego doświadczenia. Te gwałtowne i wielorakie zmiany, a raczej ich czysto zewnętrzny i bardzo widoczny wyraz, Minghella nazwał „architektonicznymi konwulsjami”. Dostrzegł w tym procesie ironię. Ludzie, którzy tu mieszkali od dawna, nie za bardzo cieszą się z obecnego, planowanego na kolejne lata szybkiego rozwoju miasta i trudno się im dziwić. Powstają tu jak grzyby po deszczu eleganckie biura i mieszkania, ale przecież nie są one budowane dla nich.

Aktor Ray Winstone („Sexy Beast”), który zagrał policyjnego detektywa Bruno Fellę, mówił: Zarówno miejscowi, jak i imigranci mają prawo czuć gorycz. Wierzę, że planiści oraz architekci mieli wielkie zamiary i je realizują. Tak, trzeba przyznać, że rozmach tego projektu jest na skalę światową. Ale jest jeszcze inna skala: życie ludzi związanych od lat na dobre i złe z tymi miejscami, którzy czują, że przestają być u siebie. Jak mówi mój bohater do postaci granej przez Jude’a Lawa: „To jest King’s Cross, słynna biblioteka, wprowadzasz się tu i właściwie nie zastanawiasz się, dlaczego”. Nowi mieszkańcy dziwią się, że ich samochody są okradane. Wcale nie mówię, że to jest w porządku, ale warto zrozumieć, dlaczego tak się dzieje.

Dzielnica King’s Cross została odświeżona i unowocześniona, co budzi uznanie, a nawet podziw – mówił scenograf Alex McDowell. – Trudno jednak nie dostrzec negatywnych skutków społecznych tego procesu.

Londyn to skomplikowane miasto. Nie chcieliśmy dać jego częstego ostatnio i modnego w wielu filmach, upiększonego, wręcz pocztówkowego obrazu. Chcieliśmy sportretować Londyn barwny, pełen pulsującego życia i ostrych częstokroć kontrastów. Dlatego też zaprosiłem do współpracy operatora Benoita Delhomme’a. To człowiek, który potrafi oddać ducha miasta, ducha różnych miast. Wystarczy wspomnieć jego pracę przy „Cyclo” Tarn Anh Hunga, gdzie ukazał w niezwykle wyrazisty sposób Sajgon. Nie było to miasto piękne, ale zawsze intrygujące.

Dostrzec „niewidzialnych”

Jude Law, odtwórca roli Willa, komentował: Według mnie, scenariusz opowiada przede wszystkim o osobnych światach, w jakich żyjemy tu, w Londynie. Czasem ich mieszkańcy mijają się, czasem się lekceważą, czasem – co może najgorsze – traktują się nawzajem z góry, z pobłażaniem. Biorę udział w akcjach charytatywnych, oddaję swoje stare ubrania biednym Rumunom – więc niby robię to, co do mnie należy. Ale przecież tak naprawdę w ten sposób nie robisz nic dla nikogo, a tylko zapewniasz sobie dobre samopoczucie. Może warto się zastanowić nad tym, kto myje mój samochód, kto przygotowuje dla mnie posiłki… Czy przypadkiem nie są to ludzie lepiej wykształceni niż ja sam?

Juliette Binoche, grająca Amirę, także doceniła wagę poruszanych w filmie Minghelli problemów. Imigranci to nie jest temat łatwy do sprzedania. Widzimy ich na ulicy, widzimy ich ciężką sytuację życiową, ale niespecjalnie lubimy o tym myśleć czy rozmawiać. Uważam, że Anthony wykazał się odwagą, bo chce uświadomić widzom, jak to jest być emigrantem. Jak czują się ludzie, których los kompletnie się zmienił z powodu wojny, z powodu decyzji, które zapadły bez ich woli i zgody. W swoim rodzinnym kraju ci ludzi byli na przykład pianistami czy naukowcami, a w nowym miejscu zajmują się stróżowaniem czy sprzątaniem.

