Nowy pomysł na bohaterów
"Udało nam się zebrać fantastyczną ekipę, która zechciała wyruszyć z nami w tę podróż", wspomina Macdonald. "Naszym zadaniem było nakręcenie filmu dla dorosłych, z kategorią wiekową "od lat 18". Wiedzieliśmy, że budżet nie może przekroczyć w takim wypadku 40 milionów dolarów. Ustaliliśmy także, że Dredd nigdy nie będzie ściągał hełmu. W efekcie nie musieliśmy przejmować się zatrudnianiem wielkiej gwiazdy do roli głównej – potrzebowaliśmy dobrego i charakterystycznego aktora", dodaje producent. "Dredd to bohater ekstremalny, prawo to dla niego wszystko – początek i koniec", dorzuca swoje trzy grosze Allon Reich. "On po prostu wymierza sprawiedliwość, nie wnikając w żadne niuanse. Jest najlepszy, to prawdziwy twardziel, wszyscy się go boją. Został zainspirowany Brudnym Harrym, lecz stał się jedną z ikonicznych postaci brytyjskiej popkultury".
Potrzebny był aktor, który wpasuje się w tę spuściznę i nie będzie się bał "wejść w buty" legendarnego bohatera, jednocześnie nadając postaci nowej interpretacji. O pomyśle swoistego restartu Dredda usłyszał Karl Urban. "Uwielbiam komiksy, spotkałem się więc z Alexem, Andrew, Allonem i Pete’em, żeby poznać ich wizję. Od początku byłem świadomy tego, że planują radykalnie inną wersję od tej hollywoodzkiej; bardziej mroczną, szorstką, realistyczną. Takie podejście mnie przekonało", dodaje aktor. "Miał odpowiednie doświadczenie aktorskie, a w jego słowach czuć było autentyczną pasję", wspomina Reich. "Wychował się na komiksach, znał bardzo dobrze uniwersum 2000 AD, spodobał mu się scenariusz. To był nasz Dredd", podkreśla Macdonald.
"Zakochałem się w tej postaci w wieku 16 lat", wspomina Urban. "To szeryf w królestwie bezprawia, w którym pojęcie sprawiedliwości mocno się zdewaluowało". Aktorowi bardzo spodobał się fakt, iż twórcy postanowili, że Dredd nie ujawni w filmie swojej twarzy. "To jeden z najciekawszych aspektów tej postaci – nigdy nie wiadomo, kim naprawdę jest. Od 1977 roku, kiedy pojawił się po raz pierwszy, był bezosobowym, enigmatycznym przedstawicielem prawa. Dredd z twarzą to nie Dredd", podkreśla aktor. "Nie mogłem jednak zagrać robota. To musiał być człowiek, który stara się utrzymać porządek w świecie rozpadającym się na drobne kawałki. Nie żaden Superman czy Batman, lecz przeciętny facet, któremu bliżej do bohaterskich strażaków pracujących w ruinach Word Trade Center", wyznaje Urban. "To było dla mnie wielkie wyzwanie – nadać mu jak największego charakteru i dynamizmu, ale także pokazać rysujące się za hełmem emocje i niuanse".
Urbana zawsze bardziej interesowały nieco mroczniejsze role. "Ciekawią mnie wady i błędy, czyli to, co sprawia, że ludzie są ludźmi. Dredd to ciekawy przypadek. Całkowicie skrywa swe emocje, wyrzucił z głowy wszelkie myśli o życiu poza pracą, o jakimkolwiek towarzystwie. Uważam, że to w pewnym sensie postać tragiczna, ponieważ chce chronić społeczeństwo, podczas gdy sam nie jest w stanie stać się jego pełnoprawnym członkiem". Wcielanie się w Sędziego Dredda nie polegało jednak wyłącznie na ukazywaniu człowieka za maską. "Już na samym początku zostałem wysłany na dwuipółtygodniowe szkolenie, które całkowicie zmieniło moje myślenie o tej roli", mówi Urban. "Ćwiczenia z bronią, ruch taktyczny, poruszanie się pod ostrzałem, strzelanie, pokonywanie przeszkód, aresztowanie ludzi itd. Jednym z iście szalonych aspektów mojego zawodu jest uczenie się rzeczy, których nigdy nie będę w stanie wykorzystać w normalnym życiu".
