WFF: Eden 1
Kolejny cios na Warszawskim Festiwalu Filmowym! Na festiwal trafiają same smaczki kina gatunkowego, tym razem do tego grona dołączył film Eden… Mroczna, obdarzona religijnymi akcentami opowieść zamknięta na małej przestrzeni. Tureckie kino to nie lada przyjemność – zawsze wyraźne i dosadne w swej wizji. Barış Atay sięga po znane nam środki, fani Nienawistnej Ósemki mogą czuć się zaproszeni.
Małżeństwo – Aras i Marba – decydują się opuścić ojczyznę z powodu wojny. Pieszo przemierzają pustynie i góry, przymierają głodem, ale wciąż idą z nadzieją na nowe życie w jakimś przyjaznym miejscu. Kiedy są u kresu sił, trafiają na dom na odludziu. W środku witają ich dwaj bracia z bronią w ręku. Aras jest niezwykle piękną kobietą, więc małżeństwo postanawia przedstawić się jako brat i siostra. Wygląda na to, że wplątani w mroczny sekret braci, będą zmuszeni zatrzymać się w tym miejscu na dłużej…
Eden prezentowany jest w sekcji „Konkurs Międzynarodowy”. To wielka okazja dla widzów, bo film swoją premierę ma właśnie na WFF. Obraz wydaje się kostiumową zabawą graną na czterech dźwiękach. Nic bardziej mylnego, pod kostiumowym szaleństwem i mroczną charakteryzacją kryją się serca postaci. Budowa fabuły, na podstawie symboliki religijnej (sprytne zagrywki obecnego na festiwalu scenarzysty) prowadzi nas przez iście mroczną konstrukcję, wypełnioną strachem oraz nadzieją. Bracia pełnią funkcję stymulującą, nasze przekonania ciągle płatają figle, jesteśmy wprowadzani na wyższy poziom. Obraz przywołuje oczywiste skojarzenia z klimatem Nienawistnej Ósemki, bez tak dużej ilości wspaniałych aktorów i wielkiego rozmachu, którym zachwyca Tarantino, ale to w żadnym wypadku nie przeszkadza. Do tego dodajmy niejasne rysy czasowe i uniwersalny ton opowieści. Tak, to dopiero początek, a już osiągamy spokój ducha, radość z filmowej przeprawy.
Eden to niekończąca się metafora… Obraz krainy, słowa ballady, a może pamięć o przemijającym. Kierowana rozpaczą, smutkiem wydarzeń para trafia do domu wartościującego, uniwersalnego w każdym calu. Bracia (świetne kreacje) prowokują, igrają, prowadzą konflikt ideowy — stąd ten ponadczasowy wątek, lekkość wsadzenia historii do zaskakujących ram czasowym. Ciągła walka i topniejący idealizm rysuje nam puentę, zakończenie mroczne, w swej szczerości. Prawda boli najbardziej, a ta przedstawiona przez Barışa godzi w wartości znane od wieków, w historie ludów.
Postać kobiety zasługuje na szczególną uwagę. Przy dużym zachwycie złotem oprawy audiowizualnej, to właśnie ten wątek sprawia, że o tym pokazie będziemy pamiętać jeszcze jakiś czas, stanie się tematem niejednej rozmowy, może nawet ideologicznej kłótni. Jej historia zostaje w nas po seansie. Jedna z Pań obecnych na konferencji prasowej po pokazie spytała twórców o uwielbienie do kobiet,"feministyczne" wątki, wiarę w kobiety… Reżyser wraz ze scenarzystą uśmiechem skwitowali skojarzenie, dodając, że celem jest przekaz ponad podziały i pokolenia. Nawet nie myśleli w ten sposób o tej postaci, chcieli pokazać prawdę, pomysł.
Zaskakująca jest ta brawura, ten polot… W tak prostej formie. Małe kino staje się wielkim, na naszych oczach, w jednym domu, bez milionowego budżetu. Twórcy zrobili coś ponad stan, rewelacyjna przeprawa.
OCENA: 9/10
Komentarze 0