Martin Freeman mówił natomiast: Bardzo łatwo się osądza, gdy nie zna się ludzi ani ich sytuacji. Szczerze mówiąc, ciągle to robimy. Rzadko udaje się nam wczuć w sytuację kogoś z całkiem innymi doświadczeniami, z inną mentalnością, czasem z innym kolorem skóry. A trzeba przecież próbować.

Fantastyczna Poppy

Podobnego problemu jak z obsadzeniem roli Miro nie było w przypadku postaci Bei. Poppy Rogers została wybrana już na pierwszym castingu. Urodzona w 1992 roku młoda aktorka debiutowała u boku Johnny’ego Deppa w filmie „Z piekła rodem”. Od tego czasu potwierdziła wielokrotnie swą klasę, występując w filmach kinowych („Secret Passage”, „The Thief Lord”) i telewizyjnych („Pięcioro dzieci i coś”, „Nickolas Nickleby”). Minghella wspominał: Gdy tylko ją zobaczyłem, powiedziałem do kierownika castingu: obsadźmy ją, jest fantastyczna. Rozważaliśmy jeszcze kandydatury kilku innych dziewczyn, ale to, co pokazały podczas testów, wypadało blado w cieniu swobody Poppy.

Minghella cieszył się też z obsadzenia Martina Freemana jako Sandy’ego, chociaż współpraca z nim nie polegała na „pełnym zaufaniu”. Wręcz przeciwnie. Freeman często sprzeciwiał się wielu rozwiązaniom, a jeśli chodziło o jego własną rolę, zdarzało się, że mówił po prostu: „To głupie, tego nie zagram”. Minghella miał jednak uznanie dla jego krytycyzmu, ponieważ postawa Freemana nie wynikała z próżności czy nieuzasadnionej wyższości. Zdaniem reżysera, Freeman słusznie hamował entuzjazm ekipy, skłaniał do twórczego przemyślenia detali i pomysłów. Był wyczulony zwłaszcza na psychologiczny fałsz i przesadny sentymentalizm.

Do małej roli psychiatry Minghella zatrudnił Juliet Stevenson, co było swego rodzaju żartem. Grała ona u niego w „Głęboko, prawdziwie, do szaleństwa”. Jedna z pamiętnych scen tego filmu dotyczyła wizyty jej bohaterki u psychiatry. A teraz ona sama została psychiatrą.

Na amerykańską aktorkę o ukraińskich korzeniach, Verę Farmigę („Infiltracja”), Minghella zwrócił uwagę, oglądając powtórkę jakiegoś serialu. Już wtedy zanotował w pamięci to nazwisko. Gdy poszukiwano aktorki do roli Oany, rumuńskiej prostytutki, reżyser dostał od kierownika castingu kasetę z filmem „Down to the Bone”, w którym występowała właśnie ona. Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama aktorka. Kapitalnie zmienia wygląd i głos. Najdziwniejsze jest to, że zanim powierzyłem jej rolę, długo nie pracowała. A ma w mojej opinii talent na miarę Meryl Streep! – mówił Minghella. Oana wprowadza do filmu filozofujący ton i poczucie humoru. Jest jedną z kobiet z Europy Wschodniej, które stały się ofiarami seksualnego wyzysku, ale jej postać nie jest jednoznaczna. Kobieta broni się humorem, twardością, sprytem, konfabulacjami. Farmiga bardzo cieszyła się, że może stworzyć tak wycieniowaną postać.

Londyn mnie nie zabija

Jest to także film o Londynie, mieście, które kocham, właśnie ze względu na to, że spotykają się tu ludzie z tak odległych kultur. To czarująca strona tej sytuacji, ale mniej czarujący jest fakt, że wielka część emigrantów aspirujących do klasy średniej, nigdy nie osiągnie tego statusu. Pozostaną armią ciężko pracujących, „niewidocznych” ludzi, wykonujących usługowe zajęcia, którymi miejscowi się nie zajmują, bo nie chcą i się to im nie opłaca. Oczywiście przychodzą wybory i część polityków zabiega o głosy emigrantów. Gorzej jest z ich sytuacją na co dzień – komentował Minghella.

