Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Komunia 0

Dokumentów, które nie ingerują w rzeczywistość, a tak są w nią zapatrzone, że nawet nie mrugną i trzymają ręce przy sobie, nigdy za wiele. Za wiele pozornie nie zrobiła reżyserka Komunii, ale w sytuacji tej materii filmowej to komplement. Anna Zamecka zamknęła się w przestrzeni jednej rodziny i bacznie obserwuje tworzy (jakby za pozwoleniem) naturalistyczny, nieprzefiltrowany, bez jakiś dubli, niby portret rodziny jednej z wielu – ale dla niej wyjątkowej. Jednak jej empatia wobec bohaterów ratuje ją przed eksploracją polskich patologii. Zamiast tego pokazuje że pięknym i imponującym jest wierzyć, mieć nadzieję i kochać… nawet w tak mało sprzyjających warunkach.

Nasza rodzina jest pokrojona od środka, a każdy z jej członków ma niejedną ranę szarpaną od rzeczywistości. Ojciec niepełnosprawny, często chce zajrzeć do kieliszka, bo patrzeć na świat w koło średnio ma już siły, jego syn ma prawdopodobnie autyzm i przygotowuje się do komunii. Jednak najważniejszym (jedynym) spoiwem tej rodziny jest nasza bohaterka, córka – Ola. Niestety to nie jest parafraza wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni… oni odeszli (matka, ojciec jest ojcem często tylko biologicznie), a dzieciom nie jest do śmiechu. Zamiast dzieci, rodzice bawią się w dom. Muszą wydorośleć w przyspieszonym tempie i na skróty. Ola przygotowuje brata do komunii, jest szorstka, ale zdeterminowana i zawstydziłaby nie jedną dorosłą kobietę w dbaniu o rodzinę… i to rodzinę mocno sfatygowaną przez przeszłość, na którą przecież nasza bohaterka nie miała żadnego wpływu. Nic co się stało nie jest jej winą, pożar nie został rozpalony przez nią, jednak ona go ugasiła, a teraz próbuje coś zbudować na pozostałych zgliszczach.

Kontemplowanie rytuałów rodzinnej codzienności, która nie jest jakąś wybuchową prozą dla emocjonalnych piromanów od fajerwerków, artystka niespektakularnie pokazuje jak wielka krzywda ma tutaj miejsce – tylko wszystko jest umiejętnie zakomunikowane małymi literami. Bez dłubania przy rzeczywistości i wtrącania się Anna Zamecka nie wciera nam w twarz cudzej patologii i beznadziei, a pokazuje skromną walkę Oli o przyjazd mamy na komunię syna i powrót do rodziny. Podobnie jak w Mów mi Marianna tworzy w imię zasad szkoły dokumentalistyki Kieślowskiego i Karabasza. Reżyserka też nikogo nie traktuje w sposób uprzywilejowany, nikogo nie lubi bardziej swoją kamerą, a raczej daje możliwość skonstruowania swojej opinii wyłącznie o przedstawione obrazy – sztuka wstrzemięźliwości w dokumencie to duża sztuka. Jednocześnie jej stanie obok to nie jest konsekwencja bylejakości i bezradności oraz zrzucania odpowiedzialności za stworzenie filmu na wybraną historię – to kameralna opowieść o ryzyku zanurkowania w szambie i odnalezieniu bohaterów dnia codziennego – kimś takim jest Ola.

Komunia też nie chce być filmem o wszystkim, ani żadnym przedstawicielem kina ostro zaangażowanego, podsumowującego kondycję polski Be, mimo że w niej brodzi. Reżyserce bardzo zależy na czynniku ludzkim, i ma pragnienie być bardziej szczerym obrazem ludzkich potyczek z codziennością. Swoim filmem odznacza postać – honoruje Ole – która normalnie trafiłaby do sprawy dla reportera lub pod rękę jakiemuś manipulującemu emocjami reżyserowi, który zepsułby całą mądrość i skromność na jakich zbudowany jest ten dokument. Komunia poprzez swój szacunek do opowiadanej historii dostaje więcej, niż zakładała, a i my przechodzimy z odczuwania do współodczuwania. To wielka sztuka nie stosować sztuczek.

Ocena: 8/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…