Kolski dalej preferuje opowiadania w konwencji quasi baśni o odszczepieńcach i znowu mu się to udaje, mimo kilku oczywistości. 7
Jan Jakub Kolski to jeden z tych twórców, którego sygnatury się nie podrobi, a patronowanie jednostkom zmarginalizowanym przez społeczeństwo, jest jego jakby kinową misją. Las 4 rano to potwierdza. Jest również dowodem na to, że przeżywanie i leczenie się z osobistej traumy autotematyzmem i kinem nie zawsze musi się kończyć mało krytycznym i zamglonym okiem. Jan Jakub Kolski pokazuje próbę radzenia sobie ze stratą poprzez separację od ludzi i że stety-niestety człowiek to zwierzę stadne i samo-wygnanie nie uzdrowi nas tak, jak kontakt z drugą osobą.
Nasz bohater niczym już niejeden w kinie zamienia garnitur na podziurawiony sweter, ale nie jedzie na odległe wyspy by popijać drinki za zaoszczędzoną z korporacji, którą prowadzi, pieniądze, a postanawia zostać pustelnikiem z dnia na dzień. Nie wiemy jeszcze dlaczego, ale nie jest to zwyczajny pstryczek konsumpcjonizmowi, a prywatna walka z obrzydzeniem do samego siebie i definitywnym rozczarowaniem światem. Wykopuje sobie jamę, dosłownie. Towarzyszy mu kulejący pies, który idealnie odzwierciedla stan ducha naszego bohatera, który jest również inwalidą, tylko jeszcze nie wiemy dlaczego. Las jako miejsce, w którym łatwo się zgubić, ma być miejscem gdzie nasz bohater się odnajdzie od nowa.
Jak to u Kolskiego jest mamy gabinet osobliwości, nad którymi nie rozkłada autor parasolu ochronnego, a pokazuje finalnie, że nawet jeżeli wilk człowiekowi człowiekiem częściej, niż człowiek człowiekowi człowiekiem, to na tym wysypisku śmieci warto trochę pogrzebać. Oczywiście w tej ucieczce zdarzają momenty ckliwe i naiwne, ale to składniki, które w gulaszu filmowego uścisku Kolskiego są świadome, a nie spowodowane zaczepianiem się.
Realizm magiczny jest tutaj dosyć skromny jak na narracyjne „przypadłości” autora, a zamiast nich mamy długi dźwięk samotności, i jakieś czułe prześwietlenie jamy ustnej, gdzie nadkruszył się ząb. Autorowi wybornie wychodzi naturalistyczne odegranie pewnego obrzydzenia bohatera do samego siebie, ucieczki, strachu przed ludźmi i spłoszeniem przed realiami, którym nie potrafi sprostać. Jest tutaj mnóstwo słabości i mało godności, bez momentu pauzy z doskonałym i charyzmatycznym Krzysztofem Majchrzakiem, który nie fałszuje i nie przerysowuje swojej postaci ani przez moment.
Las 4 rano, to miejsce gdzie bohater sam sobie wystawia pokutę i szuka rozgrzeszenia. Kolski jest realniejszy, trudniej mu się podnieść z ziemi i nie potrafi się uśmiechnąć tak szybko i szczerze jak w swoich poprzednich produkcjach, ale jest w tym nieprzerwana lekcja przeżycia żałoby metodą ekstremalną i ekscentryczną.
Ma kilka fajnych scen ale i niestety też takie które reżyser mógł sobie darować ?Przewaga niestety tych drugich ! Krzysztof Majchrzak ma potencjał i może jeszcze coś z niego będzie ? Mógł by zagrać w nowej Konopielce ;) Summa summarum film dosyć dobrze się ogląda !