Binoche podkreślała, że temat filmu jest jej osobiście bliski i emocjonalnie nieobojętny. Moja babcia pochodziła z Polski, była emigrantką. Nie pozbyła się polskiego akcentu. Pracowała jako pomywaczka. Więc gdy przeczytałam scenariusz, wydał mi się ważny i bliski. Jeden z powodów, dla których przyjęłam tę rolę, to ten, że bardzo kochałam moją babcię, byłam do niej mocno przywiązana. Chciałam uczcić bliską mi osobę i w pewien sposób powrócić do korzeni. Bardzo szanuję pokolenie tych ludzi, którzy poświęcili wiele, by zapewnić swoim potomkom lepsze życie, większe szanse rozwoju.

Obecnie w Londynie mamy potężną armię „niewidzialnych”. Są to emigranci z Bośni, Zambii, Ghany, Kosowa, Słowenii, Meksyku czy Brazylii. Są „niewidoczni” dla opieki społecznej, ale stanowią znaczny procent ludności. Myślę, że należy im się film, warto i trzeba o nich opowiadać – deklarował reżyser.

Matki i dzieci

Minghella był przekonany, że motyw macierzyństwa, wydawałoby się drugorzędny, był bardzo istotny dla filmu. Porównanie i zderzenie historii dwóch matek dorastających dzieci stanowił bardzo ważny element dramaturgii. Liv przeniosła się do Londynu z córką cierpiącą na autyzm. Natomiast Amira, emigrantka z Bośni, martwi się losem swego syna, Miro, zwłaszcza, gdy zostaje przyłapany na kradzieży komputera Willa. Binoche była zdania, że Will, w którym zakochuje się Amira, jest rozdarty nie tylko pomiędzy dwiema kobietami, ale może przede wszystkim pomiędzy dwiema matkami. Moim zdaniem dotknęliśmy tego tematu w niezwykle wyrazisty i subtelny sposób. Jest w tym filmie scena, kiedy Amira mówi Willowi: Musisz wiedzieć coś o matkach: zrobią wszystko, by ochronić swoje dziecko. A Amira ma szczególne prawo, by tak powiedzieć: pochodzi przecież z tragicznie doświadczonej Bośni. – mówiła aktorka. Binoche spędziła zresztą sporo czasu w Sarajewie, chłonąc atmosferę miasta i wiele rozmawiając z tamtejszymi kobietami o ich tragicznych doświadczeniach związanych z wojną na Bałkanach.

Producenci szukali aktorki właśnie z Bałkanów lub wschodniej Europy do roli Amiry. Binoche początkowo odmówiła udziału w filmie: Jeśli kręcisz film o Bośniaczce, powinieneś zaangażować Bośniaczkę. To twój obowiązek. W końcu Minghella ją namówił, a Binoche przekonała wszystkich swym zaangażowaniem i pracą. W scenach, w których występowała z aktorami drugoplanowymi, prawdziwymi Bośniakami, zarówno jej akcent, jak i sposób zachowania, były niemal nie do odróżnienia.

Juliette ma twórczą swobodę i wielką odwagę, jest nieustraszona. To działa na całą ekipę, zwłaszcza na aktorów – podkreślał Law. – Z aktorstwem jest trochę jak ze sportem. Gdy grasz z silnym partnerem, dajesz z siebie wszystko, wzmaga się twoja inwencja. A Juliette jest niezwykle silna. Minghella nie zaprzeczał, że początkowo nie myślał o obsadzeniu Binoche. Gdy piszę, nie myślę o obsadzie. Zastanawiam się nad tym dopiero później. W czasie pisania – trudno to wytłumaczyć, ale tak jest – staję się każdą z postaci. Byłem także Amirą. Dopiero potem przychodzi czas poszukiwania aktorów.

