How deep is your love? - recenzja Jabłka Adama 0
Jabłka Adama to film o Dobru, Złu, cudach, czy jak kto woli – niewytłumaczalnych zbiegach okoliczności i szarlotce. Odwrotnie niż biblijny, tytułowy Adam – neonazista w średnim wieku – po zjedzeniu jabłka nie zostaje wygnany z raju, lecz w pewnym sensie do niego trafia. W pewnym sensie, gdyż cokolwiek dziwny to raj.
p=. Kadr z filmu Jabłka Adama p=. Kadr z filmu Jabłka Adama |
Ivan we wszystkim szuka dobra, nie dostrzega zła wokół siebie, zawsze znajduje wytłumaczenie dla swoich podopiecznych – choćby najbardziej karkołomne (po co Khalidowi kominiarka latem? – bo pochodzi z cieplejszego niż Dania kraju; skąd u niego pokaźna ilość gotówki – bo zbiera na nowe ubranie itp.).
Ekscentryczną czwórkę bohaterów uzupełnia Sara – przypadkowa przyjezdna pragnąca poradzić się Ivana w sprawie swojej ciąży – istnieje ryzyko, że dziecko będzie upośledzone, a to z powodu alkoholizmu bohaterki (ale jak się dowiadujemy, od 341 dni jest trzeźwa), jest też lokalny lekarz, szczery aż do bólu i dosadny w swoich opowieściach o mieszkańcach wsi, oraz jeden z nielicznych parafian – stary człowiek zmuszany przez Ivana do pozostania w kościele mimo pilnej potrzeby fizjologicznej.
Wchodzimy w ten świat i przyglądamy się jego mieszkańcom ze specyficznej perspektywy łysego faceta po czterdziestce z wytatuowanym na przedramieniu symbolem nazistowskim. Od pierwszej sceny, w której zarysowuje lakier autobusu, którym jechał, wiadomo, że nie jest to postać, która łatwo zdobędzie naszą sympatię. Oczywiście, pojawia się przekonanie, że bohater ulegnie głębokiej wewnętrznej przemianie i ze Złego Dobrym się stanie. Jednak zanim to nastąpi, patrzymy jego oczyma na istny dom wariatów, do którego trafił, gdzie zaciera się ta pozornie klarowna granica pomiędzy dobrem i złem.
Poznajemy miejsce, do którego pasuje zdanie wypowiedziane przez pastora – gdybyśmy zawsze kierowali się rozumem, świat byłby ponurym miejscem. Ivan – odrzucający prawdę i praktykujący z maniakalnym uporem nadstawianie drugiego policzka, okazuje się człowiekiem głęboko zranionym i boleśnie doświadczonym. Gunnar był najlepszym tenisistą w Danii, jednak jeden aut złamał jego karierę. Khalid, okradając stacje Statoil, mści się na koncernie za utratę ziemi ojca – ukradzionej jego rodzinie ze względu na ropę. Sara pozostaje w tej osobliwej wspólnocie, znów pije, ale zyskuje też bliską osobę. Każdy z głównych bohaterów ma swoją historię – postaci są pełniejsze i etykietki, które można im początkowo dokleić, są błyskawicznie weryfikowane. Jedynie tytułowy Adam pozostanie człowiekiem bez przeszłości. O ile reprezentant jasnej strony mocy pozostaje postacią niejednoznaczną, tak wybór neofaszysty jako przedstawiciela Zła wydaje się zabiegiem uproszczonym. Być może chodziło o wzmocnienie akcentów komediowych, bo z pewnością groteskowe sceny z udziałem wygolonych współtowarzyszy Adama komiczne są, choć humor w nich zaprezentowany odbiegał poziomem od reszty.
Dla równowagi jest też scena z udziałem umierającego starszego parafianina, Ivana i Adama. Starzec okazuje się faszystą mającym na sumieniu wiele zbrodni, umiera przerażony tym, co robił w młodości. Pastor zdaje się nie dostrzegać trwogi starca, dla Adama jest to sytuacja podwójnie szokująca – ze względu na uczestnictwo w śmierci i lęku starca, jak i zupełnie nieadekwatnej reakcji Ivana.
Pretekstem do opowiedzenia tej historii jest Adam, jednak uwaga skupia się na Ivanie, na którego jak na Hioba spadły wielkie nieszczęścia i który tak jak biblijny pierwowzór zmaga się z Szatanem i Bogiem. Najzabawniejsze sceny to te z udziałem pokręconego pastora – jednak kuriozalność jego wypowiedzi i zachowań wraz z rozwojem wydarzeń nabiera cech tragiczności. Najważniejszym tematem filmu, dzięki takiej, a nie innej konstrukcji postaci Ivana, staje się nie tyle odwieczna dysputa o istnieniu (bądź nieistnieniu) Boga, a problem prawdy i wiary. Co warta jest wiara szalona? Oparta na zmyśleniu, wyparciu bolesnych okoliczności? Film daje na te pytania odpowiedzi w sposób brawurowy i poprzez humor czarny nieraz jak smoła.
Dawka przemocy (wobec ludzi i zwierząt…) jest spora, a na dokładkę dostajemy sporą dozę symboliki biblijnej – a to plagi ptaków i robaków, a to płonąca jabłonka w środku wielkiej burzy (ognia w niebie), czy w końcu pismo otwierające się niezmiennie na księdze Hioba. Momentami takie obrazowanie jest zbyt dosłowne i uciążliwe, na szczęście przeważa historia o ludziach, może dziwacznych przy pierwszym spotkaniu, ale zyskujących przy bliższym poznaniu. Jak Ivan, który staje się ludzki w momencie, gdy mówi – nie wiem, co macie robić – kiedy traci wiarę i wątpi.
Tytułowe jabłka przydają się Adamowi do wypieku. Tuż po przyjeździe do parafii pastor zadaje mu pytanie, co chciałby zrobić dla ich małej wspólnoty – Adam deklaruje, że upiecze szarlotkę. Zadanie okazuje się skomplikowane, gdyż jabłka, nim dojrzeją, padną w dużej części łupem łakomstwa ptaków, robaków i ludzi. W dodatku kuchenka, jeśli się po prostu nie zepsuje, to trafi w nią piorun… i jak tu piec ciasto? A jednak się udaje i choć wypiek jest rozmiarów mini, to najważniejsza jest determinacja bohatera, by powstał. Ale prawdziwym deserem tego filmu jest komiczne spointowanie przemiany Adama – wspólne z Ivanem wyśpiewywanie piosenki Bee Gees i blond czupryna na wcześniej łysej jak kolano głowie. Życzę smacznego.
Paweł Ścibisz – qino.pl
Komentarze 0