"Mieszkam w wysokiej wieży, Ona mnie obroni, Nie walczę już z nikim, Nie walczę już o nic, Palą się na stosie moje ideały..."

Chyba najlepszy film o nawiedzonym domu jaki dane mi było oglądać. Mimo braku efektów specjalnych, braku choćby jednej kropli krwi doskonale straszy i trzyma w napięciu aż do znakomitego końca. 10

Film jest ekranizacją niesamowitej książki Shirley Jackson „The Haunting of Hill House”. Nie jest to jedyna ekranizacja tej powieści. Później, w roku 1999 powstał kolejny film - Nawiedzony. Co ciekawe to właśnie do drugiej ekranizacji Jackson do spółki z Davidem Selfem napisała scenariusz. W The Haunting scenarzystą był Nelson Gidding i jedynie korzystał z materiałów Jackson. Moim zdaniem ekranizacja z 1963 jest o niebo lepsza. Nie wiem czy to zasługa sposobu w jaki przedstawiono całą historię, specyficznego klimatu wytwarzającego ogromne napięcie, czy może zbyt dużego natłoku efektów specjalnych, zwłaszcza pod koniec odsłony z 1999 roku. Wiem jedynie, że obraz Roberta Wisea mnie zachwycił, mimo, że wcześniej widziałam jego drugą wersję. Nic a nic nie popsuło mi to przyjemności oglądania. Nie pozbawiło elementu zaskoczenia. Więcej, żaden film od bardzo dawna nie sprawił, że tak podskoczyłam w fotelu.

Doktor antropologii John Markway ( Richard Johnson) chce udowodnić istnienie zjawisk nadprzyrodzonych. W tym celu postanawia wybrać się do posiadłości Hill House, która od ponad 90 lat cieszy się bardzo złą sławą. Każdy kto zamieszkiwał Dom na Wzgórzu, albo zginął w tajemniczych okolicznościach, albo popadł w obłęd. Miejsce wydaje się, więc idealne dla doktora. Zabiera on ze sobą kilkoro asystentów, starannie dobranych ludzi, którzy mieli już jakiś kontakt ze zjawiskami paranormalnymi. Wśród nich znajduje się Eleanor Vance (Julie Harris), która okaże się bardzo ważnym ogniwem łączących badaczy z tajemniczym światem duchów.

W całym filmie nie ma żadnych efektów specjalnych, nie ma ani jednej kropelki krwi, nie widzimy żadnych zjaw, potworów, ani innych żywych trupów, a mimo to film straszy jak mało który. Straszy odgłosami zza ściany, upiornym wnętrzem domu, odbiciami w lustrze. Tak naprawdę najbardziej straszy tym czego nie widać. Jedynie ten obraz zdołał mnie przerazić zwykłym światłem latarki i to w scenie w której właściwie jeszcze nic strasznego się nie działo. To jedynie dowodzi jak ogromne napięcie potrafił zbudować reżyser. Groza towarzyszy nam już od pierwszych scen filmu, gdy oglądamy Hill House i słuchamy opowieści o nim. Sama posiadłość robi ogromne wrażenie. Już jedynie patrząc na to posępne zamczysko można nabrać przekonania graniczącego z pewnością, że jest nawiedzone. Podobnie jak Spielberg w filmie Duel potworem uczynił zardzewiała brudną cysternę, tak tu to dom jest przerażającym monstrum. Tym razem dosłownie. Naszym bohaterom Dom na Wzgórzu jawi się jako żyjąca istota, która złowieszczo im się przygląda, cierpliwie wyczekuje na odpowiedni moment. Jest cichy, spokojny, majestatyczny, a jednocześnie wraz ze swoją tajemniczą historią i upiornym wyglądem ogromnie przerażający. Na szczęście Robert Wise oszczędza nam tandetnych efektów specjalnych, którymi swoja wersję naładował Jan De Bont. Na końcu nie znajdziemy pożałowania godnej próby ożywienia domu nie tylko w naszej wyobraźni, ale wprost, na ekranie. Przecież od dawna wiadomo, że to właśnie wyobraźnia straszy najmocniej, że czasem lepiej pozostawić jakieś niedopowiedzenia. Moim zdaniem De Bont to przede wszystkim tandetną końcówką całkowicie położył swoją wersję Nawiedzonego. W odsłonie Wisea nie znajdziemy taniego efekciarstwa. Końcówka wraz z początkiem stanowi klamrę dla całej historii. Jest po prosu perfekcyjna. Straszy o wiele bardziej niż dom niemal rzucający się w pogoń za naszymi bohaterami w wersji z 1999 roku. Samo aktorstwo moim zdaniem również w starszej odsłonie mamy dużo lepsze. Zwłaszcza Julie Harris jako Eleonora. Kreacja po prostu mistrzowska. Momentami gubimy się już czy jest nieco szalona, czy Dom faktycznie jej potrzebuje, nawołuje. Cudownie gra świętoszkowatą, całe życie wykorzystywaną kobietę, która jedyne czego zawsze pragnęła to być kochaną. Desperacko szuka miłości, najpierw u doktora, potem po prostu... w Domu. Coraz bardziej pogrąża się w swoim obłędzie, powoli obserwujemy jak traci zmysły. Tak naprawdę nie wiemy jednak czy to faktycznie szaleństwo czy po prostu odnalazła swoje miejsce, którego nigdy nie miała. Wyśmienita rola. Wise oszczędził nam tu na szczęście kiczowatych, naciąganych wyjaśnień o reinkarnacji czy czymś, nie pamiętam. Zostawia pole do popisu dla wyobraźni.

Nie wiem, może to tylko moje zdanie, ale czarno-białe horrory mają coś w sobie. Być może to właśnie zasługa zdjęć, że stają się bardziej mroczne, bardziej ponure. Być może muzyki, pięknej, budującej napięcie, która we współczesnych horrorach została nieco wyparta przez efekty specjalne.

Wszystko to razem sprawia, że The Haunting to niewątpliwie najlepszy film o nawiedzonym domu jaki widziałam.

0 z 2 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 1
Aladyn 4

Przepraszam wszystkich, którym ten "horror" się spodobał, ale niczego dobrego o nim nie napiszę. Lubię takie stare filmy, ale ten okazał się dla mnie niewypałem. Jak dla mnie – był strasznie przegadany i brakowało mi w nim napięcia charakterystycznego dla gatunku. Na przekór temu, co pisze autor recenzji wolę raczej jego remake: "Nawiedzony – Niektóre domy rodzą się złe" z Catherine Zeta-Jones. Film ten obejrzałem niedawno po raz drugi, wierząc, że odkryję w nim coś nowego i interesującego, ale nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie – kilka nudnych scen przewijałem na przyspieszonych obrotach…

Więcej informacji

Ogólne

Czy wiesz, że?

  • Ciekawostki
  • Wpadki
  • Pressbooki
  • Powiązane
  • Ścieżka dźwiękowa

Fabuła

Multimedia

Pozostałe

Proszę czekać…