Jasne było, że równie ważną postać Liv musi także zagrać wybitna aktorka. Wybór padł na Robin Wright Penn. Law bardzo go pochwalał. Jego zdaniem, jest to jedna z nielicznych amerykańskich aktorek filmowych, które potrafią fascynować. Jest zdystansowana, enigmatyczna, ma w sobie tajemnicę i jest oczywiście niezwykle piękna – komplementował swą koleżankę po fachu. Penn, słynna ze starannego dobierania ról, dostrzegła w postaci Liv to, co lubi najbardziej. W tej postaci zapisana jest niejednoznaczność, delikatne niuanse. To daje aktorowi szansę na prawdziwie twórczą pracę – twierdziła. – Liv lubi wszystko wyjaśniać i planować. Wyjaśnia dokładnie, co robią i dlaczego, także swojej córce. Kocha ją, ale czuje się bardzo samotna. Nie potrafi nawiązać z Beą kontaktu na innej, głębszej płaszczyźnie, co jest oczywiście bardzo trudne – zauważyła aktorka.

Law tak zaś komentował relacje Willa i Liv: To ciągle jest jeszcze pod wieloma względami dobry związek. Oboje wiedzą, jak unikać ostrych konfliktów, są sobie wzajemnie potrzebni. Will jest też bardzo dobrym ojczymem dla Bei, a nie jest to przecież w ich sytuacji łatwe. Penn celnie zwróciła uwagę na odwrócenie pewnego kulturowego, mocno utrwalonego stereotypu: Uważa się, że Anglicy są zamknięci w sobie, tłumią emocje i w związku z tym trudno się z nimi porozumieć. Tymczasem w naszym filmie to Szwedka Liv ma z tym poważne problemy. W tym związku to głównie na Willu spoczywa ciężar komunikacji, to on usiłuje wyjaśniać trudne kwestie. Liv ma z tym wielkie trudności.

O aktorach

Jude Law

Właśc. David Jude. Urodził się 29.12.1972 roku w Londynie. Rozpoczynał karierę w teatrze, występując w National Youth Music Theatre, gdzie się kształcił, a potem na londyńskim West Endzie i w Royal National Theatre. Za występ w sztuce Jeana Cocteau „Straszni rodzice” na deskach Royal National Theatre zdobył Ian Charleson Award, nagrodę dla najbardziej obiecującego aktora. Rolę powtórzył za oceanem, na Broadwayu, u boku Kathleen Turner i Eileen Atkins. Ponownie odniósł sukces, zdobywając Theatre World Award i nominację do nagrody Tony w kategorii najlepszego aktora drugoplanowego. Zagrał w Londynie w „Szkoda, że jest ladacznicą” Johna Forda oraz „Doktorze Faustusie” Christophera Marlowe’a. W telewizji zdobył popularność, grając w serialu „Families”, krytyka natomiast doceniła (London Film Critics Circle Award oraz Evening Standard Award) jego występ w biograficznym filmie „Wilde” (1997). Przełomem była rola Dickiego Greenleafa w błyskotliwej adaptacji klasycznego kryminału psychologicznego Patricii Higsmith „Utalentowany pan Ripley” (1999), w reżyserii Anthony’ego Minghelli (nominacja do Oscara i nagrody BAFTA). W „Drodze do Zatracenia” zadziwił publiczność niezwykłą kreacją psychotycznego zabójcy. Wyreżyserował nowelę „A Bird in the Hand” w filmie „Tube Tales” (1999). Jest współwłaścicielem firmy produkcyjnej Natural Nylon.

