Bambi 2

6,9
Po stracie matki jelonek Bambi trafia pod opiekę ojca, powszechnie szanowanego Księcia Lasu. Początkowo trudno im się porozumieć – tata sprawia wrażenie zasadniczego i nieprzystępnego. Wkrótce jednak ojca i syna połączą dramatyczne wydarzenia...

Dobry tata, acz trochę sztywny

W utworze z 1942 roku ojciec Bambiego pojawia się na krótko. Trzeba było zatem powołać do życia postać, która jest początkowo mocno enigmatyczna, dumna, zdystansowana wobec otoczenia, zwłaszcza wobec syna. Często usuwaliśmy jego partie dialogowe i zastanawialiśmy się, jak zastąpić je innymi sposobami ekspresji – opowiadał Ballantine. – Bardzo ważny w tym procesie był także sposób gry i głos Patricka Stewarta, który mając do dyspozycji ograniczony dialog bardzo wiele potrafił zasugerować.

Kiedy Bambi wariuje?

Scenografka Carol Kieffer Police przygotowała niezwykle szczegółową analizę oryginalnego filmu, klatka po klatce. Zawarte w niej spostrzeżenia stały się podstawą pracy animatorów. Pisała w niej o zmianach palety kolorystycznej, rodzajach ruchu, rytmie montażu. Poświęciła wiele miejsca postaci Bambiego. Zauważyła na przykład, że „gdy się zbyt mało dzieje, Bambi wariuje i zaczyna natychmiast dokazywać”.

Zwracała też uwagę na wpływ Tyrusa Wonga na wizualny kształt filmu – czystość rysunku i pastelowe barwy nawiązywały przecież do tradycji malarstwa azjatyckiego. Elegancja i skłonność do eliminacji zbędnych elementów świadczyła, jej zdaniem, o oryginalności stylu klasycznego filmu. Konsekwencją tego wyczerpującego raportu była ważna decyzja: za pomocą technik komputerowych przeniesiono sporą część scenerii starego filmu do nowego.

Loża małoletnich krytyków

Już na dość wczesnym etapie produkcji twórcy filmu zaprosili ponad setkę dzieci z lokalnego Boys and Girls Club, by zaprezentować im pierwsze rezultaty swojej pracy: storyboardy i nagrania głosów postaci. Przyjęcie było więcej niż pozytywne. Dzieci zaangażowały się w opowiadaną historię, miały też serię uwag, ważnych dla dalszej pracy filmowców.

Nie spodobały się im na przykład gagi Jeżozwierza. Charakter tej postaci Pimental wywiódł w dużej mierze ze wspomnień o swym sąsiedzie z czasów dzieciństwa. Ballantine podkreślał: Dzieci są wyczulone na słabe żarty. Uznały, że w tym przypadku z takimi właśnie miały do czynienia. Nie było więc rady: większość z nich usunęliśmy, a postać została poddana licznym zmianom. W ten sposób Jeżozwierz stracił wiele ze swej złośliwości. Stał się raczej miłym starszym panem, takim, który ma na ciebie oko, gdy bawisz się na podwórku.

Muzyka w lesie

O napisanie piosenek poproszono uznanych autorów. Utwór otwierający film „First Signs of Spring” stworzyła małżeńska spółka Michelle Williams/Dan Petty, znana między innymi ze współpracy z Cher i Amy Grant. Po przesłuchaniu taśmy demo uznano, że sama Williams będzie idealną wykonawczynią utworu w filmie.

„There is Life” to kompozycja od lat współpracującego z Disneyem Davida Friedmana, w wykonaniu popularnej w USA Allison Krauss.

„Show Me (How the World Looks to Your Eyes)” Richarda Marksa i Deana Pitchforda wykonała Martima McBrige, a „Healing of the Heart” Marcusa Hummona zaśpiewał australijski gwiazdor muzyki pop Anthony Callea.

O reżyserze

Brian Pimental

Od wielu lat związany ze studiem animacji Disneya. Urodził się w Massachussetes, ukończył California Institute of the Arts. Pełnił funkcje pomocnicze przy wielu produkcjach animowanych: „Mała syrenka” („Little Mermaid”, 1989), „Oliver i spółka” („Oliver and Company”, 1988) i „Amerykańska opowieść” („American Tail”, 1986). Zdobył uznanie, pracując nad scenariuszami takich disnejowskich przebojów, jak „Aladyn” („Alladin”, 1992), „Piękna i bestia” („Beauty and the Beast”, 1991), „Tarzan” (1999), „A Goofy Movie” (1995). Obecnie pracuje przy scenariuszach nowych produkcji – „Enchanted” oraz „Return to Neverland”. „Bambi II” to jego reżyserski debiut.

