Nigdy nie mówię nigdy... 5
Trzydziestokilkulatka Ama Bilska jest specjalistką od "wyłapywania" najlepszych pracowników na rynku, czyli headhunterem. Z pozoru twarda i bezuczuciowa, w głębi skrywa jednak bolesną tajemnicę. Pragnie mieć dziecko (kilka lat wcześniej dokonała aborcji), jednak wszelkie próby zapłodnienia in vitro zawodzą, a lekarz mówi, że raczej NIGDY już nie będzie mogła mieć dzieci. Mniej więcej na tym opiera się cała fabuła filmu. Dążenie kobiety do macierzyństwa po błędach młodości. Dążenie, które zaprowadza główną bohaterkę do ośrodka adopcyjnego. W ośrodku dowiaduje się, że NIGDY osoba adoptująca nie wybiera dla siebie dziecka tylko robi to ośrodek. W między czasie okazuje się, że NIGDY w przypadku jej kłopotów z zajściem w ciążę przestało obowiązywać. Ama zostaje matką dwójki uroczych dzieciaków. Ojcem zaś jest....
To na tyle streszczania. Jak widać z tego co powyżej film nie opowiada o rzeczach śmiesznych czy nawet lekkich. Twórcy chcieli je obudować w ramy komedii, ni to romantycznej ni to sytuacyjnej. Pomysł, zaiste dość oryginalny, ale w zupełności nieudany. Po pierwsze film tak naprawdę nie jest śmieszny. Momentami miałem wrażenie, że oglądam dramat. Obrazy dzieci w ośrodku adopcyjnym i bezduszność personelu w żaden, nawet najbardziej naciągany, sposób nie są zabawne. Tragedia najmłodszych, które jak słusznie zauważa główna bohaterka traktowane są jak przedmioty, mnie osobiście dołuje a nie bawi. Nie wiem czy twórcom zabrakło pomysłu na komedię czy odwagi na dramat.
Obsada świadczy raczej o komediowym odcieniu obrazu. Gwiazdka polskich seriali Anna Dereszowska nie miała pomysłu jak zagrać swoją bohaterkę. Nie dziwię się jednak, gdyż jej też pewnie trudno było odgadnąć do jakiego gatunku należy "Nigdy nie mów nigdy". Choć muszę przyznać, że w scenach (mnie osobiście się podobających, bo bił z nich autentyzm), gdy jakby z ukrytej kamery pokazane są spotkania Amy z Jagodą wypada naturalnie i świeżo. Jan Wieczorkowski (również serialowy etatowiec) po prostu jest. Reszta postaci wygląda jakby żywcem wyjęta z "NIGDY w życiu" Zatorskiego. Ten sam schemat, te same problemy, ten sam sposób gry - vide Olszówka-Brodzik, Kowalewski-Damięcki.
Oglądając film odnosiłem wrażenie, że twórcy chcieli zrobić coś na kształt wyżej wspomnianego przeboju, ale całość zabarwić historią z przesłaniem. Nie wyszło. Ani film śmieszny, ani w sposób odpowiedni nie poruszający ważkich tematów. Kilka tekstów powodujących lekki grymas uśmiechu to wszystko co można zaliczyć do gatunku - komedia. Dramat - bardzo płytko i powierzchownie. Końcówka to oczywiście happy end, ale tylko dla głównej bohaterki, bo los Jagody, która wraca co jakiś czas w scenariuszu pozostaje smutnym, nie dokończonym tłem.
NIGDY nie mówię NIGDY, ale już NIGDY nie chcę oglądać czegoś, co nie ma charakteru, bo bardziej mnie ten film sfrustrował niż ubawił czy dał do myślenia.
Zupełnie nie rozumiem zachowania głównej bohaterki.Lepsze to od "Lejdis".Ale daleko temu do "Nigdy w życiu".