O reżyserze

Anthony Minghella

Reżyser, scenarzysta i producent. Urodził się 6.01.1954 roku w Ryde na wyspie Wight, w Anglii. Jego rodzice pochodzili z Włoch. Od 1981 roku studiował dramat na University of Hull. Jest autorem sztuk teatralnych: „Child’s Play”, „Whale Music”, „A Little Like Drowning”, „Two Planks and A Passion”, „Made in Bangkok” (nagroda London Theatre Critics za najlepszą sztukę, 1986), widowisk telewizyjnych („What If It’s Raining?’) i słuchowisk radiowych (“Hang Up” oraz “Cigarettes and Chocolate”). Był autorem scenariuszy wszystkich dziewięciu odcinków serialu produkcji Jima Hensona “Storyteller”, który zdobył nagrodę Emmy, BAFTA oraz Gold Medal w czasie New York Television and Film Festival. Jego debiut kinowy „Prawdziwie, głęboko, do szaleństwa” Australian Film Institute uznał za najlepszy film roku. Film otrzymał także nagrodę BAFTA i Writer’s Guild Award. Z kolei film „Angielski pacjent”, według powieści Michaela Ondaatje, był nominowany do Oscara w dwunastu kategoriach, zdobył dziewięć statuetek, w tym za najlepszy film i najlepszą reżyserię. Wyróżniono go ponad trzydziestoma nagrodami, między innymi sześcioma nagrodami BAFTA, Złotymi Globami, Writer’s Guild Film Award za najlepszy scenariusz, The Scripters Award za najlepszą reżyserię i Directors Guild of America. Za „Utalentowanego pana Ripleya” Minghella dostał nagrodę National Board Review (1999). Od 2000 roku kieruje wraz z Sydneym Pollackiem firmą produkcyjną Mirage Enterprises (wyprodukowała ona m.in. „Niebo” Toma Tykwera, „Iris” i „Spokojnego Amerykanina” Philipe’a Noyce’a) oraz stoi na czele British Film Institute. Został wyróżniony doktoratami honoris causa uniwersytetów w Hull i Southampton. W 2000 roku Minghella został wybrany przez Stowarzyszenie Właścicieli Kin w USA reżyserem roku.

Osobiście i z pasją

Ceniony brytyjski reżyser Anthony Minghella („Utalentowany pan Ripley”, „Wzgórze nadziei”), który zdobył wielki rozgłos zwłaszcza dzięki obsypanemu Oscarami „Angielskiemu pacjentowi”, zwykle pracuje nad adaptacjami literatury. Tym razem, po raz pierwszy od doskonałego filmu „Prawdziwie, głęboko, do szaleństwa” (1991), napisał całkowicie oryginalny tekst. Powody takiej decyzji były wielorakie: twórca był już nieco znużony wielkimi kostiumowymi widowiskami i postanowił położyć nacisk na wątki psychologiczne i społeczne. Chciał stworzyć panoramę społeczną współczesnego Londynu, który jest obecnie prawdziwym tyglem klas, warstw i kultur. Dochodzi tu do niespodziewanych spotkań, a także do niezwykle dramatycznych zderzeń. Należy przecież pamiętać, że to właśnie pod stacją King’s Cross, w okolicy, gdzie toczy się akcja filmu, miał w lipcu 2005 roku tragiczny zamach bombowy.

Dawno temu – opowiadał twórca filmu – zacząłem pisać sztukę teatralną właśnie pod tytułem „Breaking and Entering”. Miała to być rzecz o pewnej parze, która wraca z przyjęcia i stwierdza, że było włamanie do jej domu. Jednak okazuje się, że nic nie zginęło, za to ktoś dodał przedmioty, które są kluczem do zrozumienia kłopotów w tym małżeństwie. Pomysł wydawał mi się dobry, ale próby jego realizacji – zdecydowanie mniej, choć naprawdę się starałem. Parę lat później kupiliśmy stary kościół w północnym Londynie, by tam urządzić studio i biura. Pamiętam mojego syna, Maksa, gdy powiedział: „To złe miejsce na biuro” – i ta kwestia znalazła się w filmie. Ale mnie się podobało! Gdy byłem w Rumunii, pracując nad „Wzgórzem nadziei”, dostałem telefon z Londynu: mieliśmy włamanie. Niedługo potem kolejny – znowu włamanie. W ciągu ośmiu tygodni włamywano się do naszych biur aż trzynaście razy! Wkrótce nasunęło mi to myśl: może te włamania mają na celu to, byśmy coś naprawili. Może takie naprawianie czyni wszystkich silniejszymi. Każdy z nas „kradnie” – w metaforycznym sensie – z życia innych ludzi. Także o takim rodzaju „kradzieży” jest nasz film.