Paląca kwestia rogów

Konsultantami podczas prac byli animatorzy pierwszego „Bambiego”: Frank Thomas i Ollie Johnston. Reżyser podkreślał z naciskiem, że nie chodziło o mechaniczne kopiowanie oryginału, ale o wrażenie, że mamy do czynienia z naturalną kontynuacją disnejowskiego klasyka. Weterani, prócz technicznych wskazówek, dali jedną fundamentalną radę: zawsze należy myśleć o uczuciach postaci, którą się tworzy. Technika jest ważna, lecz drugorzędna.

Wyjaśnili też fakt, dlaczego ojciec Bambiego tak krótko pojawiał się na ekranie. Otóż wielkie trudności sprawiała animacja jego rogów, które pomimo wielu prób wyglądały śmiesznie. Tym razem problem ten udało się doskonale rozwiązać dzięki przygotowaniu precyzyjnego modelu rogów w komputerowej technice 3D.

W studiu w Sydney przez 16 miesięcy pracowała armia 250 animatorów. Szczególną uwagę poświęcono ekspresji ruchowej i mimice Bambiego i jego ojca. Bardzo wiele wysiłku włożono w scenę snu, w którym pojawia się matka Bambiego. Przez staranny dobór tła i palety barwnej dążono do uzyskania wrażenia wielkiej tęsknoty, lecz bez popadania w płaczliwy i sentymentalny banał.

Reżyser podkreślał, że zadaniem całej ekipy nie była rywalizacja z oryginałem, ale opowiedzenie nowej historii w duchu tradycji.

Pięć lat z Bambim

Prace nad nowym filmem rozpoczęto we wrześniu 2001 roku w studiach Disneya w Glendale, w Kalifornii, gdzie szlifowano scenariusz, przygotowywano storyboardy i nagrywano głosy postaci. Następnie materiały trafiły do studia w Australii, gdzie pracowano nad layoutami, kolorem i animacją. Postprodukcja miała miejsce ponownie w Glendale.

Reżyser Brian Pimental wspominał, że pracy nad kontynuacją „Bambiego” towarzyszyła pewna nieunikniona trema. Dla bardzo wielu animatorów „Bambi” z 1942 roku to ciągle niedościgniony wzorzec. Tamten film powstał w czasach, gdy animacja osiągnęła dojrzałość i stała się pełnoprawną dziedziną sztuki – tłumaczył. Podobnego zdania był producent filmu, Jim Ballantine. Doskonale pamiętaliśmy o tym, że właściwie dla każdego fana twórczości Disneya „Bambi” to wielki klasyk. Czuliśmy ogromną presję. Po prostu nie mogliśmy pozwolić sobie na stworzenie jakiegoś bladego cienia poprzednika. Artystyczna jakość była dla nas najważniejsza.

Debbie Cramb, która czuwała nad australijskim etapem produkcji, dodawała: Odczuwaliśmy lęk, lecz jednocześnie – przynajmniej dla mnie – było to spełnienie wielkiego osobistego marzenia. „Bambi” to pierwszy film, który obejrzałam z ojcem, gdy miałam zaledwie cztery lata. I został ze mną już na zawsze. Dlatego praca nad tym projektem to jeden z najważniejszych momentów w mojej filmowej karierze.

Powrót superjelonka

Powstały w 1942 roku animowany film w reżyserii Davida Handa i Perce’a Pearce’a należał do największych sukcesów wytwórni Disneya. Jelonka Bambiego powołał do życia austriacki pisarz żydowskiego pochodzenia Siegmund Salzmann (ur.1869) piszący pod pseudonimem Felix Salten. Książeczka o przygodach jelonka ujrzała światło dzienne w 1923 roku. Dziesięć lat później hitlerowskie władze z rasistowskich pobudek umieściły książkę na indeksie. Pisarz zmuszony był przenieść się do Zurychu, gdzie zmarł w 1945 roku. Salten nie zarobił ani grosza na adaptacji filmowej „Bambiego”, choć inne jego utwory przenoszono na ekran ponad trzydzieści razy, a on sam w młodości pracował w Austrii jako scenarzysta.

Wersja oryginalna książki nie została w Polsce wydana. Dostępne są jedynie wersje skrócone, niektóre całkiem rozbieżne z oryginałem – np. w jednej z nich w ogóle nie istnieje postać ojca Bambiego.

