To piękny utwór, który syci wrażliwość i bardzo delikatnie opowiada o wielowymiarowości zwierzęcego wnętrza. 9
Wybieg dla wrażliwości, łaskotki dla naszego zmysłu wzroku i przyjemne pobudzenie, rozbudzenie wyobraźni. Z czułością i nienachalną mądrością o trudnej relacji między zwierzętami, a ludźmi psią percepcją opowiada Anca Damian w filmie Marona – Psia opowieść. Nie idzie na skróty ani w warstwie wizualnej ani narracyjnej. Niebanalna uroda formy idzie w parze z ogromnym zaangażowaniem i syci potrzebę wzruszeń i poruszeń zwierzęcą perspektywą.
Marona przeprowadza nas przez całe swoje pieskie życie (nie odnosić tego do nacechowanego negatywnie określenia) opowiadając od tego co widzi i jak widzi, do zróżnicowanych emocji, których doświadczyła. Nie ma tutaj tylko jej słodkich ocząt i życia spędzonego na wyborze zabawki. To raczej ona jest wybierana i nauczona przez doświadczenie, żeby traktować każde liźnięcie człowieka jako ostatnie. Marona to jej ostatnie imię. Wcześniej posiadała inne, jak i właścicieli, którzy sprowokowali u niej pewność, że pies dla człowieka nie jest na zawsze. Brak bezwarunkowego zaufania nie wiązał się jednak u Marony z bezwarunkową miłością. Potrzebowała czegoś, z czym spokojnie możemy się utożsamiać. Bliskości, poczucia bezpieczeństwa. Psia opowieść jest przepełniona wieloma przemyśleniami dominacji człowieka nad zwierzęciem, psimi emocjami i ludzkiej nieświadomości tej wielkiej odpowiedzialności. Bez nachalności edukacyjnej.
Marona – psia opowieść to dużo wzruszeń bez wymuszeń. To piękna i inteligentna animacja, która oczywiście częściowo z indywidualnych wyobrażeń autorki, ale czerpiąc również z cały czas postępującego wtajemniczenia nauki w rozbudowaną sieć emocjonalną zwierząt, tworzy słodko-gorzki portret relacji psa z człowiekiem. W jednej chwili śmiejemy się, jak pies interpretuje bieganie za piłką, bo to człowiekowi się nie chce po nią po prostu pójść, a w drugiej wysuwają się pobudzające do przemyśleń pytania o zależność od człowieka, która chwilami jest nieznośna i bolesna dla psa. Do tego z wielką uczuciowością widzimy złożoność stworzenia, jakim jest pies. Jak wyczuwa nie tylko jedzonko w pobliżu, a również emocje i uczucia ludzi w koło. Jest to bardzo komunikatywne z „oddaniem” głosu psom w opowiadaniu nam o świecie, ale i o sobie, jak w serii komiksów Marcina Podolca o psie Bajka w „Bajka na końcu świata”.
Ta wielka pula uczuć i narracja angażująca nas w świat Marony jest szalenie odważnie i kreatywnie zilustrowana. Przestrzeń jest jak kolaż, pełen wycinanek, niczym porysowany, dziecięcy zeszyt, a jednocześnie przenosi nas, jak gdyby na strony ilustracji z literatury. Piękno interpretacji rzeczywistości sprawia, że jest przefiltrowana przez cudze spojrzenie i dlatego jest tym wiele surrealizmu obrazujące stany emocjonalne Marony. To nie jest tylko afirmacja oryginalnej między innymi poklatkowej animacji, ekscentrycznego zdobienia obrazu. To spojrzenie i interpretacja rzeczywistości przez Maronę. Samochody mają na końcu zęby, kot wydaje się być podejrzanym, bo tak jej każą myśleć geny, ten sam park przez tyle lat to jak wejście w feerie kolorów i najpiękniejszą, intensywną w kolory, pobudzającą zmysły krainę obfitości i dżunglę.
Marona – psia opowieść zachwyca na poziomie formy, świata przedstawionego, wykreowanego i psiej narracji, która nie jest dla nas niezrozumiała, bo chodzi o potrzebę kochania. To utwór, który syci wrażliwość i bardzo delikatnie opowiada o wielowymiarowości zwierzęcego wnętrza. Merdam ogonem z ilości emocji jakie prowokuje ta animacja. Wszystkie zmysły wytulone, ale niezagłaskane, gdyż cierpki posmak negatywnych postaw ludzkich pozostaje.