Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: Aquarius 0

Nigdy za wiele w kinie filmów o zdeterminowanych i mądrych kobietach, ale bez super mocy, czy kaskaderskich umiejętności. Taką bohaterkę mamy w filmie Aquarius, który mimo że większość paliwa czerpie z kobiecej kreacji, to porusza kilka ważnych tematów – wszystkie w sposób piekielnie inteligentny, nierozchełstany, refleksyjny. Nie popisuje się, a podpisuje się – jako kino autorskie. Co najciekawsze – dawno nie mieliśmy w kinie poruszanego, tak dobitnie tematu reprywatyzacji i to nie na prostym poziomie – biedni kontra bogaci, tylko bogaci (po trupach do celu) kontra bogaci (z szacunkiem do drugiego człowieka, bez klasizmu).

Clara jest na emeryturze i jako jedyna mieszka jeszcze w rezydencji o nazwie Aquarius. To jedna z bogatszych, brazylijskich dzielnic. Naszą bohaterkę otacza pięknie urządzone mieszkanie, ma gosposię i nigdzie się już nie spieszy. Odwiedza dzieci, odpala gramofon jakby był wehikułem czasu i pozwala sobie zaprzeczać, że kobieta w takim wieku powinna już zapomnieć o tym, że jest kobietą – ma w sobie mnóstwo pulsu i skłonności do impulsów!

Pojawia się firma, która chce odkupić jej mieszkanie i przejąć ten budynek – prawdopodobnie deweloperska instytucja żyjąca w przekonaniu, że każdego i wszystko można mieć, zależy tylko od ilości zaproponowanych zer. Wydawałoby się, że nasza bohaterka powinna dogadać się z nimi. Jednak od pierwszej minuty widzimy w niej długą, bolesną, a już na pewną odbijającą na niej swoje piętno przeszłość (bez bezpośrednich flashbacków), gdzie częściej ostrzyła sobie paznokcie, niż suszyła po wizycie w salonie urody. Bez wielkiej tyrady i podniosłych przemów staje naprzeciwko wielkiej firmy i w skromny, ale zdecydowany sposób odmawia im.

Mieszkanie jest tutaj symbolem determinacji, niezłomności bohaterki oraz narysowaniem mocną kreską (jak cały film) pokolenia, które w płynnej ponowoczesności traktuje wszystko w życiu jak zabawki, które można błyskawicznie zmienić, z niczym się nie zżywając. Ani młody reprezentant firmy – Diego – ani jej córka, nie potrafią zrozumieć przywiązania Carli do budynku. To nie są cztery ściany, to wspomnienia, przeszłość, bez której przyszłość nie ma sensu. Kondygnacja tego budynku nie jest zrobiona tylko z materiałów budowlanych, ale z ludzkich historii. Ten budynek żyje w tym filmie jak bohaterka, cząstkowo, jak imponująca narracja, podpowiada nam ile przeszła Clara. Ona natomiast ucieleśnia wszystko czego brakuje we współczesnym świecie – szacunku, wartości, pokory oraz charakteru.

Ten film to witalność, energia, bijące serce, sentymentalizm, ale z drugiej strony narracyjna konsekwencja, silne barki i wstrzemięźliwość – taka fragmentaryczna – która tylko nas nakręca na dalsze śledzenie losów bohaterki i bohatera (domu). To też film ważny w kontekście współczesnej bezczelności inwestorów, zredukowania człowieka do pionka w grze o coś ważniejszego – pieniądze. I nie jest to pokazane podczas jakieś emfatycznej walki dobra ze złem, Robin Hooda w zjawiskowej kreacji Soni Braga.

To zwyczajna historia o nadzwyczajnej sile kobiety, której twarz jest pełna komunikatów, nawet kiedy nie używa słów. A jak już padają, to są napisane znakomicie. Wilk nie zabije babci, jak w bajce, którą wnukowi czyta Clara. Bo na wilka można znaleźć sposób, a babcia nie jest wcale babcią tylko kobietą doświadczoną, która nie ma zamiaru umierać za życia.

Ocena: 8,5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…