Filmowego „Bambiego” uważa się za podsumowanie pierwszego okresu twórczości Disneya. Zrealizowane w czasie wojny filmy „Fantazja” i „Pinokio” nie odniosły kasowego sukcesu. Prace nad „Bambim” rozpoczęto już w 1936 roku, ale perfekcjonizm Walta Disneya nie pozwalał szybko zakończyć realizacji. Nawiasem mówiąc, początkowo „Bambi” nie przyniósł zysku; dopiero kolejne, triumfalne wznowienia filmu okazały się sukcesem kasowym. „Bambi” zdobył trzy nominacje do Oscara: za najlepszą piosenkę, muzykę i dźwięk. Po raz pierwszy na tak wielką skalę użyto kamer wieloplanowych, osiągając niezwykle sugestywny efekt głębokiej kniei.

Animatorzy na osobiste polecenie Disneya analizowali dokładnie naturę – na przykład opadanie liści. Disney ze współpracownikami udał się nawet do Argentyny w poszukiwaniu źródeł inspiracji. Studiowano pilnie charakter tamtejszych lasów. Powszechnie uważa się, że chiński emigrant Tyrus Wong odegrał kluczową rolę w kształtowaniu wizualnej formy filmu.

Zwierzęta przedstawiono w „Bambim” jako idealną wspólnotę. Podobno podczas realizacji w studiu przebywały jelenie, łanie, króliki, a nawet – dość uciążliwe, jak wiadomo – skunksy. Rysownicy przez wiele godzin obserwowali ich ruchy, podobnie jak mimikę niemowląt.

Plastyczne wyrafinowanie filmu budziło podziw komentatorów. Zauważono inspirację sztuką Azji (wkład Wonga) oraz impresjonizmem.

Był to pierwszy film Disneya, w którym ukazano śmierć, choć poza kadrem. Myśliwy, który zabija matkę Bambiego, miał być jednym z bohaterów filmu; ostatecznie jednak postać tę usunięto.

„Król Lew” (1994) był – jak przyznawali jego twórcy – mocno wzorowany na „Bambim”. Choć klasycznemu dokonaniu Disneya często zarzucano przesadny sentymentalizm, film był powszechnie oglądany. W Kanadzie nakręcono udaną dwuminutową parodię „Bambi Meets Godzilla” („Bambi spotyka Godzillę”, 1969, reż. Marv Newland), a po trzydziestu latach jej kontynuację „Son of Bambi Meets Godzilla” (1999, reż. Eric Fernandes).

W Związku Radzieckim Natalia Bondarczuk zrealizowała dwa filmy o Bambim: „Dietstwo Bambi” (1985) oraz „Junost’ Bambi” (1986).

Prawda w głosie

Niezwykle trudnym zadaniem był dobór obsady. Jakikolwiek poważny błąd w tej mierze mógł przecież podważyć wiarygodność opowieści i zniszczyć klimat filmu.

Jamie Thomason, reżyser dialogów, twierdził, że i tym razem wersja z 1942 roku była dla twórców drogowskazem. Tamte głosy miały dziecięcą energię i czystość. Któż nie pamięta wielkiego wigoru Tuptusia, prawdziwej słodyczy Kwiatka? Ale nie mogliśmy po prostu naśladować dawnego sposobu mówienia i barwy głosów. Musieliśmy je uwspółcześnić, dostosować do wrażliwości dzisiejszej publiczności. Dobry przykład to głos Wielkiego Księcia. Nie mógł być statyczny i autorytatywny, jak ze starej powieści radiowej. Potrzebowaliśmy więcej niuansów. I oczywiście Patrick Stewart potrafił to zapewnić z nawiązką.

Stewart, uznany aktor teatralny i filmowy („Teoria spisku”, „Moby Dick”) wielokrotnie pracował przy filmach animowanych. „Bambiego” pamiętał z dzieciństwa. Ten wybitny aktor szekspirowski trafnie uchwycił specyfikę pracy nad animacją. Jest to coś pośredniego pomiędzy teatrem a filmem aktorskim – mówił. – Głos musi mieć mocniejszą ekspresję, być bardziej donośny niż w drugim przypadku, lecz bardziej stonowany niż w pierwszym. Wielki Książę jest osobowością mocną, dominującą, może nawet nie znoszącą sprzeciwu. Ale w miarę obcowania z synem stopniowo się zmienia. Trzeba było wiarygodnie oddać tę przemianę, zaznaczyć coraz mocniej dochodzącą do głosu delikatną i czułą część jego natury.

Do obsady dziecięcych ról poszukiwano aktorów dysponujących dorobkiem i techniką, którzy nie utracili jednak młodzieńczej spontaniczności. Wybór padł przede wszystkim na Aleksandra Goulda z „Gdzie jest Nemo”. Ma w swoim głosie niewinność i ani śladu maniery – zauważył Thomason. – Ta słodycz jest po prostu naturalna, a nie sztucznie wystudiowana.

