Z daleka nie porywa w wir wydarzeń, ale intryguje subtelnością i zaskakuje niejednoznacznością zakończenia. 7
Mężczyzna w średnim wieku przygląda się nastoletnim chłopakom, zaprasza ich do swojego domu i onanizuje się, patrząc na ich pośladki. Film obrazoburczy? O homoseksualiście? Pedofilu? Z daleka nie jest demoniczną opowieścią o złym człowieku, który krzywdzi młodych chłopców. To poszukiwanie siebie, godzenie się ze swoimi pragnieniami i dojrzewanie do samotności, ale przede wszystkim opowieść o uzależnieniu od siebie poturbowanych ludzi.
Kino Ameryki Południowej zatapia się ostatnio w tematach trudnych i kontrowersyjnych, ale przyjmuje optykę dojrzałego i wyrozumiałego obserwatora. Nie stawia radykalnych tez, nie osądza, a przede wszystkim nie piętnuje. Lorenzo Vigas porusza temat podobny jak Pablo Larrain w El Club. Jednak wątek homoseksualizmu i pedofilii odcina od kościelnych powiązań. Choć Armando (Alfredo Castro) żyje skromnie, samotnie i religijnie, nie zyskuje miana umęczonego niewolnika swoich żądz. Nie staje się postacią jednoznacznie negatywną, a reżyserowi doskonale udaje się z odcieni szarości zbudować psychikę bohatera. Armando pełen jest ambiwalencji i sprzecznych pragnień, dzięki czemu Z daleka zyskuje ogromne pole do indywidualnej interpretacji.
Dość szybko w filmie pojawia się drugi bohater, Elder (Luis Silva), jako ucieleśnienie pragnienia. To przede wszystkim młody chłopak, który, pozbawiony oparcia w rodzinie, stara się rozpocząć godne, samodzielne życie. Sam testuje, gdzie są granice, jak daleko może się posunąć w manipulowaniu i sięganiu po swoje. I choć mamy element kina inicjacyjnego, dorastania do własnej seksualności, Vigas skręca bardziej w stronę stonowanego romansu i kryminału.
Relacja między Armando a Elderem jest trudna do sklasyfikowania. Nie mamy odczyniania z seksualnym związkiem dwójki mężczyzn, nie stajemy się świadkami budowania relacji rodzicielskich, a ich wzajemną fascynację można zinterpretować na wiele sposobów. Właśnie w tej wieloznaczności tkwi największy atut kina debiutującego Vigasa. Z daleka nie porywa w wir wydarzeń, ale intryguje subtelnością i zaskakuje niejednoznacznością zakończenia.
Film dobrze się zaczyna i nawet nieźle się ogląda ale końcówka to jakieś nieporozumienie ? Dziwaczne relacje tych panów jakieś porozumienie które chyba rozumie tylko reżyser i główni bohaterowie ? No chyba że chciał po prostu lekko zaskoczyć widza ?
Stary pedzio mógł by jeszcze być księdzem !