Bridget Jones 3 ocieka soczystym humorem, który ratuje nawet najbardziej absurdalne sytuacje. 7
Lata mijają, Bridget Jones (Renee Zellweger) powoli godzi się z losem starej panny i przyjmuje rolę idealnej matki chrzestnej. Marzenia o ślubnym kobiercu zamienia na pełną realizację w pracy i pielęgnowanie damskich przyjaźni. Nie pozbywa się jednak tęsknoty i umiejętności nieporadnego wpadania w kłopoty.
Sharon Maguire z pełnią entuzjazmu odmalowuje brytyjski humor i niezachwianą energię Jones, która przekroczyła 40. rok życia i nie tylko zmaga się z zegarem biologicznym, stereotypami o staropanieństwie, ale również ze świeżą krwią żądną „hard newsów” w telewizji. Kreatywność miesza się z nieporadnością, a każdy krok wywołuje lawinę śmiesznych nieporozumień. Szczególnie że Bridget ponownie pakuje się w miłosny trójkąt z nieplanowaną ciążą na pierwszym planie. Pierwsze dziecko, dwóch kandydatów na ojca i rozdarte serce miedzy opiekuńczym Jackiem (Patrick Dempsey) a powściągliwym Markiem Darcy (Colin Firth) to nowa codzienność kobiety.
Bridget Jones 3 ocieka soczystym humorem, który ratuje nawet najbardziej absurdalne sytuacje. Jones wpada w kłopoty, brodzi w błocie i bawi się na festiwalu muzycznym tuż obok Eda Sheerana zatopiona w niezwykle dopasowane dźwięki. Muzyka staje się kontrapunktem do opowiadanej historii. Sprawia, że potknięcia i porażki wydają się mnie bolesne.
Na ekranie królują dobrze nam znani aktorzy. Zellweger pozbyła się napompowanej botoksem twarzy, dzięki czemu możemy oglądać całą paletę barwnych emocji. Jednak to Emma Thompson w roli ginekolog przynosi serię kąśliwych uwag i ciętych ripost. Z lekkością puentuje rzeczywistość, jest złośliwa, a przy tym pełna matczynej sympatii.
Trzecia odsłona filmu próbuje wtrącić krótką lekcję o tolerancji i przyznawania prawa do szczęścia w każdej formie. Konserwatywna matka Bridget „nawraca” się na empatyczne rozumienie drugiego człowieka: nie tyle zaczyna akceptować samotne matki i pary jednopłciowe, ale również aktywnie angażuje ich w swój program wyborczy. I choć reżyser nie unika łopatologii i naiwnych rozwiązań, nie można mieć mu tego za złe. W końcu chodzi o brytyjską bajkę o poszukiwaniu miłości i szczęścia.
Co tu dużo mówić ? Jakiś taki naciągany i bez ciekawego scenariusza ! Historyjka o tym kto jest ojcem dziecka ? to już było ! Mi się dłużył i tyle !!!