Gould podkreślał, że jego zdaniem, kluczem do postaci Bambiego jest lęk przed ojcem. Stale obawia się, by go nie zawieść, hamuje swoją naturalną skłonność do zabawy, bo myśli o tym, czy tak powinien zachowywać się młody książę. Przełomowa dla nich obydwu jest scena wspólnej zabawy. Wtedy lody zaczynają pękać.

Gould wspominał, że największą trudnością, jaką napotkał podczas pracy nad filmem, było to, że nagrania trwały aż dwa lata. Mój głos przez ten czas nieco się zmienił i szczerze mówiąc, czasem nie było mi łatwo sprawić, by pod koniec pracy brzmiał identycznie jak na początku.

Dłużej trwały poszukiwania odtwórcy roli Tuptusia. Przesłuchano wielu kandydatów, wreszcie zdecydowano się na Brendona Baerga znanego z serialu CBS „Yes, Dear”. Wniósł on do roli współczesny zadziorny ton, o który nam chodziło – chwalił młodego aktora reżyser.

Sam Pimental zagrał ostatecznie dwie mocno zróżnicowane role: Świstaka i Jeżozwierza. Przysięgam, że to nie dowód na próżność reżysera, lecz na jego prawdziwą wszechstronność. Jeśli ktoś był w tych rolach świetny, to nie miało sensu szukać dalej. A Brian był świetny – śmiał się Thomason.

To nie jest zwykły sequel

Oryginalnym pomysłem Pimentala było to, by film wyglądał inaczej niż standardowe sequele: Nie poznajemy tu losów dorosłego Bambiego, nie nawiązujemy do momentu, w którym kończy się akcja oryginału. W poszukiwaniu inspiracji Pimental sięgnął po utwór Saltena. Bardzo nam to pomogło – przekonywał. – Znaleźliśmy tematy słabo obecne albo wręcz pominięte w pierwszym filmie. Relacje Bambiego z ojcem i innymi jeleniami stały się dla nas najważniejsze.

Zrozumieliśmy, że głównym tematem będzie to, jak Bambi radzi sobie po śmierci matki. Potem przyszło logiczne rozwinięcie: to ojciec próbuje – często nieporadnie – pomóc synowi przezwyciężyć ten wielki wstrząs, otworzyć go emocjonalnie – mówił producent Jim Ballantine.

Pimental wspominał, jak ewoluowało ujęcie tego najważniejszego wątku. Początkowo zakładaliśmy, że o śmierci matki nie będzie się wiele mówić, że ta sprawa pozostanie niejako w tle opowieści. Z czasem zrozumieliśmy, że to błąd, że właśnie to jest sercem naszej historii. Bo Bambi boleśnie uświadamia sobie wielką stratę – to, że matka nigdy już do niego nie wróci. A jego kontakt z ojcem nie jest łatwy. Nadają niejako na innych emocjonalnych falach. Muszą podjąć poważny wysiłek, aby się dostroić.

Twórcy bardzo nie chcieli popaść w gadulstwo. Należy pamiętać, że oryginalny „Bambi” ma zaledwie 800 słów dialogu – najmniej ze wszystkich klasycznych długich metraży Disneya. Treści komunikowano przez zmianę scenerii oraz ekspresji animowanych postaci i wyrazu ich twarzy.

Zmierzyć się z legendą

Pimental uznał, że jest jeden jedyny w miarę pewny sposób, by zbliżyć się do tajemnicy i magii tamtego filmu – trzeba go poznać na wylot. Obejrzałem „Bambiego” setki razy, klatkę po klatce – opowiadał. – Nie było tygodnia, żebym nie wracał do niego na nowo. Poznałem nie tylko wszelkie aspekty techniczne, ale i ducha tego filmu, któremu chciałem pozostać wierny.

Wnioski, jakie wyciągnął Pimental, były konsekwentnie przekładane na prace realizacyjne. Odrzuciliśmy mnóstwo pomysłów dalekich od ducha oryginału – wyjaśniał reżyser. – Byłem bowiem zdania, że emocjonalna siła tamtego filmu tkwiła przede wszystkim w jego prostocie.

Postanowiono więc nie uwspółcześniać postaci na siłę. W dzisiejszej, coraz bardziej komercyjnej popkulturze, wiele rzeczy robi się na pokaz. Aby rozśmieszyć widownię, poświęca się psychologiczną prawdę postaci. Tymczasem ja jestem zdania, że do dzieci nadal przemawiają najprostsze, szczerze opowiedziane historie.

Specjalista od animacji Andreas Dreja mówił: Brian zaprezentował nam naprawdę przekonującą opowieść i sądzę, że potrafił uczynić ją niepowtarzalną. Myślę, że w pełni udowodnił, iż można poruszyć publiczność niewinnością dziecięcych emocji i dziecięcego postrzegania świata.

Więcej informacji

Proszę czekać…