Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Numer 7 0

Są filmy sprawdzalne i udane, ale tylko w swoim stadzie gatunkowym, że tak to nazwijmy. Takim przykładem, skutecznej i bezpiecznie środkowej produkcji dla młodzieży, w której próby większej refleksji jednak strącają tyczkę, jest Numer 7.

Film opowiada, zmieniając czas – przeskakując ze wspomnień do teraźniejszości o instytucji, do której trafia trudna młodzież. Są tam w celach oczywiście resocjalizacyjnych. Miejsce ma odmienną do większości placówek filozofię – chce wykorzystać umiejętności swoich podopiecznych – a nie ich oduczać tego co robili. Widzi w nich szansę na przyszłość, a nie ma w zamiarze tłumić przestępczych zapędów, tylko traktować je jako zdolności i nakierować młodych gniewnych na właściwy tor, gdzie przysłużą się społeczeństwu. Jednym z wysłanych do ośrodka jest Sam, który trafia tam za wkradnięcie się do systemu i zmianę ocen koleżance, w której się zakochał. Ostatecznie kończy bez dziewczyny, z wyrokiem zamknięcia w placówce poprawczej jako Numer 7. Tam, dowiaduje się, że jego umiejętności będą rozwijane, a on nie będzie traktowany jako chuligan, a za kilka lat zostanie „mentorem” i potem trafi na intratne stanowisko do jakiejś prestiżowej firmy informatycznej. Brzmi pięknie, jednak dosyć szybko (za szybko) dowiadujemy się, że pod szlachetnymi intencjami dyrekcji kryje się po prostu potrzeba wyhodowania ludzki robotów do swoich własnych, oczywiście mało legalnych, celów.

I tu zaczyna się trochę robić kiczowato i sztampowo. Nasz młody bohater w gęstej atmosferze, bardzo kafkowskiej, nagle robi wielkie oczy, że źli są źli, chociaż od początku nie zapowiada się na nic innego. Elementu zaskoczenia brak ani naskoczenia na nasze kinowe przyzwyczajenia. Do tego mamy pierwsze miłości, trochę domieszki kina bohaterskiego bez super mocy i strojów z Power Rangers. To taki film flirtujący z kinem mówiącym o przyszłości, rewolucji technologicznej, sci-fi jako codzienności, ale pozostający w młodzieżowym pokoju pełnym płyt – składanek miłosnych i komiksów o robotach.

Mimo dobrego tempa, nieirracjonalnej fabuły, czy przyjemnego deficytu dialogów powodujących zgrzytanie zębów, to wszystko jest już przez kino oswojone i znane. Dlatego dla wielu widzów będzie idealnie dobrane. Nastolatki walczą z systemem i zamiast być z wyrokami, stają się bohaterami. Brzmi znajomo?

Ocena: 4/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…