Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Światło i cień 0

Niewolniczki w raju mężczyzn – takie określenie ciśnie się na usta po seansie Światło i cień. Gdzie ciemności w życiu jest kobiet jest naprawdę wiele i nie jest to czerń bezpieczna po zasłonięciu głowy kocem w ciepłym mieszkaniu. To bardzo unerwiony i gorzki traktat o przyzwoleniu na dominacje jednej płci i nadużywaniu kogoś będąc zakamuflowanym w słowo miłość.

Poznajemy Chechnaz, która ma bardzo trudną i specyficzną pracę, wymagającą od niej ogromnego zaangażowania. Zajmuje się trudnymi przypadkami psychiatrycznymi w jednej z nadmorskich prowincji. Miejsce jest nieokreślone. Wiemy tylko, że dużo w nim wody i wzburzonych fal – jak w samej Chechnaz. Jej mężczyzna bywa w domu, a ich relacja nawet nie udaje partnerstwa – on jest postacią dominującą. Widać to szczególnie w sytuacjach intymnych, gdzie bohaterka jest uprzedmiotowiana. Seks jest jednym z narzędzi konstytuującym piramidę społeczną Chechnaz zgadza się na to, bo subtelny "oprawca" to zawsze jednak zajęte miejsce obok, a nie puste siedzenie i samotność.

Którego dnia trafia do niej Elmas. Wydawana wbrew swojej woli, będąc niepełnoletnią, za mąż dużo starszemu mężczyźnie, na dodatek jej kuzynowi, jest całkowicie pod jego kontrolą. On przypomina sobie o jej obecności nocą, kiedy to, co się odbywa w ich wspólnej sypialni ze wspólnotą nie ma nic wspólnego. Elmas niemalże ma Syndrom Sztokholmski. Żyje z oprawcą, który pozbawia jej godności, prawa do stanowienia o sobie, jej jego własnością. Pewnego dnia dziewczyna nie wytrzymuje sytuacji.

Ze spotkania tych kobiet wynika obustronna pomoc, wzajemna nauka – ku zaskoczeniu. Psychiatra oczywiście (bo to jej praca) ie tylko dociera do problemów bohaterki, a widzi w niej postać która tak naprawdę ma problem pokrewny z nią, mimo pozornego oddalenia tych dwóch światów. Chechnaz po prostu uprzedmiotawiane jej odbywa się w pięknym mieszkaniu, z gotowaniem wcześniej i jakąś tam relacją zawiązaną za zgodą obu stron. Ale to ona podejmuje pewne decyzje pod wpływem rozmów z Elmas. Ich obu pozycja jest zdeterminowana przez płeć.

Światło i cień mógł wpaść w pułapkę histerycznej, zbyt dosłownej historii o szkodliwości patriarchatu. Jednak splata umiejętnie i rozważnie ze sobą historię dwóch kobiet, które mimo różnego położenia, sytuacji, tak naprawdę cierpią z tego samego powodu i pokazują globalny problem, że w pewnych kulturach zaszczepiona jest krzywda, a ukrywa się pod słowem – tradycja.

Nie jest to jednak narracja z tych inteligentnych, które trzeba czytać jako zachowawcza. Ból jest tutaj nienazywany zdrobniale, kajdanki społeczne nie mają na sobie futerka, a kneble na ustach bohaterek naprawdę są mocno zawiązane. To też nie jest wielka tablica z manifestem. Film ma charakter kameralnych (nie)drobnych zbrodni małżeńskich, co tylko zwiększa jego siłę rażenia i wrażenia – największa krzywda może dziać się bardzo blisko i być ucharakteryzowana w sposób nam wcześniej nieznany. „To taka spokojna rodzina”. Ile razy to słyszymy w wiadomościach, kiedy dochodzi do makabry za ścianą od sąsiadów?

Kobiety cierpią, bo szukają uczucia, a mężczyźni wykorzystują wcale niezranione łanie. Samotność to nie kontuzja, czy ubytek na zębach, która ludziom szkodzi.

Światło i cień to film, w których światłem kobiet mają być mężczyźni, a one mają stać w cieniu. I wcale to nie plan na przyszłość, a stan faktyczny. To film ostro zaangażowany społecznie, ale nie w temperaturze pokazywania statystyk, tylko wybiera drogę wstrząsową.

Ocena: 7,5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…