Złodziej Driver, po nieudanym skoku zostaje złapany i trafia do meksykańskiego więzienia. Tam poznaje dziesięcioletniego chłopca, który uczy go zasad życia w zamknięciu.

Nieznana historia

Nazywane było najgorszym więzieniem w całym Meksyku. "La Universidad del Crimen", "Uniwersytet Przestępców", prawdziwy koszmar logistyczny i humanistyczny. Zorganizowana przemoc, korupcja, przeludnienie to codzienność meksykańskich więzień, ale "El Pueblito" zawsze było wyjątkowe. Za murami więzienia zawiązała się unikalna społeczność, tworząc własny, rządzący się zupełnie innymi prawami, całkowicie odseparowany świat. To skazańcy sprawowali tu największą kontrolę, nielegalny handel narkotykami kwitł w najlepsze, a wizyty ludzi "z zewnątrz" nie były problemami – każdy mógł spotkać się z każdym, o ile strażnicy dostali odpowiednio wysoki napiwek. Oficjalnie nazwane El Centro de Readaptacion Social de la Mesa, przechrzczone na kolokwialne "El Pueblito", więzienie zostało powołane do życia w 1956 roku w Tijuanie.

Placówka mogła pomieścić dwa tysiące więźniów i była nowym eksperymentem resocjalizacyjnym, który już po kilku latach okazał się kompletnie nieudanym pomysłem. Skazańcy mieli na tyle duże pole manewru, że mogli zapraszać swoje rodziny i żyć z nimi przez jakiś okres czasu, nie martwiąc się o nagłe przerwanie odwiedzin. W założeniu takie działanie miało wspomóc resocjalizację przestępców, wyciągnięcie do nich przyjaznej ręki i uświadomienie, że nie stracą kontaktu ze światem zewnętrznym. Jednak projekt pozostał raczej w sferze wyobrażeń. "El Pueblito" zaczęło żyć własnym życiem. Żony, dzieci, wnuki, całe wręcz rodziny zaczęły zamieszkiwać z początku przestrzennie zaprojektowaną placówkę. Większość z nich przychodziła i odchodziła, nie mogąc zdzierżyć panujących w więzieniu warunków socjalnych, zdarzali się jednak też tacy, którzy uczynili z "El Pueblito" dobrowolnie swój dom. Dzieci wychodziły rano do szkoły, po czym po południu wracały do więzienia. Parom udzielano ślubów, porody były na porządku dziennym, tak jak zgony z przyczyn naturalnych. Powstał stanowiący ułudę rzeczywistości mikrokosmos, który stał się ewenementem na skalę światową.

Alejandra Cuervo została zatrudniona przez producentów na samym początku prac nad projektem, aby zebrać obszerne materiały na temat "El Pueblito"; prześledzić całą historię więzienia, porozmawiać z byłymi więźniami i spisać ich anegdoty oraz opowieści. "El Pueblito" oznacza dosłownie "małe miasto". I tak było w rzeczywistości – było to prawdziwe miasteczko pełne znajdujących się w opłakanym stanie domostw i sklepów zbudowanych wokół głównego dziedzińca. W pewnym momencie znajdowało się tam aż siedemset różnego rodzaju budynków. Jeśli miało się pieniądze, w "El Pueblito" można było kupić dosłownie wszystko. Na terenie więzienia szybko pojawiły się restauracje i budki z jedzeniem, w których sprzedawano tacos, pizze, hamburgery, soki i resztę podstawowego asortymentu. Więźniowie mieli dostęp do wypożyczalni kaset video, mogli rozmawiać z płatnych budek telefonicznych. Jako że w "El Pueblito" trafiali przestępcy o różnorodnych zawodowych kwalifikacjach, pojawiły się także zakład fryzjerski, kancelaria prawnicza oraz placówki szpitalne.

