Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Docs Against Gravity: Safari 1

Jest kilka metod dokumentalistyki, a sam gatunek nieustannie ewoluuje. Czerpie coraz częściej z kina fabularnego i jest bardziej hybrydalny. Są jednak twórcy wierni dokumentalistyce obserwacji, dający się wypowiedzieć rzeczywistości, a jednocześnie zmuszający i nas do zabrania głosu. Takim konsekwentnym i autorskim antropologiem w kinie jest Ulrich Seidl. Jego najnowszy dokument Safari tylko potwierdza jego obsesje na punkcie ludzkiej kondycji i metodę pozornego niezaangażowania. Jego strategia to jeszcze coś: człowiek sam się zdemaskuje, nie trzeba go do tego prowokować. Wystarczy oddać mu głos.

Safari opowiada o kilku duetach łowieckich. Najczęściej są to rodziny, gdyż mamy mocno zaakcentowany kontekst polowania jako ideologii i praktyki przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Jak to w kinie Ulricha, wymowne stopklatki przeplatają się z wypowiedziami bohaterów w tej samej przestrzeni. Jednak to nie tylko teoria i niewinna historia o winnych śmierci zwierząt. Mamy obecne sceny polowań jeden do jednego. Reżyser nie mruga, śledzi cały proces, a wręcz rytuał, zawody w zabijaniu. Skradanie się, duma z pięknego strzału, gratulacje składane sobie nawzajem przy martwym ciele zwierzęcia i zdjęcia z trofeum, które są organizowane, jak profesjonalne sesje fotograficzne.

W tym wszystkim Ulrich jest charakterystyczny i trzyma się swoich metod prowadzenia narracji. Surowy, jak gdyby bezosobowy, a jednak jego milczenie wyzwala jeszcze więcej reakcji w widzu – i w tym milczeniu jest wymowność. Zostajemy, nawet nie na siłę, wyciągnięci do wypowiedzi, refleksji. Pozorna obojętność reżyser prowokuje nas do jeszcze większego uczestnictwa w historii i reagowania na nią.

Oczywiście bohaterowie Ulricha mówią, bardzo szczerze, co chcą i czują. Twórca wysłuchuje ich, a stworzone przez niego pewne sekwencje, jednak metaforycznie i symbolicznie naprowadzają nas na tropy i prowokują. Nad głowami polujących białych ludzi wiszą ich trofea. Nie bez powodu autor ich nie zaprasza do rozmowy w knajpie – to tylko podkreśla jak traktują zabijanie zwierząt. Polowania to tradycja, zarobek, wytłuszczenie hierarchii stworzeń w świecie, kolejna okazja do udowodnienia dominacji człowieka w świecie i wpisania się w pożerający ludzkość gatunkowizm. To też dla bohaterów sport, zabawa, powodująca wręcz podniecenie i fascynacje.

Z drugiej strony mamy miejscowych czarnoskórych, nie bez powodu pokazywanych, którzy zazwyczaj zajmują się pomaganiem w polowaniach, pełnią bardziej funkcje podwładnych – biały człowiek nie tylko chce dominować nad światem zwierząt… Szlachtują zwierzęta dla białych panów, przygotowują im miękkie dywany i ozdoby na ściany. Żyją z tej pracy, a część mięsa zjadają. To też nieprzypadkowo wkomponowuje w obraz Ulrich – biali nie jedzą, czarnoskórzy spożywają części tego mięsa. Pojawiają się też nagle wypowiedzi o czarnoskórych. Ci miejscowi milczą, wykonują obowiązki, bez słowa. Dlaczego za jakiś czas w trakcie dokonywania tej "naturalnej" selekcji w imię walki o równowagę w świecie (o której dumnie wypowiada się jeden z kłusowników), na ich ścianach nie miałyby zawisnąć głowy czarnoskórej ludności. To bardzo poważna antropologiczna refleksja o ludziach z kompleksem Boga i cywilizacji, która sama się unicestwi. Wielkie niebezpieczeństwo czyha na świecie, w którym jedno życie jest ważniejsze od drugiego…

Safari jest pełne znaczeń do odkrycia, nie podanych bezpośrednio, a jedna stopklatka znaczeniowo waży tony. To nie zawsze poważne kino, ale z bardzo poważnymi wnioskami i czujnym okiem. Stworzone bez wścibstwa, prowokacji, taniej kontrowersji. Z wystudzonymi emocjami, ale rozgrzaną głową i aparatem analitycznym.

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…