PitBull

7,0
Groźny bandyta pochodzenia ormiańskiego penetruje stolicę. Policjanci z warszawskiej komendy próbują go aresztować.
Urodził się w 1999 roku w Przasnyszu. Autor bloga "Pewnego razu w kinie". Krytyk filmowy w katalogu Festiwalu Kamera Akcja. Współtwórca "Zespołu filmowego COBRA". Miłośnik podróży, literatury oraz kinematografii. W wolnych chwilach pisze książki i scenariusze.

Pierwszy Pitbull dobry, ale serial (I i II sezon) bardzo dobry. Zaś reżyser obiecujący, ale w rezultacie (z niekłamaną przykrością) kiepski. 8

„Ja sem mala Pitbull...” Specjalnie rozpocząłem recenzję polskiego filmu fabularnego „Pitbull” od zacytowania piosenki skomponowanej przez Gorana Bregovića do komedii „Czarny kot, biały kot”. Dlaczego? Zacznijmy od początku…

PitBull (2005) - Piotr Borowski (I), Rafał Mohr

Z nadejściem aktualnego wieku, bodajże w 2001 roku premierę miał serial dokumentalny „Prawdziwe psy” na podstawie pomysłu nikomu jeszcze nieznanego Patryka Vegi (pierwotne nazwisko - Krzemieniecki). Realizatorzy wyżej wspomnianego projektu kamerowali codzienną rutynę pracy policjantów z Komendy Stołecznej Warszawy. A była to nie lada proza zawodowej tułaczki, której to główni bohaterowie mieli do czynienia z: ćpunami i ich melinami, zorganizowaną przestępczością, złodziejami, menelami, kryminalistami, recydywistami oraz innymi różnego rodzaju zbirami i bandytami. Z zebranego materiału na pierwszy plan wysunęły się dwie charakterystyczne sylwetki gliniarzy: Sławomira Opali oraz Krzysztofa Tkaczyka vel Studenta. Szczególnie ciekawy był pierwszy z nich, z którego to życiorysu młody wówczas Vega wykreował zarys fikcyjnych postaci: Despera (sposób chodzenia, ubiór, fryzura, itd.) i Metyla (postrzelenie po pijaku ciężarnej konkubiny, wyrzucenie z „firmy”, praca w agencji detektywistycznej, itd.). W konsekwencji powstał scenariusz filmu fabularnego o nieprzypadkowej nazwie „Pitbull” (bo na policjantów od premiery „PsówPasikowskiego woła się „psy”, więc pewno dlatego). Obraz premierę miał w 2005 roku i w kinach, znów cytując piosenkę z dzieła Kusturicy - „gryzł, pożerał, rządził, szczekał…”. Wracając jeszcze na chwilę do faktów, a nie filmowej fikcji - w 2014 roku pierwowzór Despera popełnił samobójstwo, zaś losy Krzysztofa Tkaczyka zawieszonego w czynnościach służbowych przez prokuratora od 2002 roku są nieznane (poza jednym wyjątkiem – w 2016 roku wystąpił jako statysta w sequelu „PitBulla”. Jest to smutna perspektywa wynikająca ze styczności funkcjonariuszy ze zbrodniami i wypaczeniami ciemnej strony miasta. Na myśl przychodzi sentencja autorstwa Friedricha Nietzsche: „kiedy długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie”. Powracając do filmu - Vega przełamał schematy. Ukazał dotkliwy, poruszający, a przede wszystkim realistyczny portret funkcjonariuszy obecnie nieistniejącego warszawskiego Wydziału Zabójstw. I nie był to rys podobny do dotychczas tworzonych sensacyjniaków, o nie! W kinematografii amerykańskiej powstał mit niepokonanego i szalonego gliniarza z partnerującym mu „śmiesznym” kolegą z pracy. Polscy twórcy w latach dziewięćdziesiątych, zachłyśnięci modą i „fajnością” zza oceanu, próbowali powtarzać te i im podobne schematy w rodzimych filmach akcji. Oczywiście na nasz swojski sposób. Wtem narodziły się kontrowersyjne „PsyWładysława Pasikowskiego, „Miasto prywatneJacka Skalskiego (w której to produkcji Boguś Linda chodził z karabinem po wiejskim odpuście, jak hrabia po dworskich włościach), Ekstradycja Wojciecha Wójcika (a tudzież Marek Kondrat odgrywał miejskiego Rambo w polskiej dochodzeniówce), „Nocne graffitiMacieja Dutkiewicza i wiele, wiele innych. Warto także wspomnieć o kultowej produkcji PRL, czyli sławetnym „07 zgłoś się” z nieodżałowanym Bronisławem Cieślakiem w roli głównej. Do czego zmierzam? Otóż, o ile Pasikowski nakreślał postawę macho w swoich dziełach, a w 1976 roku telewizja publiczna postanowiła stworzyć serial dla potrzeb ocieplenia wizerunku Milicji Obywatelskiej, o tyle żadne z nich nie pochyliło się skrupulatnie nad najważniejszym - człowiekiem. A Vega podszedł do tematu inaczej. Zaznajomiony podczas dokumentowania i śledzenia obowiązków Opali, Tkaczyka i innych policjantów, skupił się na ludzkiej naturze. Nie podkoloryzowanej, nie z narzuconą maską twardzieli i kobiet im ulegających. Trafił w punkt. Do dzisiaj prawdziwi gliniarze wskazują „Pitbulla” jako najlepsze odzwierciedlenie ich pracy. Na pochwałę zasługuje także sposób prowadzenia kamery i dobór palety barw. Widz ma wrażenie, że śledzi poczynania głównych bohaterów. Może dzięki temu wczuć się w rolę dokumentalisty i zaangażowanego obserwatora. Koniec końców, reżyser Vega otrzymał w 2006 roku list gratulacyjny od ówczesnego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej za niebywałe artystyczne osiągnięcie. Jednak co później uczynił z obiecującą weną i karierą, to temat nadający się na podwaliny szekspirowskiej tragedii. Ale po kolei…