W więziennych murach funkcjonowały najlepsze kursy walutowe w całej Tijuanie, a w kioskach sprzedawano skradzione towary, które nierzadko kupowali wolni ludzie z miasta. Do "El Pueblito" przybywały również drużyny sportowe, żeby wyzwać skazańców na mecz piłki nożnej, futbolu amerykańskiego, koszykówki bądź siatkówki. Więzienne laboratoria produkowały własną amfetaminę. Na użytek handlu wewnętrznego i zewnętrznego. W "El Pueblito" można było dostać każdy możliwy narkotyk, a heroina, kokaina i marihuana były codziennością. Szefowie zawiązanych w ramach rozwoju społecznego mini-karteli prowadzili wewnątrz więzienia luksusowe życie, nie musząc przejmować się problemami świata zewnętrznego. Kariera przestępcza nabrała w meksykańskiej placówce penitencjarnej zupełnie nowego znaczenia. Niektórzy skazańcy byli tak bezczelni, że wymykali się do miasta na skok, po czym wracali uśmiechnięci do swego niecodziennego azylu. Był to świat, w którym przywilejami cieszyli się jedynie ci więźniowie, którzy mieli pieniądze i znajomości. Cała reszta żyła w nędzy i ciągłym strachu. Głód i poważne choroby likwidowały tych, którzy mieli pecha. Najbogatsi i najbardziej wpływowi przestępcy "El Pueblito" byli dość akuratnie nazywani Maizerones, czyli "świnie jedzące zboże". Większość z nich posiadała własne oddziały bojowe, posługujących się rewolwerami i bronią półautomatyczną jak uzi. W gruncie rzeczy Maizerones i ich specyficzni pretorianie rządzili całym więzieniem, gdyż czterystu wykwalifikowanych strażników więziennych nieustannie przebijało się w sposobach zwiększania własnych zysków. Każdy musiał im płacić, nieważne, czy ich do czegoś potrzebował, czy nie. Nie chodziło tylko o odwracanie wzroku przy szmuglowaniu broni i narkotyków, lecz także o takie drobnostki jak instalowanie w znajdujących się na terenie więzienia luksusowych domach jacuzzi bądź lodówek.

W pewnym momencie miarka się jednak przebrała. W godzinach porannych 20 sierpnia 2002 roku ponad dwa tysiące żołnierzy Armii Meksykańskiej najechało "El Pueblito", czyszcząc więzienie z wszystkich przestępców i przenosząc ich do nowej placówki zwanej "El Hongo". W ciągu kilku gwałtownych godzin "El Pueblito" przestało istnieć. W tym okresie w więzieniu przebywało około osiemdziesięciu amerykańskich obywateli oraz sześćset kobiet i dzieci żyjących w specyficznej symbiozie z sześcioma tysiącami więźniów, w wielu przypadkach będących jednymi z najbardziej niebezpiecznych meksykańskich zbrodniarzy.

O procesie produkcji

Ekipa Dorwać Gringo spędziła dwa miesiące w mieście Veracruz, kręcąc większość zdjęć w zamkniętym już więzieniu Ignacio Allende, które posłużyło za filmowe "El Pueblito". Dla Mela Gibsona i jego firmy produkcyjnej Icon Productions był to swoisty powrót do Veracruz, gdzie kilka lat wcześniej kręcono Apocalypto. Ignacio Allende zostało zbudowane ponad 100 lat temu, by zastąpić stare więzienie, które znajdowało się w piwnicach jednego budynków miejskich. Szybko stało się modelem do naśladowania dla innych tego typu placówek w Meksyku. W styczniu 2010 roku ostatnich trzystu więźniów zostało przeniesionych do innych więzień, kończąc wieloletnią działalność resocjalizacyjną Ignacio Allende.

Zadaniem scenografa Bernardo Trujillo było stworzenie wewnątrz Ignacio Allende realistycznych i wiarygodnych planów zdjęciowych przedstawiających codzienną rzeczywistość "El Pueblito". Trujillo wraz ze swoją ekipą włożyli mnóstwo pracy w nadawanie swojej wizji wyjątkowego kształtu. Dzięki temu powstała zadziwiająco wierna kopia "El Pueblito", która dodała filmowi autentyczności. "To więzienie było jednym wielkim chaosem, zbudowano je wedle widzimisię posiadających pieniądze przestępców. Nikt ich nie ograniczał, nawet administracja więzienia", mówi scenograf. "Korupcja jedynie wzmogła panującą tam spontaniczną radość tworzenia".

