Klimatyczny thriller z wielką gwiazdą w roli głównej. 8
Bruce Willis to jedna z najbardziej znanych postaci świata filmowego. Renomę wyrobił sobie takimi znanymi filmami jak "Szklana Pułapka", "Ze śmiercią jej do twarzy", "12 małp" czy "Niezniszczalny". Pierwszy to klasyka kina akcji, drugi to świetna czarna komedia, a trzeci i czwarty są według mnie arcydziełami filmów sci-fi i fantasy. We wszystkich tych filmach Bruce był albo głównym bohaterem albo jednym z ważniejszych. Czy więc taki aktor musi coś jeszcze komukolwiek udowadniać? Nie, i prawdę powiedziawszy nawet się o to nie stara. Co nie oznacza, że zapomniał jak się dobrze gra.
Jeff Talley jest negocjatorem policyjnym. Pewnego dnia, jedna z jego akcji kończy się fiaskiem, co skutkuje śmiercią 3 osób w tym małego dziecka. Załamany Jack odchodzi od zawodu. Zostaje szeryfem w spokojnym miasteczku, gdzie mieszka razem z rodziną. Wszystko układa się sielankowo, dopóki nie dochodzi do napadu na jeden z domów w okolicy. Sprawy zaczynają się komplikować, a Jack musi wrócić do swojego starego fachu.
Na wstępie nie bez powodu napisałem o panu B. Willisie. To on był główną gwiazdą tej produkcji. Oczywiście wystąpiło kilku innych w miarę znanych aktorów, jednakże to jego imieniem i nazwiskiem najczęściej okraszane były różnego rodzaju zapowiedzi. Jak główny bohater wywiązał się ze swojej roli? Przyzwoicie, Bruce dalej ma kilka typów twarzy, z których najczęściej eksponowane to 'zimna maska', 'wzburzony heros', oraz najrzadziej okazywana - 'rozkruszony dobry mąż i ojciec'. Oczywiście nie jest to wszystko, ale do specyficznej gry Willisa zdążyliśmy się przyzwyczaić. Poza tym emanuje spokojem, próbuje negocjować ze złoczyńcami i w filmie wygląda na człowieka ze sporą charyzmą. Poza tym mamy do czynienia ze świetną charakteryzacją - na początku pan Willis ma długą brodę i rozczochrane włosy, a po roku jego głowa lśni połyskiem, jakiego nie uświadczycie nawet po Domestosie ;-). Kolejną osobą, która świetnie wywiązała się ze swojej roli jest Ben Foster. Gra on jednego z gangsterów napadających na dom. Żył w patologicznej rodzinie i to widać po każdym jego zachowaniu, nawet po 'błysku' w oku. Ze spokojnego faceta zamienia się powoli w bestię... Reszta zagrała przyzwoicie (a jakżeby inaczej), a rola dziecięca Jimmiego Bennetta wypadła nawet nieźle.
Scenariusz nie zachwyca, ale nie jest też banalny - to znaczy, że śledzi się akcję z przyjemnością, ale po obejrzeniu nie mamy głowy pełnej pytań i wątpliwości. Ogólnie w filmie raczej nie ma strzelania i wybuchów (to znaczy są, ale w śladowych ilościach + plus scena końcowa), a jeśli padnie strzał to ktoś pada i nie żyje. I my odczuwamy to, iż już nigdy nie powstanie z martwych. W dzisiejszych czasach coś takiego się chwali. Akcja w większej ilości dzieje się w atakowanym domu. Nie ma latania po całym świecie jak ma to w zwyczajach np. Ethan Hunt. Akcja jest budowana stopniowo (wiem, to nie jest dramat psychologiczny, lecz cały czas kontrastuję to z typowo ''hollywoodzkimi'' produkcjami) i w większości w jednym budynku. Jest mrocznie, jest 'brudno', jest ciekawie. Jeszcze chciałbym podzielić się luźnymi skojarzeniami dotyczącymi kilku(nastu) scen. Po prostu kilka minut bardzo skojarzyło mi się z pewnym znanym horrorem.
Niepogoda za oknem, na dworze pada, i to bardzo. W środku pomieszczenia jest niby nowocześnie, wszystko oświetlone, nie ma się czego bać. Jednakże mimo to, jest tu bardzo... nieprzyjaźnie. Cały czas trzeba się chować, bo ktoś chce cię zabić. Dziecko uciekało labiryntem, raz w prawo, raz w lewo. Próbowało uciec przed swym napastnikiem, jednak miało coraz mniej sił. Co prawda przybyła osoba, aby mu pomóc, jednak została ranna przez tego mężczyznę.
Nie, to nie jest "Lśnienie" Kubricka. Te luźne w sumie zdania (bo fabuła jednak się znacznie różni) mogące opisywać zarówno "Osaczonego" jak film Kubricka pokazują, czym Florent Emilio Siri - reżyser - się inspirował, oraz jakie znaczenie dla kinematografii miało Lśnienie. Może to tylko moje wymysły, ale moi koledzy też to wyraźnie zauważyli. Montaż jest zwykły, mimo że bywają dłuższe ujęcia (po obejrzeniu Matrixa z naciskiem na długość scen, przy większości filmów tak piszę). Kamery nie są położone w żadnych zaskakujących miejscach. Muzyka na początku wydawała mi się elektroniczna (charakterystyczne 'plumkanie'), jednakże w miejscach akcji słyszymy orkiestrę symfoniczną! Jakieś novum to nie jest, ale muzykę wykonano na wielu instrumentach, jest ona bardzo podniosła i wprowadza emocje.
Przy większości filmów sensacyjnych zakończenie jest bardzo podobne, więc ograniczam się do tego: + gra aktorów; mało strzelania, dużo dialogów; klimat (częściowo); niezły scenariusz - patos ( nie wspominałem w recenzji, bo jest to bardziej pewne niż śmierć i podatki); żadnych nowatorskich pomysłów Podsumowując - naprawdę warto obejrzeć w jakiś jesienny wieczór, gdy nie ma się żadnych bardzo ważnych zajęć. Ósemka.
warto zobaczyć film a Willis jak zwykle dobrze zagrał