@Bert
historią najnowszą. Jak na razie za takie przedsięwzięcie można uznać "Czas honoru", bo "Tajemnica twierdzy szyfrów" traktowała o bardziej szerszych problemach z punktu widzenia oglądającego,czyli grę wywiadów głównych mocarstw, sprawy polskie były tam na drugim miejscu. "Tajemnicę…" okrzyknięto nową "Stawką większą niż życie", ale chyba na wyrost – serial nie był tak zgrabnie nakręcony, chwilami plątał się w wątkach, akcja stawała w miejscu,żeby nagle ruszać z kopyta. Gra aktorska przeciętna,dla mnie odkryciem był
Chcę dodać kilka zdań, nie formie odpowiedzi Koledze, ale uzupełnienia do jego uwag. Dziwne to podejście do filmu, że najlepszy aktor go kładzie. Kolega tak nie myśli, mówię o tych, którzy w tak karkołomny sposób rozumują. Oczywiście ,najważniejsza jest w tym obrazie samotność starego człowieka, z tym, że nie chce on zostać wypchnięty na margines, być traktowany przedmiotowo, odstawiony do kąta jak zwiędnięta paprotka(tak się przeważnie traktuje starych ludzi w filmie, dekoracja,kilka zdań i po herbacie). Tutaj jest inaczej. Kędzierzawska przedstawia staruszkę, która podejmuje swoją walkę o miejsce między żywymi, jeszcze nie "pora umierać" jak głosi tytuł. Bardzo ważna jest dla niej godność – prześmieszna scena, gdy starsza pani odpala chamowatej lekarce – "pocałuj mnie w d…",czy jakoś podobnie. Ona żyje, chce działać, a wszystko w atmosferze łagodnej stanowczości. Cóż, każdy film musi być naciągany, taki urok lub nie urok fabuły. Ja uważam ten obraz za znakomity, głównie w wyniku gry Danuty Szaflarskiej, ale biorą mnie poza tym za serce tego typu klimaty, z jakich został zbudowany film. Podobała mi się koncepcja plastyczna obrazu, ów stary dom, park niczym oaza i miejsce odosobnienia zarazem, bardzo dobre podejście kamery do Danuty Szaflarskiej. Dała ona więcej prawdy w mimice twarzy, jej bogactwie, wyrazistości gestu, niż ci wszyscy "aktorzy" w tele-mele-nowelach typu "Kran" czy "M jak mydło". Ona nie jest dobra,dlatego,że ma 90 lat i jeszcze się rusza(przeczytałem takie opinie na FILMWEB), lecz dlatego, że ma 90 lat i w aktorskim mistrzostwie bije na głowę te wszystkie współczesne gwiazdki kilku sezonów. To jest sztuka!
Przyszło mi do głowy,że należy coś wyjaśnić. Filmy, które uznałem za swoje ulubione, a mogą się kojarzyć z sympatią do Niemiec lub zgoła III Rzeszy, to nieporozumienie – jeżeli ktoś tak to przyjął. Niemców – z racji swych poglądów – raczej średnio toleruję. Po prostu szukam w filmie politycznej niepoprawności, a obrazy typu "Max" albo "Upadek" można za takie uznać. Poza tym interesuje mnie tzw. ludzkie oblicze zła, ponieważ Hitler nie był potworem z kosmosu, ale człowiekiem – z całym bagażem tego,co tkwi w naturze homo sapiens. Jak ze zwykłego uczniaka, zbuntowanej jednostki, ewoluuje z czasem bezwzględny dyktator, do tego z ze zdjęciem matki na biurku w ostatnim bunkrze, gdzie zginął. Krwawy fuhrer, w chwili ostatecznej, załamania, zrozumienia klęski, więcej, uświadomienia sobie upadku własnej wizji świata i wyboru śmierci. No i jeszcze próba historii alternatywnej, sugestia z filmu "Max". Hitler mógł wybrać drogę artysty, było do tego blisko, gorsi pacykarze od od niego chwytali za pędzel i odnosili sukces. Lecz determinizm dziejów jest bezwzględny, historia musiała się wypełnić. Świat nie dostał jeszcze jednego średniego malarza, ale Hitlera jakiego znamy. To samo – w kwestii trochę podobnych losów – dotyczy Stalina(czym zajął się obszernie Allan Bullock w dwutomowym dziele "Hitler i Stalin – Żywoty Równoległe") i