Na podstawie debiutu fabularnego Patryka Vegi, trzeba jeszcze raz podkreślić - bardzo udanego debiutu, powstał również serial produkcji Telewizji Polskiej. I teraz nastąpi mała dygresja, ponieważ żałuję, że obejrzałem wersję kinową. Dlaczego, skoro ją pochwalam? Otóż uważam, że jeśli nie oglądałeś/aś tejże produkcji, to zacznij od serialu (trzeci sezon można sobie darować). Film z 2005 roku zawiera jakieś 2/5 całości fabuły, przez co wątki wydają się za szybkie i poucinane. To nie jest mankament jedynie tego obrazu. Można takich przypadków jak powyżej wymieniony wyliczać bez liku, choćby na przykład wersje kinowe: „Janosika”, „Ogniem i mieczem” czy „Odwróconych”. Zaobserwować można, że w pewnych konwencjach o wiele lepiej sprawdza się zastosowanie tak zwanego filmu odcinkowego, bądź po prostu serialu. Pomijając dylemat czy wersja telewizyjna czy kinowa - kreacje aktorskie w „Pitbullu” są genialne! Na twarzach Dorocińskiego, Grabowskiego, Gajosa czy Stroińskiego widać piorunująco autentyczne emocje, zmęczenie i wypalanie zawodowe. Wszystko to podane przy kielichu wódki ze stresem pourazowym na zagrychę (warto przeczytać wywiady udzielone przez wyżej wymienionych aktorów na temat produkcji, sposobu budowania roli oraz współpracy z reżyserem pierwszego „Pitbulla” - mega ciekawe!). Winszuję, gdyż portrety psychologiczne głównych bohaterów, to kawał ogromnej i solidnej pracy scenopisarskiej. Nawet Weronika Rosati, która trzeba przyznać wybitną aktorką nie jest, spisała się znakomicie. Jej Dżemma, córka ormiańskiego mafiosa, jest przekonywująca i przyciągająca. W ogóle każda rola czy to drugoplanowa czy poboczna jest tutaj perełką: Danuta Stenka jako Dzieciobójczyni, Ryszard Filipski jako Wor, Joachim Lamża jako Kmieciak, czy Michał Kula jako naczelnik Barszczyk. Ten ostatni zdobył moją największą sympatię, która nie mogłaby istnieć bez rozwinięcia tejże postaci w wersji odcinkowej. Bo trzeba przyznać z nieukrywaną ironią, że Barszczyk to był glina jak trzeba! Ale wracając do meritum… Jakby spojrzeć przez pryzmat karier wymienionych profesjonalistów aktorskiego rzemiosła (może poza Gajosem, który swoje „życiówki” zalicza co kolejny występ), to „Pitbull” był dla wielu odskocznią, która pozwoliła całkowicie przeobrazić ich wizerunek i warsztat. Mało kto w Polsce z artysty komediowego ryzykuje stworzyć dramatycznego i na odwrót. A Vedze to się powiodło. Szacun, zważywszy na batalię, jaką musiał stoczyć z producentami, choćby w kwestii obsadzenia Andrzeja Grabowskiego w roli Gebelsa (ta postać była ponoć wzorowana na negocjatorze policyjnym - Dariuszu Loranty). W 2005 roku w polskim kinie, dzięki tworowi Vegi nadszedł przełom. I co potem? Niestety porażka. Żenujące komedie, a w dalszej kolejności produkcyjniaki dla mas o dźwięcznych tytułach typu „Miłość, seks & pandemia”. Za podjęciem tematu stała chęć przeanalizowania, a następnie próby zrozumienia takowej kwestii: Jak można było z dobrze zapowiadającego się filmowca, przeistoczyć niepodważalny talent i wyczucie twórcze w karykaturę sztuki filmowej? Jeśli ktoś by pytał, to już wie, że można. A dodam tylko, że chłop napisał kiedyś dwa solidne reportaże. Dlaczego i jak panie Vega? To pytanie nurtuje mnie od dawna i jakiej odpowiedzi bym nie uzyskał, to i tak nie zrozumiem (choć zapewne, cytując klasyka: „jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi”).