To nie był jeden szybki telefon

Jude Law wspominał, że obsadzenie go w roli Willa było długim procesem. Ludzie sobie często wyobrażają, że ma to prosty przebieg. Pracowaliśmy z Anthonym przy dwóch filmach i całkiem dobrze nam szło, więc on po prostu chwyta za telefon, dzwoni do mnie i za chwilę robimy kolejny film. Nic podobnego. Anthony myśli przede wszystkim o tym, co będzie dobre dla filmu. Dał mi do przeczytania jedną z pierwszych wersji scenariusza i spytał o zdanie. Podobało mi się. Wtedy on powiedział: Wrócę do ciebie, ale muszę się zastanowić. I w końcu wrócił, ale dopiero, gdy przemyślał całą koncepcję filmu i stwierdził, że jest tam miejsce dla mnie. Aktor mówił, że rozumiał wahania Minghelli. Po pierwsze, w postaci Willa jest wiele elementów, których nigdy nie grałem. Anthony nie mógł być do końca pewien, czy dam sobie z nimi radę. Po drugie, to jest jego bardzo osobisty projekt, a z postacią Willa z pewnością w dużej mierze się identyfikuje. Chciał więc mieć absolutną pewność, że jego intencje zostaną przez wykonującego tę rolę aktora właściwie odczytane. Patrząc na rzecz z mojej strony, były tu rzeczy dla mnie trudne, bo przypominały mi o bolesnych wydarzeniach z mojego życia – wyznał aktor. Występ Lawa tak komentował Ray Winstone: Pamiętam Jude’a jako pełnego entuzjazmu dzieciaka. Dorósł i jest moim zdaniem aktorem pełną gębą. Nie tylko z ładną buzią – co w pewnym momencie mogło mu przeszkadzać – ale facetem, z którym po prostu chce się grać. Minghella też należy do wielbicieli talentu Lawa. Jest wrażliwy i inteligentny. Zrobiliśmy razem trzy filmy i sztukę teatralną i mówię z ręką na sercu, że nie było ani jednego momentu, kiedy porozumienie pomiędzy nami byłoby zerwane, co przecież bardzo często w relacji aktor-reżyser się zdarza. Myślę, że Jude bywa niedoceniany ze względu na swój wygląd: jest zbyt przystojny. Mój przyjaciel Sydney Pollack miał podobny problem, ale się nie przejmował i nakręcił osiem czy dziewięć filmów z Robertem Redfordem. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby Jude był moim Redfordem. Law tak posumował swą współpracę z Minghellą: To sprawa absolutnego zaufania, na tym to polega. Robię po prostu to, o co mnie Anthony poprosi, bo wiem, że on doskonale wie, co chce uzyskać. To pomaga, bo jestem mocno zaangażowany w pracę. Niepewność, napięcie ustępują. Nie muszę przeglądać materiałów nakręconych w ciągu dnia – po prostu wiem, że wypadły dobrze.

Twierdza architektów

Wielkim wyzwaniem było stworzenie Green Effect Studio, biur Sandy’ego. McDowell podkreślał, że nie można było kręcić w dzielnicy King’s Cross, ponieważ za bardzo się zmieniła. To było możliwe pięć, może dziesięć lat temu. Teraz już nie. Nie ma tu już takich starych przebudowywanych budynków – tłumaczył. W tej sytuacji zaczęto poszukiwać obiektu, w zasadzie szkieletu budynku, który by przypominał podobne niedawne inwestycje na King’s Cross. Brano pod uwagę aż 40 domów! Wybór padł na budynek na East Endzie, w pobliżu kanału. Ku zadowoleniu właściciela, dokonano w nim wielu znaczących, nie tylko kosmetycznych przeróbek. Tak naprawdę nie mieliśmy specjalnego wyboru – mówił McDowell – przy obecnym stanie King’s Cross i ograniczeniach budżetowych. Potrzebny był nam budynek, z którym byśmy mogli zrobić, co chcemy, a nie dokonywać jakichś mało skutecznych sztuczek.

Alex to skarb. On i jego zespół odznaczali się wyobraźnią i niezwykłą wręcz dyscypliną w realizacji tej wizji. To się udzielało wszystkim. Myślę, że gdyby Stanley Kubrick żył – a jak wiadomo był on bardzo wymagający – uznałby Aleksa za idealnego współpracownika. Jestem przekonany, że gdyby w branży było więcej ludzi takich, jak nasz scenograf, powstałoby po prostu o wiele więcej dobrych filmów – entuzjazmował się reżyser.

