Efektownie, nie efektywnie. Gatunkowy mieszaniec cudzej twórczości bez autorskości. Próba zaklęcia w fikcji realnego zagrożenia i ostrzeżenia. 5
Jeżeli poszukujemy podręcznikowego przykładu w kinie podglądania, a nie inspirowania, lekcji rozróżnienia artystyczne od artystowskie to The Other Lamb. Przypowieść bardzo symulująca ryzykanctwo o zerwaniu łańcuchu męskiej dominacji i objaśniania świata kobietom oraz opresyjnej wobec kobiet kulturze. Konsekwencja Szumowskiej objawia się tylko w mocnym i bez zawahania referowaniu tego, co uwiera ją w kulturze i społeczeństwie, ale nie idzie to w parze ani z lekką ręką ani autorskością. Dostajemy kolaż wyzwolonych, unikatowych, gatunkowych mieszańców cudzej twórczości bez znalezienia oryginalnego sposobu na eksploatowanie tematu.
Stajemy się częścią osady, w której kobiety są całkowicie poddane i podporządkowane przywódcy. Reguły i zasady polegają na całkowitemu oddaniu ciała i myśli oraz bezrefleksyjnemu zaufaniu jednemu mężczyźnie. Kult jego postaci opiera się na tym samym mechanizmie, na którym cała religia i kultura - przekazywania z pokolenia na pokolenie wśród kobiet przekonanie, że narratorami ich życia są mężczyźni, a one są wychowane na poddane i ofiary. Obozowisko, które zajmują jest przepełnione zachwytem jego postacią i o ich poczuciu wartości oraz wyjątkowości świadczy jego spojrzenie, dobre słowo, docenienie, zapłodnienie. Podążając za Selah, postacią, która nie dostąpiła jeszcze zaszczytu bezpośredniego kontaktu i bliskości z ich Panem, widzimy bezkrytyczne spojrzenie na swojego przywódcę. Pewnego dnia muszą opuścić obecne miejsce i wyruszają w podróż, w której jednak pojawią się wątpliwości i zwątpienia w absolut tej utopijnej wizji.
The Other Lamb to koncert straconych szans. Studium cierpienia kobiet, które tworzy reżyserka jest dojrzałe w spojrzeniu i odnosi się od aktualnych obaw radykalizowania się świata oraz niezmiennego statusu przedmiotowego kobiet, ale jednocześnie bardzo infantylne oraz dosłowne w sposobie referowania refleksji. Umowność skonstruowanego świata jest zamachem na osobliwy i ekscentryczny thriller erotyki, pożądania i atawizmów otumaniających, jak u Larsa Von Triera i zaklinania przekazów w symbole i metafory oraz poetyckie kadry Yorgosa Lanthimosa. Jednak wyczuwamy, że w tej inspiracji brakuje osobistej parafki. Małgorzata Szumowska znowu wysuwa cios w stronę obsesyjności religii i wiary, która mimo, że krzyżowała Jezusa, to cierpiały przez nią o wiele bardziej kobiety, bo nikt ich poświęcenia nie uwznioślił, nie romantyzował, a nakazywał wypełnianie roli. Ta ograniczała się do bycia wyznawczynią mężczyzny Boga i mężczyzny, swojego męża. Jednak mało kreatywne te uderzenie oraz takie niepozostawiające śladu. Mikroświat, który tutaj tworzy jest komentarzem do codzienności, w której płeć niezmiennie determinuje prawa i porządek. Jest tutaj również połączenie tego dyskursu z jakże ważną przyrodą, która ma płeć kobiecą i również została podeptana przez mężczyzn i opresyjnie potraktowana w nurcie myślenia ekofeministycznego. Jednak reżyserka w bardzo powtarzalnych kadrach, bez analitycznej, filozoficznej, czy psychologicznej potrzeby nie wwierca się w psychikę bohaterek, nie tworzy żadnego życia wewnętrznego.
To zaprogramowany utwór na efektowność, ale niestety nie w parze z efektywnością, a cała otoczka skromności opowiadania niestety zostaje zastąpiona bardzo czołobitnymi sekwencjami, które się zapętla i ruch bohaterów odbywa się tylko fizycznie. Tak naprawdę ten utwór mocno się powtarza i często stoi w miejscu opierając się na teatralnych momentach oddalających nas do komunikatywności i emocjonalnego splotu z historią i bohaterkami. Nawet przełamanie, jakaś krwawa vendetta znana kinowej narracji, chociażby z bezwzględnego i ekscentrycznego Mięsa jest anegdotą. Odwet jest wyliczony i taki nieskutecznie ordynarny, już bez polemiki wściekłych po wielu latach kobiet, krzepiącą wiadomością, anemiczną. Oglądamy to wszystko z bezpiecznej odległości. Wynika to z braku energii i wyobraźni artystycznej, czy przebojowości. Mało subtelne czerpanie ze świata Opowieść podręcznej wzniesionego w podobnym nastroju i wizji niebezpiecznie, bliskiej przyszłości, z fikcji powstałe realne ostrzeżenia, potrafiło przetransportować niepokój, przerażenie, przyspieszyć puls, wywołać wewnętrzną niezgodę. Tutaj niestety wygrywa maniera kreacji i zachwyt wizualnymi możliwościami oraz przestrzenią, która z początku hipnotyzuje. Z czasem jednak okazuje się być piękna, ale pusta, jak lalka stojąca na parapecie w osadzie bohaterów.
Koncept i anturaż jest świetny - thriller z folklorystycznym zacięciem, uwodzący żywotnością przyrody, z dyskomfortem w widzu, dziwnością świata, okazuje się szybko tylko wyglądać i być bardzo jednoznaczny w swojej komunikacji. Mamy do czynienia z trochę symulowaniem kina artystycznego, a tak naprawdę z dosyć nijakim zbiorem inspiracji, które sprawiają, że ta opowieść przelatuje nam między palcami. Anegdotyczny mieszaniec tematów i narracji krzywdząco dla opowieści dosadny. Pociąg i fiksacja na punkcie oryginalności wygrywa z chęcią zapełniania filmu złożoną treścią.
Jest pomysł i klimat ale brak tu dobrego scenariusza…