PitBull (2005) - Marcin Dorociński, Weronika Rosati

Wniosek? Pierwszy „Pitbull” dobry, ale serial (I i II sezon) bardzo dobry. Zaś reżyser obiecujący, ale w rezultacie (z niekłamaną przykrością) kiepski. I jeszcze na koniec obiecany bonus, czyli wyjaśnienie tytułu recenzji, który w dosłownym tłumaczeniu (hiszpańskim, nie chorwackim) oznacza „Jestem małym Pitbullem”. Nie był to przypadkowy wybór. Polemika odnosi się nie tyle do słynnej policyjnej serii filmowej, co do wzlotu i upadku kariery Patryka Vegi. Miał zadatki na wielkiego reżysera, ale niestety rozmienił aspiracje na komercyjne drobniaki. Czy coś się zmieni?

Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 7
Drybciu 5

Film ok nawet po latach ale koniecznie z polskimi napisami czasem ciezko zrozumiec co mowia tak niewyraznie.

rolnik_postepowy 6

Postacie i dialogi na plus, niestety sam film, to zbieranina często nie powiązanych ze sobą scen w dodatku z koszmarnym udźwiękowieniem. Tylko 6/10.

o1o6

Najlepszy … – Najlepszy film policyjny od czasów ,,Psów’’ Paikowskiego

dannyXXX 8

… – Film spoko,ale serial o wiele lepszy.

pablo75 dannyXXX 5

Serialu nie oglądałem,może dlatego,że film mnie rozczarował. Spodziewałem się czegoś lepszego…5/10.

dannyXXX dannyXXX 8

Polecam serial.Ten film przy tym to pikus.

Magic 8

Akcja – Stwierdzam, że polskie kino akcji jest coraz lepsze, choć dla mnie "Psy" będą jedną z najlepszych produkcji tego typu. Świetne role Dorocińskiego i Grabowskiego. Na pewno warto zobaczyć.

Więcej informacji

Proszę czekać…