innych tego typu osobowości. "Romper Stomper", to rzecz oryginalna sama w sobie, film nakręcony przeciwko subkulturze skinheads(odłam neonazistowski), który stał się dla tego środowiska filmem kultowym. Pierwsza i chyba jedyna tak dogłębna analiza ruchu nazi-skins w "kropli wody", małej grupy – szczególnie bliskiej do obserwacji poprzez swoją zamkniętą i bardzo ograniczoną członkowsko strukturę. Rzecz nad wyraz naturalna i świetnie zagrana. No i Russel Crowe, który gra jakby się tym skinheadem urodził. Nie wiem, mnie tego typu produkcja interesuje znacznie bardziej, niż np. horrory, bo nie mamy do czynienia z fikcją, ale realną rzeczywistością, chociaż w fabularnym kostiumie. Chciałbym dodać filmy "Mishima" i "Romper Stomper", trochę jeszcze muszę pomyśleć nad szczegółami tej operacji.
Przedtem nie miałem okazji nigdzie go zobaczyć, z tym większą przyjemnością stwierdzam,że polskie kino nie umarło. 91-letnia w czasie kręcenia obrazu(2006) Pani Szaflarska,dała zniewalający popis znakomitego aktorstwa z pełną gamą uczuć od filuternej radości do głębokiego smutku. Staruszka mieszkająca w starej, drewnianej willi,odpierająca ataki nachalnych amatorów na dom, w zasadzie opuszczona przez bezdusznego syna(Globisz),który też chce przehandlować miejsce swego urodzenia, zachowuje pogodę ducha, chociaż podszytą goryczą życia bez najbliższych, co rekompensują jej rozbrykane dzieciaki z pobliskiego ośrodka i stary druh pies. Z nim przeważnie bohaterka toczy swoje "dialogi", znakomita jest też scena jej rozmowy z buszującym po balkonie willi chłopcem o ksywie "Dostojewski", zaciągającym "warśiawskym" slangiem, ni to złodziejaszkiem, ni to zabawnym łobuziakiem. Piękne, czarno-białe zdjęcia podkreślają świat na granicy jawy i wspomnień, albowiem bohaterka często wraca do przeszłości i widzi oczyma wyobraźni dawne, piękne, ale już minione chwile swego długiego żywota. Wspaniały ogród przypomina zapomniany Eden z opuszczoną lokatorką chylącego się ku upadkowi domostwa. Starsza pani robi handlarzom psikusa i przekazuje willę jako dar wymienionemu ośrodkowi. Rozkrzyczana dzieciarnia zajmuje pokoje, a rezydentka mieszka sobie na górze ze swym ukochanym psem. Pewnego ranka wychowanek ośrodka puka z herbatą,pies opiera się o kolana pani, ale ona już nie dokazuje, tkwi w bezruchu. Długa,przejmująca scena i rozumiemy, że starsza pani umarła. Mówi zza kadru o niebie i najbardziej żałuje, iż jej czworonożny towarzysz zostanie sam. Odpływamy kamerą z Edenu, oddalająca się gęstwina drzew.Koniec. Ogromne dzięki dla Wielkiej Mistrzyni aktorstwa, Pani Danuty Szaflarskiej!
Obawiam się,że dla TVP nadejdzie straszliwy dzień, kiedy trzeba będzie skończyć z powtórkami filmów(głównie seriali),bo kopie się totalnie zedrą i wylądują na śmietniku. Jako pasjonat rodzimego kina z lat 50-70 XX w., rzuciłem się wprost na kanał Kino Polska. Parę lat i właściwie co drugi dzień pokazują to samo, rezerwy się wyczerpały. W TVP zaczęli trochę iść dobrą drogą, "Tajemnica twierdzy szyfrów", "Czas honoru"(czekam na każdy odcinek, ponieważ od "Polskich dróg" nie nakręcono nic w tym guście), ale na jak długo starczy funduszy na takie produkcje? Osobiście uważam za zbrodnię faktyczną likwidację Teatru Telewizji. Mieszkając daleko od aglomeracji, z liczącymi się "żywymi" teatrami,od dziecka właściwe zaliczałem każdą premierę w TV. To był kontakt z zupełnie innym od filmowego aktorstwem. Bryndza, proszę państwa, czas śmierci "telewizorni" dla bardziej ambitnych widzów, nadchodzi milowymi krokami.