Sposób budowy biura dużo mówi o Willu. Will uważa się za architekta krajobrazu, a nie, broń Boże, za „ogrodnika”. Uwielbia konkret i funkcjonalność. Jak ognia unika używania kwiatów i roślin. Minghella napisał manifest dla postaci Willa. Postuluje on oddalenie się od natury – można nawet podejrzewać, że nie lubi jej nieuporządkowania, lęka się go. Biura są próbką i wizytówką jego stylu. W podobny sposób chciałby przebudować całą King’s Cross. Rzecz jasna, w swych projektach nie rezygnuje całkowicie z eksponowania natury czy zieleni, mają być jednak podporządkowane jego nadrzędnej wizji. W siedzibie Green Effect stworzono wielki model przebudowy King’s Cross, będący tłem wielu kluczowych wydarzeń filmu. W dużej mierze był on fikcyjny, choć wykorzystano w nim wiele autentycznych koncepcji i pomysłów. Ten projekt przewidywał wielką rolę kanału i uczynienie z dzielnicy czegoś w rodzaju Wenecji. W sensie czysto architektonicznym byłaby to koncepcja możliwa do realizacji. Obawiam się jednak, że w praktyce zostałoby zatopione pół Londynu – śmiał się McDowell.

Architektura i „polityka” krajobrazu od dawna fascynowały Minghellę, i pociągały swymi paradoksami. Nie tylko jego. Vera Farmiga, grająca Oanę, rumuńską prostytutkę zaprzyjaźnioną z Willem, zauważyła: Przedstawiona w naszym filmie sytuacja ma dziwną dynamikę. Mamy tu dążenie, żeby „oczyścić” teren. No i dobrze, ale co w takim razie stanie się z niechcianym brudem? On przecież nie zniknie. Najwyżej można go zmieść pod dywan. Ale w jakimś zakamarku z pewnością znów się pojawi.

Wszystkie dźwięki miasta

Jak powszechnie wiadomo, Minghella przywiązuje ogromną wagę do muzyki, która towarzyszy obrazowi, a raczej ma go uzupełniać i tworzyć z nim jedną całość. Często muzyka go inspiruje, słucha jej już podczas pisania scenariusza. I tym razem reżyser przesłuchał wiele godzin nagrań najróżniejszych wykonawców. Jak wspominał: Dzięki komputerowi słuchałem najróżniejszej muzyki, także gatunków i wykonawców, których zupełnie nie znałem. Tym razem postanowiłem wykorzystać utwór „Ess Gee” grupy Underworld, medytacyjny, o zaskakującej intensywności. Wykorzystałem także utwory P. J. Harvey i Sigur Ross, a Karla Hyde’a i Ricka Smitha z Underworld namówiłem do skomponowania pozostałej muzyki, z wielkim twórcą muzyki filmowej, Gabrielem Yaredem.

Wszystkie rodzaje kradzieży

Co jest gorsze: skraść komuś komputer, czy serce – półżartem zastanawiał się Jude Law nad wymową filmu. Minghella wspominał, że gdy włamywacze do jego biura zostali schwytani, zainteresował się nimi i długo z nimi rozmawiał. Zadziwił go ich młody wiek i już bardzo rozległe, przeważnie bardzo gorzkie doświadczenia. Do tych doświadczeń odwoływał się często, pracując nad scenariuszem. W czasach mojej młodości były bardzo popularne marksistowskie idee. Pamiętam wielkie plakaty na uniwersytecie z napisem: własność to kradzież. Dziś jesteśmy dalecy od tak radykalnych koncepcji, ale kwestie posiadania i kradzieży ciągle zmuszają do zastanawiania się nad tym, kto jest ofiarą, a kto sprawcą. Czy rzeczywiście „niewinne” ofiary są tak bardzo niewinne? To kwestie, które starałem się poruszyć w moim filmie. Gdzie są granice posiadania? Czy można zawłaszczać nie tylko rzeczy, ale także przestrzeń, nawet powietrze? – zastanawiał się reżyser.

