Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Powiernik królowej 0

Czasami zadajemy sobie pytanie, czy to film jest naiwny, czy może my przestajemy wierzyć w istnienie pewnych wartości i sytuacji, a uważamy że lojalność oraz oddanie ponad podziałami jest baśnią z tysiąca i jednej nocy, a tak naprawdę świat jest tylko pełen przemocy. Intrygująca, szyta grubymi nićmi, ale sprawiającą sporą przyjemność i produkująca refleksje historia PRAWIE prawdziwa Powiernik królowej, sugeruje zadanie sobie pytania z pierwszego zdania. To ciepła historia, ale w naturalnej temperaturze, a nie wykalkulowanym emocjonalnie wrzątku.

Historia zaczyna się od zadania jakie zostaje nałożone na dwóch Hindusów, bez ich entuzjazmu. Mają jechać do Anglii i tam wręczyć królowej prezent od ich państwa. Oczywiście, kiedy tam docierają czują się, jak w innym świecie, a i pojęcie obecnych w pałacu, wielkich profesorów, dyplomatów, intelektualistów, o nich, jest pełne stereotypów i objawia się już na etapie przygotowania im strojów. Dla Anglików to kraj, gdzie każdy wygląda jak Ali-Baba, a sama królowa nie wie co to mango, mimo że jest również cesarzową Indii. Królowa Wiktoria odbiera podczas ceremonii, znudzona tymi wszystkimi spiętymi postaciami i kolejną szopką, prezent od Abdula i Mohammeda. Jest to dwór angielski, więc etykieta jest bezwzględnie respektowana i wszyscy chodzą na paluszkach wokół królowej, jednak ona sama siorbie, brudzi się przy jedzeniu i nie uzasadnia nam pierwszymi scenami w filmie swojej pozycji – mimo posłusznego dworu całą dobę, widać brak epickości, czy wielkości w budowie jej postaci – co przypomina podobne naleciałości w konstruowaniu postaci, co w Śmierci Ludwika XIV.

Abdul mimo zakazu, spogląda jej w oczy – to przyjaźń i porozumienie od pierwszego spojrzenia. Brzmi totalnie schematycznie, ale tak nie będzie. To film, który symuluje bajkę, w stylu książę i żebrak. Ich relacja jest nauką, ale nie dla, tak jak wielu mogłoby myśleć, Abdula, tylko dla królowej. Uczy ją języka, zostaje jej doradcą, bardzo szybko zdobywa jej zaufanie, co widz rozumie całkowicie – bo nasze również – i nie ma w tym choćby impulsu interesowności z jego strony. Jednocześnie ich relacja nie jest krystaliczna, a wystawiana na próbę. Jednak o wiele bardziej z powodu awersji przed „innym” reszty mieszkańców pałacu. I nie są oni wcale tłem tej historii, a clue. Mimo, że królowa przecież jest najważniejsza.

Film opowiada, bez sadystycznego realizmu, czy quasi dokumentalistyki oraz krzykliwej narracji o uczuciu strachu przed nieznanym, które mutuje się w nienawiść i frustracje. Mieszkańcy dworu czują się jakby ktoś przejmował ich terytorium. Nieprzypadkowo taki film pojawia się współcześnie – dosyć mało subtelnie, ale celnie pokazuje pozycje człowieka wobec innego i kwestie interpretacji Koranu. Można wybrać fragmenty, które cytuje bohater filmu pełne pokoju i mówieniu o równości, a można nazwać to księgą mordu. To nie jest jednocześnie żadna propaganda, a po prostu pokazanie czegoś na szerszą skalę – przyjaźni w niekorzystnych okolicznościach, gdzie wszyscy widzą źdźbło w cudzym oku, a nie widzą belki we własnym.

Doskonale jest tutaj skonstruowana postać królowej i to nie tylko ze względu za szczerą i nieprzerysowaną rolę Judi Dench, która kipi prawdomównością i podobnie, jak w Tajemnicy Filomeny reżyser znowu opowiada o pewnym uwikłaniu kobiecej bohaterki – życia znowu za pewnym, tym razem symbolicznie, murem. Królowa Wiktoria zaczyna odżywać, kiedy pojawia się Abdul i to nie tylko ze względu na to, że jest przystojny i jego towarzystwo sprawia jej przyjemność. Tak naprawdę w ich relacji najbardziej wtedy zaczynamy wierzyć i rozumieć jej stanowisko oraz potęgę jej postaci. Stać ją na pokorę, w tym wieku chce się uczyć i poznawać oraz jest gotowa przyznać się do błędu. Nikt na dworze nie wykazuje podobnej postawy, nikt! To jest prawdziwa królowa.

Wszystko jest tutaj dobrze rozłożone narracyjne, ale nieunieważniające emocji, też dzięki rytmicznemu i kpiarskiemu poczuciu humoru, który nie robi z tego filmu aż tak ważnej wypowiedzi, ale też nie stawia Powiernika królowej jako anegdotki, która się zdarza raz na milion. A nawet jak się zdarza to kto ma o tym opowiedzieć, jak nie kino. Kino wartości, nie musi być kinem fantasy, tylko dlatego że nie mamy do czynienia z czymś takim na co dzień. To nie jest film wielki, ale inteligentny i tchnie w nas wiele entuzjazmu i nie fabularnymi oczywistościami.

Ocena: 7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 3

Elizabeth_Linton

Bernadetta_Trusewicz widziałaś "Jej wysokość pani Brown"?

@Elizabeth_Linton Oczywiście! Tam relacja bohaterów była jednak inna. ;)

Proszę czekać…