Największym wyzwaniem postawionym przed departamentem scenograficznym było właśnie odzwierciedlenie tego niezwykłego chaosu. "El Pueblito" zostało stworzone przy udziale dziesiątek różnych materiałów i na bazie zaprzeczających sobie wzajemnie quasi-architektonicznych pomysłów. "Nie istniała żadna zasada organizacyjna i musieliśmy się do tego dostosować", kontynuuje Trujillo. "Na szczęście mieliśmy pozwolenie na robienie wszystkiego, co było potrzebne w kreacji filmowej rzeczywistości – mogliśmy burzyć mury więzienia, tworzyć nowe przestrzenie, a stare wypełniać wedle zapotrzebowania. Budowaliśmy wszystko od zera. Miasteczko biedy i nędzy, które stanowi integralną część filmowego El Pueblito, zaczęło się tak naprawdę od czterech ścian".

Praca scenografa Jaya Aroesty polegała w dużej mierze na koordynacji pracy cieśli, malarzy i innych pracowników departamentu scenograficznego, a także na współpracy z dekoratorką wnętrz, Juliettą Alvarez. "Postawiliśmy na nieortodoksyjne podejście do tworzenia scenografii", wyjaśnia Aroesty. "Stworzyliśmy tekturowe modele El Pueblito i naszego więzienia, a później zaczęliśmy planować i budować wszystko to, co sobie założyliśmy – kroczek po kroczku. Używając drewna, cegieł i betonu, czyli materiałów, których przeważnie nie używa się na planach filmowych".

Kiedy więzienie Allende zostało zamknięte, władze wyświadczyły ekipie filmowej niedźwiedzią przysługę, malując wszystkie wnętrza na biało. "Musieliśmy przywrócić całemu więzieniu dawny wygląd, w tym przemalować ściany na dawny kolor", opowiada Aroesty. "Kilka ścian należało również zburzyć, ponieważ więzienie było zbyt ciasne dla obszernej ekipy filmowej. W Allende nie istniał tak duży dziedziniec, jakiego potrzebowaliśmy do kreacji El Pueblito, musieliśmy w efekcie zburzyć jeden z głównych murów więzienia i parę pomniejszych budynków, żeby móc stworzyć dwa połączone ze sobą dziedzińce".

"Kiedy przyjechaliśmy kilka dni po opróżnieniu więzienia, nie było to zbyt przyjemne miejsce", kontynuuje Aroesty. "Wprawdzie nasza praca polegała na przywróceniu tej placówce gorszego wyglądu niż ten, który zastaliśmy, ale tak naprawdę poprawiliśmy ogólne wrażenie. Wykonaliśmy doprawdy gigantyczną pracę, w szczególności pod względem odbudowywania wnętrz", mówi scenograf. "Zaczęliśmy prace tydzień po opuszczeniu więzienia przez ostatnich skazańców. Burzenie i budowanie zajęło nam pięć tygodni, ale rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania. Można wręcz przysiąc, że w naszych scenografiach mieszkali i gnieździli się prawdziwi ludzie, że po naszym dziedzińcu chodzili więźniowie, że w naszych budkach normalnie jadali skazańcy!"

"Musieliśmy tak naprawdę wszystko pozmieniać. Wiele rzeczy znajdowało się w bardzo marnym stanie albo tak śmierdziało, że nie dało się w tym pracować", mówi wspomina Julietta Alvarez. "Mieliśmy szczęście, że przyjechaliśmy tak szybko do więzienia, ponieważ wiele miejsc zachowało posmak tego, jak mieszkali w nich prawdziwi ludzie", uzupełnia wypowiedź koleżanki Trujillo. "Na przestrzeni dosłownie kilku metrów skazańcy budowali własne domy, wkładając w to mnóstwo pracy i serca. To były ich małe, aczkolwiek własne światy, do których uciekali po ciężkich dniach. Ta radosna spontaniczność, nawet jeśli pojawiająca się w najgorszych możliwych warunkach, była niesamowita".

