Kolejny absurdalny horror dla młodzieży atakuje widzów swoją głupotą. 1
Była już zabójcza kaseta wideo („Ring” japoński/amerykański), strona internetowa (przeraźliwy gniot „www.strach”), nadszedł czas na grę komputerową. Kto zagra w grę „Stay Alive” a jego bohater zginie, w rzeczywistości zostanie zamordowany w dokładnie taki sam sposób. Jako że mamy do czynienia z filmem made in USA, ekran zaludnia banda półgłówków, której zorientowanie się w sytuacji zajmuje całe 40 minut filmu. Reszta to rozpaczliwe wysiłki scenarzystów, by choć minimalnie przedłużyć tę absurdalną historię.
Muszę przyznać, że z „horrorów” ostatnio rozśmieszył mnie aż tak tylko „Boogeyman”. Otóż okazuje się, że tak naprawdę to nie gra zabija. Odczytanie na głos pojawiającego się na początku gry zaklęcia (konieczne do jej uruchomienia!!!) powoduje wywołanie żądnego krwi ducha Elżbiety Batory. Jakby tego było mało, jej ciało spoczywa sobie we wieży na przedmieściach jednego z miast w USA (!!!); to nic że ma prawie 400 lat - wygląda całkiem normalnie. Oczywiście w finale duch zostaje pokonany... przez odbicie w posrebrzanym laptopie oraz - ostatecznie - spalenie. Młodzieżowy horror z USA nie może się obyć bez kretyńskiego zakończenia, dlatego w ostatniej scenie gra „Stay Alive” trafia do sklepów...
Hałasy, migające nagle tandetne obrazki, przemykające za plecami cienie, wreszcie odgłos wibrującego joypada i żywcem wyjęte z „Ringu” długowłose, poruszające się dziwacznie zjawy - nie wiem kogo są w stanie przestraszyć takie rzeczy. Chyba tylko dzieci do 13 roku życia, co jest dość dziwne, bo za Oceanem film dozwolony był OD lat 13. Zresztą nieważne. Za to aktorstwo i ogólny poziom większości scen jest naprawdę straszny.
horror średnich lotów