Trzymając się realistycznej konwencji Dredda 3D, twórcy postanowili używać na planie prawdziwej broni. "Lawgiver, broń Dredda, naprawdę istnieje – to przerobiony karabin 9mm. Można nim strzelać, można przełączać w tryb półautomatyczny. Dla aktora to prawdziwe błogosławieństwo, kiedy nie musi wyobrażać sobie tego, co robi, lecz może to robić na żywo. Lawmaster, motocykl Dredda, również istnieje, opiera się na silniku 500cc, z potężną ramą z miejscem na broń, podkręconym podwoziem, grubymi oponami oraz niezwykłą mocą", wyjaśnia Urban. "To ważne, by widzowie uwierzyli w to, że ja naprawdę jadę na tym motocyklu, manewrując, wyprzedzając, przyspieszając – bez żadnych trików z green screenem". Przed zdjęciami pojawiła się także kwestia głosu Dredda. "Jego głos zawsze kojarzył mi się z piłą przecinającą ludzkie kości", opowiada z uśmiechem aktor. "Wiedziałem, że będę musiał nadać mu tembru, który znacznie wykracza poza normalny ludzki głos – musiał być charczący, nagły, nierytmiczny, rządzący się swoimi zasadami".
I Urban, i Garland zgadzali się w kwestii zredukowania dialogów Dredda do minimum. "To, co można powiedzieć jednym zdaniem, nie musi zawierać się w trzech", opowiada Urban. "A możliwość kontaktu ze scenarzystą na planie to prawdziwe błogosławieństwo. Kiedy miałem pytania względem motywacji lub konkretnych scen, szedłem do Alexa i rozmawialiśmy", chwali Garlanda nowozelandzki aktor. "Nie miał nic przeciwko wprowadzaniu poprawek do scenariusza, lubi wszystko dopracowywać do maksimum". Urban miał także zaszczyt spotkać się z Johnem Wagnerem. "Byłem trochę zdenerwowany. Spotykając twórcę kultowego bohatera, w którego się wciela, aktor zawsze ma nadzieję, że spełni jego oczekiwania. Wiedziałem, że John bardzo chce, żeby tym razem jego dzieło nabrało odpowiednich barw", mówi aktor. "Na szczęście był bardzo zadowolony z naszej pracy, wiedział, że wszyscy podzielają jego wizję, że nie będzie wpadki jak w 1995 roku".
Po znalezieniu odpowiedniego Dredda nadszedł czas na obsadzenie jego nietypowej partnerki, jasnowidzki Anderson. "Spotkaliśmy się z wieloma dziewczynami. Olivia Thirlby kręciła akurat film w Moskwie, nagrała się więc na kamerę i wysłała nam taśmę. Spodobała nam się, zorganizowaliśmy przesłuchanie w Londynie z nią i Karlem. Od razu wiedzieliśmy, że trafiliśmy w dziesiątkę". Klasycznie wyszkolona aktorka, która dzięki roli w Juno została uznana za jedną z gwiazd jutra, opowiada, że zainspirował ją przede wszystkim scenariusz. "To słowa i wyobraźnia Alexa Garlanda sprawiły, że zagrałam w tym filmie. Po przeczytaniu scenariusza zżyłam się z Anderson, więc postanowiłam wysłać producentom swój materiał". Wedle słów Reicha, Thirlby ma w sobie cechy „nowojorskiej aktorki niezależnej", dzięki czemu jest bardzo wyrazista w tym, co robi. "Wagner oparł Anderson na Debbie Harry, a Olivia ma bardzo podobną prezencję", opowiada producent Dredda 3D.