Martin Freeman tak mówił o reakcji swego bohatera na kradzież: To reakcja konserwatywna, i szczerze mówiąc, powszechna. Sandy jest wkurzony i chce, by winni za to zapłacili. Natomiast reakcja Willa jest bardziej skomplikowana: chce poznać motywy, może nawet przebaczyć, ale też wcale nie od razu. Wiąże się to z odmiennością ich charakterów: Will ma w sobie coś z poety-marzyciela. Tymczasem Sandy to twardo stąpający po ziemi, trzymający się realiów pragmatyk.

Ray Winstone z kolei twierdził, że początkowo nie do końca wierzył w wiarygodność granej przez siebie postaci. Trudno mi było sobie wyobrazić tak łagodnego policjanta. Ktoś się do ciebie włamuje, to chcesz zabić drani, a policja jest od tego, aby sprawców dopaść, nie bawiąc się w przesadne subtelności. Kiedy jednak rozmawiałem z funkcjonariuszami pracującymi w tym rejonie, przyznałem tekstowi Anthony’ego rację: wielu z nich zna te dzieciaki na wylot i wkłada wiele wysiłku, żeby ich jednak nie skreślać. Chcą im pomóc, bo widzą, jak wygląda ich życie i perspektywy. Mam trzy córki i często im mówię: nie chodźcie tam, nie róbcie tego. I one oczywiście to robią. Myślę, że to normalne, takie postępowanie leży w ludzkiej naturze.

Zły wujek i piętnastolatek na rozdrożu

Rafi Gavron, debiutant, odtwórca roli piętnastoletniego Miro, tak mówił o swojej postaci: Ten chłopak nie jest kimś, kto znajduje w kradzieży upodobanie. Jest bardzo samotny, jego jedynym przyjacielem jest Zoran. Niestety, ojciec tego ostatniego, a wujek Miro, prowadzi nielegalny „biznes”, czyli dowodzi grupą młodych włamywaczy. Ale Miro nie jest materiałem na kryminalistę, ma po prostu kłopoty. Oczywiście mogą one okazać się poważne. Bricknell wspominał, że obsadzenie tej roli sprawiło wielkie trudności: Szukaliśmy wszędzie: w szkołach, szkołach cyrkowych, parkach skate’owych, ponieważ pasją Miro są niebezpieczne dyscypliny sportu, zwłaszcza „parkour”. Chłopak musiał nie tylko ujmować naturalnością, ale i umieć grać. Wtórował mu Minghella: Castingi trwały wiele miesięcy. To była kluczowa rola. Potrzebowaliśmy młodego człowieka, który potrafiłby oddać trudne doświadczenia emocjonalne, nie będące przecież udziałem każdego piętnastolatka. Problem polegał na tym, że chłopcy w tym wieku bardzo niechętnie ujawniają swe życie wewnętrzne, kryją się często za pozami albo są sztywni. Gdy wreszcie trafiliśmy na Rafiego, pomyślałem: to on, tego właśnie mi trzeba, jest skomplikowany i potrafi to pokazać.

Binoche dodawała: Zobaczyłam go i pomyślałam: ten chłopak naprawdę mógłby być moim synem. Na planie czułam się trochę jak matka. Aktorstwo jest trudne: to tak, jakby pokazywać się nieustannie nago. Zwłaszcza debiutant może mieć z tym wielkie problemy. Starałam się pomóc Rafiemu je zminimalizować. Sam młody aktor wspominał pracę z wielką sympatią: Czułem się jak w rodzinie, byłem jednym z nich. Nikt nie okazywał mi wyższości. A jednak było mi czasem trochę dziwnie. Jestem tu razem z tymi ludźmi o wielkim dorobku i gram. To wydawało się jak sen.

Młody aktor oczywiście chciał samodzielnie występować w scenach niebezpiecznych ewolucji. Nie pozwolono mu na to jednak, ze względu na młody wiek i przepisy związkowe. Najbardziej ryzykowne ewolucje wykonali zawodowcy.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…