Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

Recenzja: Gentleman z rewolwerem 0

Kino wielkiej klasy, które nostalgicznie tworzy jakość i nastrój z eleganckich filmów o przestępcach lat 80. I to powstaje w XXI w. w filmie Gentleman z rewolwerem, który nie kalkuje, a z subtelnością i wielkim czarem oraz bez prostych dramatów tworzy komedię gangsterską. Mało tego, świadomie wychodzi poza oczywistości gatunku i tworzy przypowieść o tym, jak wielka może być pasja na przykładzie człowieka napadającego na banki.

Forrest Tucker to nazwisko, które fascynuje. Bez wielkiego bałaganu, z manierami można by spokojnie rzec, okrada banki. Razem z dwójką przyjaciół od wielu lat mają ten sam schemat. Nie ma ofiar, podniesionego głosu. Za to każdy z okradzionych pamięta uśmiech i kulturalne zachowanie jakie prezentował gangster. Na dodatek niewątpliwie niemoralny występek zostaje zsuwany przez wielu na drugi plan, bo na pierwszym jest pewien podziw dla Forresta. Uciekał 30 razy z więzienia i kocha swoją pracę. Brzmi przekornie? Nie ma w tym żadnej zgrywy i prostolinijnej komedii zbudowanej na zaskoczeniu widza. Jest za to nostalgiczna historia o pewnym uzależnieniu. Refleksja o nieumiejętności powiedzenia sobie „stop”. Historia o nieprostym oduczaniu się, o haju produkowanym przez to, co robisz i jak może demolować ci relacje i życie prywatne.

David Lowery z konsekwentną narracją kina niewybuchowego, ale pozornie spokojnego, przełamywanego łobuzerskimi wyskokami, bliźniaczo z życiem naszego bohatera, tworzy małe-wielkie kino. Nie ma tutaj żadnego dosłownego kina akcji, mimo podobieństw ze Złap mnie jeśli potrafisz. To kino sprytnie, wręcz obyczajowo poprowadzone, a przecież mamy do czynienia z gangsterami. Trzech starszych panów, którzy mają naturalny kamuflaż – czyli wiek – dzięki czemu wyglądają na łagodnych staruszków, są prawdziwymi złodziejami. Buduje się w nas ciekawa, oczywiście mająca już miejsce w kinie, sympatia do antybohatera. Taka też wytwarza się w pewnym stopniu do ścigającego go, a jednocześnie tak samo silnie zafascynowanego nim Johna Hurta, minimalistycznie, w punkt zagranym przez Casey’a Afflecka. Relacja widza z Forrestem zostaje też zacieśniona skutecznie poprzez wewnętrzny konflikt rozgrywający się w nim, który skromnie, ale wymownie, z minimum ekspresji, ale szykiem nie do podrobienia, doskonale wyraża grający go Robert Redford. Pozafilmowy kontekst też nie pozostawia nas obojętnymi w ocenie – ciąg dalszy i decyzje jakie zostaną podjęte przez Forresta. Czy mężczyzna będzie potrafił wyhamować i zrezygnować z tego, co robił całe życie? To pytanie, które i my i on zadajemy sobie podczas seansu, ale również na takie samo musi odpowiedzieć Robert Redford w kontekście swojego pożegnania z kinem tą właśnie, a nie inną rolą.

Mimo szykowności tego kina, nie ma tutaj bufonady, manieryzmu, pucowania lakierków. To świetnie skrojone kino, które uwodzi, nie przesadza, wywołuje emocje z różnych szufladek, bo samo nie jest kinem prostym do zaszufladkowania. Napady nie są tutaj główną siłą napędową filmu, ale napędową naszego bohatera. Psychologiczne i flirtujące z widzem pięknym klimatem.

Ocena: 7,5

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 2

chudini0505

zobaczę sobie, dzięki ;]

ZSGifMan

Robert, Sissy, Danny… już zacieram ręce :)

Proszę czekać…