"Na ścianach było kilka graffiti, ale stanowiły one może 5% tego, co widać na ekranie – cała reszta to nasza robota", opowiada Trujillo. "Zatrudniliśmy artystów ulicznych, którzy stworzyli malunki widoczne w filmie. Na tym planie zdjęciowym ciężko znaleźć coś oryginalnego, wszystko zostało stworzone rękami ludzi z ekipy", kontynuuje scenograf. "Adrian pragnął jak największego poczucia realizmu i właśnie w tym kierunku poszliśmy. Oglądaliśmy różne materiały video z więzień podobnych do El Pueblito, rozmawialiśmy z ludźmi, którzy przebywali w nim za czasów jego istnienia. Nie było do końca wiadomo, co dokładnie będzie ukazywać kamera, więc najważniejsze było stworzenie jak największej liczby detali".

"Naszym zadaniem było również stworzenie na planie środowiska, w którym aktorzy i statyści czuliby się tak, jakby byli w prawdziwym więzieniu", mówi Aroety. "Wiedzieliśmy, że wiele naszych dekoracji nie znajdzie się w ujęciach, ale posłużą uzyskaniu odpowiedniego klimatu", dodaje scenograf. "Chcieliśmy także wzbudzić większe zainteresowanie widzów, którzy muszą zrozumieć chaos kolorów i materiałów, który stanowił o obliczu tego więzienia", opowiada Trujillo. "Wprawdzie w rzeczywistości to miejsce było o wiele bardziej kolorowe i chaotyczne niż w naszym filmie, więc musieliśmy ograniczyć się z odzwierciedlaniem walorów wizualnych El Pueblito, ale uważam, że dobrze oddaliśmy najważniejsze cechy tego więzienia. Stylizację od przesady dzieli cienka granica, a my celowaliśmy przede wszystkim w wiarygodność", kontynuuje Trujillo. "Musieliśmy znaleźć złoty środek. Kolory są wyblakłe, ale wyraźne, zarysowują się na większości przedmiotów, ale nie przytłaczają. W prawdziwym El Pueblito więźniowie nosili często odblaskowe koszulki, ale my z tego zrezygnowaliśmy, żeby nie rozpraszać publiczności. Uważam, że w ten sposób film stał się bardziej interesujący wizualnie".

"Warto wspomnieć, że w więzieniu panował żartobliwy nastrój", opowiada dalej Trujillo. "We wszystkich zgromadzonych przez nas materiałach – od więzień meksykańskich poprzez południowoamerykańskie po afrykańskie – widoczne było, że jednym z czynników łączących ludzi w każdej sytuacji jest próba znalezienia humoru we wszystkim, co ich otacza. A Trzeci Świat wygląda bardzo podobnie w Afryce, Indonezji, Ameryce Środkowej czy Meksyku. Można zauważyć wiele podobieństw, przede wszystkim w życiu więziennym, w tym, co ludzie robią, próbując prowadzić normalną egzystencję. To ujmujące, że znajdują sposoby, by urozmaicić swoje monotonne więzienne życie, uczynić je bardziej kolorowym".

Po zakończeniu zdjęć w Veracruz, ekipa przeniosła się do miasta Perote, położonego w połowie drogi pomiędzy Veracruz i miastem Meksyk. Obszar wyschniętego jeziora Salado, znajdujący się w gminie Tepeyechualce, stał się odizolowaną, surową lokacją, w której kręcono scenę dynamicznego pościgu samochodowego oraz dramatycznego przebicia się Drivera przez granicę amerykańsko-meksykańską. Autostrada kalifornijska została nakręcona niedaleko Puebla, niecałą godzinę drogi od miasta Meksyk, na tle legendarnych i majestatycznych wulkanów Popocatepetl oraz Iztaccihuatl. Następnie ekipa przeniosła się do Churabusco Studios, ażeby nakręcić ujęcia we wnętrzach. Ostatnią lokacją było Brownsville w stanie Teksas, które udawało granicę pomiędzy San Diego i Tijuaną.

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Pozostałe

Proszę czekać…