Horrory: "Egzorcysta", "Coś" – wizyjnie(efekty), Lśnienie – bardziej w sferze nastroju.
Komedie, trochę tego było,trudno wymienić najśmieszniejsze.
Przy okazji, poszukuję tego filmu na DVD, oczywiście najlepiej z polskimi napisami. Czy coś takiego w ogóle jest na rynku?
Preferuję Polki,pierwsza i bezkonkurencyjna to Sara Muldner, kobieta zdecydowanie piękna, nie w pustym, amerykańskim stylu, ale z rysem romantyzmu w spojrzeniu,geście, te oczy i włosy…. Wielkie marnotrawstwo, że grywa mało, co chyba wynika z jej braku siły przebicia(niewidoczna w różnych programach "mydło i powidło" – zatańcz,zaśpiewaj i ugotuj zupę,co tylko dobrze o niej świadczy), bo po matce aktorce talent ma. W "Na boso" 17-latka nie ustępowała reszcie ekipy, i jeszcze ta świeżość, poezja, jakaś magia. Może chodzi o syndrom "małych gwiazdeczek", gdy dorastają,trudno im się przebić w świecie dorosłej branży.
Ogólnie aktorki włoskie – Lollobrigida, Claudia Cardinale, Ornelia Muti, co dziwne, mniej Sofia Loren. Ogólnie nie lubię aktorek "do gadania", a bardziej te "do oglądania", chociaż swoją inteligencję muszą mieć. Osobiście – na naszym podwórku – mam fioła na punkcie Sary Mulder, ale to raczej zauroczenie typem kobiecości, który mi niezmiernie odpowiada(a bardzo ładnie wyrosła, od kiedy grała te szkraby), bo trudno tu jeszcze mówić o dorobku. Chociaż w offowym "Na bosaka", mając ledwie 17, lat była dobra. To tyle,na razie
"Romper stomper" – jeden z najbardziej wiarygodnych obrazów subkultury nazi-skins, świetne wyreżyserowane sceny walk skinheadów z Azjatami, debiutujący Russell Crowe – od początku demonstrujący charyzmatyczny typ psychiki.
"Max"("Przyjaciel Hitlera")- nowatorskie podejście do początków kariery Hitlera po I wojnie światowej,bohater na granicy wyboru drogi agitatora politycznego albo awangardowego artysty malarza. Znakomity Noah Taylor w roli Hitlera bez grama charyzmy, sepleniącego(?!) i nieśmiałego, przyjaciela żydowskiego marszanda, do śmierci którego się nieopacznie przyczynia. Dzieje potoczą się swymi krwawymi torami
"Upadek" – Hitler bez rogów, jako złamany klęską człowiek
"Stalingrad" – jedno z pierwszych spojrzeń na bitwę stalingradzką od strony Niemców,solidne kino wojenne
"Wróg u bram" – za całokształt ciekawie przedstawionej bitwy stalingradzkiej przez lunety snajperów
-Dla kontrastu, najlepszy dla mnie polski dramat obyczajowy
"Barwy ochronne". Nie zgadzam się z opinią,że to obraz krytykujący
wyłącznie społeczne wynaturzenia PRL. Być może dzisiaj jest ciekawszy w opisie raczkującego wtedy "wyścigu szczurów". To wieczna historia cynizmu, wyzbycia się ideałów,nieszczerości,oportunizmu i kłamstwa w służbie robienia kariery za wszelką cenę(genialny Zbigniew Zapasiewicz w roli łajdackiego cynika ze złamanym kręgosłupem moralnym).To na razie tyle
Proszę czekać…