„Turkusowa suknia” to rozcieńczony nudą traktat o wartościach bliżej niesprecyzowanych. 3
„Następnym razem przebierz się w domu.” - mówi Mina zaskoczona negliżem młodego Youssefa, który zdejmuje z siebie ubranie w pracowni jej męża - Halima. Małżonkowie prowadzą warsztat krawiecki, gdzie szyje się wysublimowane kreacje inkrustowane złotymi szwami. Firma cieszy się renomą wśród wyznawców tego typu snobizmów. „Nikt dziś się nie chce uczyć rzemiosła.” - utyskuje Mina, będąc przekonaną, że Youssef niebawem porzuci terminowanie w pracowni męża. Młodzieniec jednak z uporem godnym lepszej wizji odbywa staż krawiecki, nie oglądając się na profity. Nieokreślone napięcie między chłopakiem a jego pracodawcą nieoczekiwanie jednak nasila się. Halim niby kocha swoją żonę, ale umizgi wobec niej wykonuje rutynowo, niejako z obowiązku. Mina zapada wkrótce na dolegliwą chorobę. Halim nie ucieka od odpowiedzialności, sumiennie zajmuje się złożoną boleściami żoną. Nie przeszkadza mu to jednak oddawać się nowym, męskim fascynacjom.
„Nie można tak szarpać tkaniny.” - napomina nazbyt ekspresyjną klientkę Halim. Kobieta demonstrowała na jego oczach niedoprasowane fałdy garderoby, zbyt intensywnie ją pocierając. Halim wychował się w kulcie materii, jaką nicuje i dla niego zbyt obcesowy kontakt człowieka z odzieżą to niemal zbrodnia. Na jednolitej płaszczyźnie gładkich powierzchni Halim nanizał błyskotliwe, symboliczne wzory. „Suknia musi przeżyć osobę, która ją nosi.” - poucza terminującego w pracowni Youssef’a. Kult doskonałości unosi się nad egzystencją Halima i jego żony. Oni sami już popadli w schyłkowy etap swojego życia. Mina coraz bardziej podupada na zdrowiu, Halim chce jeszcze uszczknąć coś od losu. Mężczyzna niespodziewanie odkrywa nieznaną mu przedtem fascynację. „Mój ojciec zawsze mną gardził, Mina wymazała to zło…” - wyznaje Halim swojemu młodocianemu kochankowi. Youssef może zrekompensować swojemu pryncypałowi jego szorstką relację z tatą.
„Turkusowa suknia” to rozcieńczony nudą traktat o wartościach bliżej niesprecyzowanych. Film ciągnie się z mozołem, nie mogąc dobrnąć do końca, a kiedy już tam dociera pozostawia najwytrwalszych widzów w kłopotliwej konsternacji. Tylko ktoś o wyjątkowo dobrej woli będzie w stanie znaleźć atuty w scenariuszu ich zaskakująco pozbawionym. Maryam Touzani sprokurował widowisko rozwleczone ponad dającą się znieść miarę, którego intencje są co najmniej niezrozumiałe. Reżyser nie umiał się zdecydować, o czym ma zamiar opowiedzieć. Czy o fetyszu i pielęgnacji kunsztownej, zanikającej profesji? Czy o nieobliczalnych kolejach losu związku małżeńskiego, który według racjonalnych przesłanek powinien trwać w dobrej kondycji? Czy wreszcie o czymś znanym tylko autorowi tej produkcji, z czym wszelako on sam nie zechciał się na koniec publicznie podzielić?
„Nie znam mężczyzny, który byłby tak nieskazitelny jak ty.” - wyznaje słodko Halimowi jego z każdym dniem gasnąca żona. Oboje spoglądają na siebie z uwielbieniem. Na co dzień mężczyzna dba o renomę firmy, jakiej przewodzi. Halim z namaszczeniem gładzi powierzone sobie sukna. „Straciłem poczucie czasu.” - wyznaje w chwili słabości mistrz rzemiosła swojemu uczniowi. Widz filmu „Turkusowa suknia” biorący za dobrą monetę intencje realizatorów tej przesubtelnionej produkcji straci sporo bezcennego czasu, nie zyskując w zamian konkretnej, ekwiwalentnej rekompensaty poznawczej.