Na ukwieconej łące tańczy wtulona w siebie para. Z tranzystora płynie piosenka o białym misiu. Kobieta i mężczyzna wydają się szczęśliwi.To jednak tylko złudzenie. Już po chwili Ewa Borzęcka odsłania prawdę o swoich bohaterach: to mieszkańcy kanału ciepłowniczego zniszczeni twardą, toczoną od kilku lat na śmietnikach, walką o byt i podłym alkoholem. Oni - wypchnięci na margines społeczeństwa, staczający się coraz niżej. Oni - widywani na ulicach, dworcach i w pobliżu śmietników, wyciągający ręce pod kościołami, pukający do drzwi z prośbą o wsparcie. Oni - okaleczeni emocjonalnie i psychicznie przez najbliższych, borykający się z rzeczywistością być może tuż za ścianą. Oni - bezradni lokatorzy rozpadających się baraków, zrezygnowani rodzice dorosłych o mentalności dzieci, starzy, wpędzeni nieszczęściem w chorobę. Oni - ofiary transformacji. Bezdomni, bezrobotni, żebracy, niezaradni, kalecy, upośledzeni umysłowo. O których większość społeczeństwa nie chce wiedzieć. Od których odwraca się wzrok. Których przybywa. Borzęcka wyławia z tłumu kilkoro z nich. Wędruje z nimi do kanałów, piwnic, baraków, śmietników, na dworzec, w ruiny, do przepełnionej noclegowni i na wysypisko śmieci, a także do biednych, zagraconych mieszkań. Pokazuje obrazy z ich życia. Rejestruje zwierzenia. Nie po to jednak, by epatować. Próbuje szukać przyczyn ich nędzy i nieszczęścia...