Dredd nie zdejmuje hełmu, co jest nieco problematyczne zarówno dla aktora, jak i widzów, natomiast Anderson nie może żadnego nosić, ponieważ w ten sposób zakłóca swoje ponadnaturalne zdolności. Widzimy jej oczy, to ona jest ludzkim przewodnikiem po filmie, ważne było więc, by aktorka ją grająca potrafiła pokazać zarówno wielką wrażliwość, jak i niezwykłą siłę, tak ważną w zawodzie Sędziego. Thirlby postrzega swoją postać nieco inaczej. "Wszystko sprzeciwia się przeciwko niej. Tak jak wielu ludzi, dziewczyna musi się zatracić, by ostatecznie się odnaleźć. Na początku filmu bardzo się stara wszystkim zaimponować, przestrzegać wszystkich procedur itd. Natomiast później stawka staje się tak wysoka, że zostaje zmuszona do robienia rzeczy, o których nawet nie śniła. To ją zmienia na lepsze". Reżyser Pete Travis dodaje: "Olivia naznaczyła swoją postać wielką głębią. Sprawia, że widz od razu zaczyna jej kibicować, a jednocześnie potrafi być twarda jak każdy facet".
"Dredd jest postacią czarno-białą", opowiada aktorka, "podczas gdy ona porusza się na obszarze szarości, gdzie nic nie jest jednoznaczne. Biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyna wie, co dzieje się we wnętrzu drugiego człowieka, ciężko do końca ją wyczuć. Jest unikatowa, znakomicie rozumie ludzką duszę. Zna największe radości i najgłębsze smutki, bo wyczuwa je u innych". Zdolności Anderson doprowadzają do kilku bardzo intensywnych pod względem emocji momentów. „Dzieje się tak w szczególności w scenach czytania z ludzi odczuwających wielki ból, a w tym slumsie rzeczywistość nie rozpieszcza", wyjaśnia Thirlby. „Kilkukrotnie Anderson nie ma wyjścia i musi przyswoić cały ból tkwiący w stojącej obok osobie. Jej dar jest tak naprawdę przekleństwem”. Aktorka z radością rozpoczęła w trening fizyczny oraz ćwiczenia taktyczne, które miały pomóc jej w roli. "Jestem dumna z tego, że potrafię przeładować broń i wyprowadzić śmiertelny cios nogą. To wspaniałe móc stworzyć swoją postać za pomocą odpowiedniego sposobu chodzenia. Trening fizyczny uwiarygodnił mnie w roli Anderson, publiczność będzie wiedziała, że nie ma w tym żadnego oszustwa".
Brytyjska aktorka Lena Headey, znana przede wszystkim z roli Cersei w serialu Gra o Tron, dołączyła do obsady na samym końcu. Jej bohaterka to Ma-Ma, czarny charakter stojący za narkotykowym imperium Slo-Mo. "Lena potrafi wspaniale grać swoją twarzą, na której rysuje się mnóstwo emocji", mówi Allon Reich. "Potrafi także sprawiać wrażenie, że nie obchodzi ją co inni o niej myślą. I lubi eksperymentować ze swoimi rolami", dodaje producent. "Ma-Ma nie miała łatwego życia, w pewnym momencie postanowiła zemścić się na świecie, który ją odrzucił", opowiada Garland. "Robi rzeczy niezwykle brutalne, ale zastanawia się także, dlaczego stała się taka, jaka jest".
Postać Kaya, pomagiera tej kobiety z piekłam rodem, miała z kolei podkreślić realizm oraz wszechobecny w filmie mrok. "Zatrudnienie kogoś takiego jak Wood Harris z Prawa ulicy było niczym publiczne oświadczenie. To, co zrobił z tą rolą, było niesamowite", mówi Reich. Aktor jest znany z nadawania ekranowym złoczyńcom różnych ciekawych odcieni. "Źli ludzie robią wiele złych rzeczy, ale mają często sporo pozytywnych reakcji. Kay to czarny charakter, ale usprawiedliwiony swoją przeszłością. Nie widzi różnicy pomiędzy działaniami Sędziów a swoimi czynami", opowiada Harris. "Tamtem system dyktuje co jest dobre, a co złe. Kay myśli podobnie. Nie uważam go za złoczyńcę, po prostu zagubił się w pewnym stylu życia. Wielu ludzi tak ma w rzeczywistości – czynią zło, ale są inteligentni i wrażliwi".