Na streamingowym rynku znajduje się obecnie tak wiele innych przekrzywionych animacji dla dorosłych, że serial najprawdopodobniej zgubi się gdzieś w czeluściach netflixowej wyszukiwarki. 4
Jeśli jakość mierzy się w dobrych intencjach, „Q-Force” może być serialem roku. Animowane show nie boi się bowiem wciągać w fabułę osób publicznych, podejmować dziwnych i kontrowersyjnych tematów, a także podkreślać, że międzynarodowe szpiegostwo nie jest już tylko domeną tradycyjnie męskich archetypów w stylu Jamesa Bonda. W gruncie rzeczy jednak jest to pusty rodzaj progresywizmu, który gołosłownie deklaruje inkluzywne idee, nie wychodząc tak naprawdę ponad poziom miałkich stereotypów i bezzębnej krytyki. Tak, to zabawne…ale mogło oznaczać znacznie więcej.
Nowy serial animowany od Netflixa opowiada historię szpiegowską o geju Steve'ie Maryweather, który został zepchnięty na margines fabularyzowanej wersji CIA – tutaj zwanej AIA – ze względu na swoją seksualność. Po latach izolacji wywołanej przez sceptycznego i homofobicznego szefa agencji wywiadowczej Dicka Chunleya, Steve dostaje kredyt zaufania od swojej przełożonej i ostatecznie rusza do akcji ze swoją grupą queerowych szpiegów. W końcu osobliwy team, w skład którego wchodzi mistrz kamuflażu, drag queen Twink, lesbijka-mechanik Deb i samotna hakerka Stat, postanawia udowodnić swoją wartość, ujawniając międzynarodowy spisek i walcząc o ochronę naszej planety przed bandą złoczyńców.
Serial, stworzony przez płodnego scenarzystę telewizyjnego Gabe'a Liedmana, wyrasta ze wzmożonej i mocno ugruntowanej wrażliwości. Próbuje olśnić swoich widzów świadomie wyolbrzymionymi postaciami, jak i skomentować dosadnie potęgę queerowych społeczności. Ciekawy pomysł szybko okazuje się fiaskiem, głównie dlatego, że Steve - którego najbardziej wyróżniającą cechą jest jego ciało i spożycie białka wymaganego do jego utrzymania – jest wątpliwym fundamentem, pozbawionym niezbędnej determinacji. Brakuje tu siły organizacyjnej, która mogłaby połączyć bohaterów pierwszo i drugoplanowych. Ich interakcjom brakuje również ostrości, jaką może osiągnąć naprawdę dobrze wyreżyserowana animacja. Jeśli szukasz wielu banalnych i kabaretonowych obserwacji na temat mniejszości seksualnych serial okaże się strzałem w dziesiątkę. Jeśli jednak oczekujesz od twórców wnikliwej krytyki oraz odważnych obserwacji na temat tego, jak męskie przestrzenie wciąż traktują osoby queer, zapewniam, że „Q-Force” jest mało zainteresowany podjęciem owej dyskusji.
Utalentowanej obsadzie głosowej pozostaje tu praca na mocno ograniczonym materiale z postaciami, które nigdy tak naprawdę nie ewoluują poza stereotyp, który mają reprezentować. Scenariusz balansujący na granicy „ostrego języka”, nie mówi tak naprawdę niczego szczególnie odkrywczego. Nie wyciąga również wniosków, które w kontekście fabuły i jej poszczególnych wątków wydawałoby się, że powinien. Na streamingowym rynku znajduje się obecnie tak wiele innych przekrzywionych animacji dla dorosłych, że serial najprawdopodobniej zgubi się gdzieś w czeluściach netflixowej wyszukiwarki.
Chociaż próba odnowienia gatunku przez „Q-Force” jest godna podziwu, hipotetyczny następny sezon powinien skupić się na dopracowaniu charakterologicznych podstaw. To misja, która - biorąc pod uwagę mocne strony wadliwej, ale obiecującej serii - powinna być całkowicie możliwa.