Alicja ma już 17 lat i nie pamięta podróży do Krainy Czarów. Jednak po 10 latach znów podąży za Białym Królikiem, spotka niesamowite stworzenia i odkryje swoje nowe zadanie: zakończyć krwawe rządy Królowej Kier.
Coś tam, gdzieś tam... zwolennik japońskiej kinematografii, kina grozy klasy B oraz literatury science-fiction. Grafoman nadnaturalny. Nie przepadam za tanimi sequelami, ludzka bezmyslnością i stężeniem absurdu przekraczającym masę krytyczną. Lubie trolle. Zwłaszcza z czerwona kapusta i sosem czosnkowym.

Alicja w krainie Narnii 6

Tima Burtona można kochać, lub nienawidzić, nie można jednak zanegować faktu, że w chwili obecnej jest jednym z najbardziej charakterystycznych twórców Hollywood, zarówno pod względem estetyki tworzonych dzieł, jak i zachowania. Dziwak, samotnik, wariat, obdarzony przy okazji niezwykłą wyobraźnią, sporą dawką czarnego humoru i zamiłowaniem do makabry. W jego produkcjach zawsze można było odnaleźć historie niejednoznaczne, mroczne, choć niepozbawione elementu jarmarcznej zabawy. Bohaterowie okazywali się postaciami tragicznymi, skrzywionymi przez życiowe traumy, których ostateczne zwycięstwo było okupione ogromną stratą - życia, miłości, wiary.

Alicja w Krainie Czarów (2010/I) - Johnny Depp, Mia Wasikowska, Anne Hathaway

Opowieść o Alicji w teorii doskonale pasuje do wyobraźni Burtona, do jego pokręconego poczucia estetyki, groteskowych wizji i obrazu ludzkiej psychiki. Tym razem Alicja to już dorosła pannica, która ucieka od odpowiedzialności i niechcianego małżeństwa, wpadając do króliczej nory. Tutaj zaś wszyscy dają skołowanej dziewczynie do zrozumienia, że jest, lub nie jest kimś, na którego wszyscy czekają. W efekcie, wbrew sobie, zostaje wplątana w spisek przeciwko Królowej Kier, ciemiężącej Krainę Czarów i postawiona przed niezbyt przyjemną wizją bitwy na śmierć i życie z groźnym Jabberwocky'em. Tyle historii i teorii. W praktyce okazuje się, że ogromny potencjał, jaki niosło takie przekształcenie opowieści, pozostał niewykorzystany, a góra koniec końców urodziła mysz, choć całkiem sporą i wypasioną.

Problem filmu wypływa z jednego, podstawowego czynnika: scenariusza. Autorem skryptu, w przeciwieństwie do poprzednich filmów, nie jest sam reżyser, ale Linda Woolverton. I to się niestety czuje. Przede wszystkim zniknęła gdzieś ironia, satyra podgryzająca łydki mieszczańskiemu uładzeniu i harmonii, a także tragizm bohatera, samotnego i wyobcowanego, niezdolnego do socjalizacji z powodu swojej odmienności. W Alicji w Krainie Czarów wątek ten jest zredukowany do ramy, w której Alicja staje przed koniecznością wyboru: podporządkowaniu się oczekiwaniom otoczenia, lub podążeniu własną drogą. Jest to dylemat dziewczyny, która wchodzi w dorosłość, na barki której zostaje z całą mocą zrzucony ogrom oczekiwań wypływających zarówno od własnej rodziny, jak i (w późniejszym czasie) mieszkańców Krainy Czarów. Jednak droga, którą pokonuje bohaterka ku uświadomieniu sobie swoich powinności i możliwości nie ma w zasadzie żadnych zakrętów. Nie wymaga żadnych ofiar, oddaniu części siebie w zamian za wyższe dobro; nie ma tragizmu, cechującego chociażby Edwarda Nożycorękiego. To jest kolejny problem filmu: jego "rodzinność". Podczas gdy Sleepy Hollow czy wspominany Edward były mrocznymi, gotyckimi opowieściami, Alicja… przypomina momentami kino familijne. Nie wiem, na ile przyczyna tkwi w samym scenariuszu, a na ile w wytwórni (w końcu trudno oczekiwać, żeby Disney łożył kasę na krwawą jatkę), nie ulega jednak wątpliwości, że w swej wymowie film jest pochwałą indywidualizmu, ale w naiwnej, cukierkowej wręcz formie. Apogeum tej cukierkowatości jest zakończenie: ckliwe, przesłodzone i przesadnie dydaktyczne, przypominające laurkę złożoną idei wolności i wyboru (niektórzy dodaliby także feminizmu, ale nie przesadzajmy). Przy okazji laurka ta jest zupełnie nieprzekonująca i najzwyczajniej w świecie irytuje.

Alicja w Krainie Czarów (2010/I) - Johnny Depp, Mia Wasikowska

Z seansu można wyczytać, że autorka scenariusza dużo filmów oglądała, natomiast zastrzeżenia można mieć co do wyboru lektur i sposobu ich spożytkowania. Wspomnieć wystarczy o motywie miecza, który zniszczy złego, żywcem niemal wyjęty z Władcy Pierścieni, lub postać nastolatki-wybrańca, zdolną pokonać złą królową, która nasuwa na myśl rozwiązania znane z Narnii. Zresztą, z filmową Narnią skojarzenia miałem nie raz i nie dwa, natomiast w czasie finałowej bitwy, widząc Alicję zakutą w zbroję, owo skojarzenie było tak nachalne, że z trudem powstrzymywałem śmiech. Doprawdy, brakowało jeszcze, żeby na ekran wskoczył lew i odgryzł Królowej Kier głowę. Byłby komplet. Na dodatek, gdzieś podział się typowy dla Burtona świat: ciemne lasy, mroczne zaułki, gotyckie katedry, noc, ciemność, groteska. W najnowszym filmie elementy te są niemal niewidoczne, zniwelowane do sekwencji, gdy Alicja po raz pierwszy spotyka Kapelusznika. Zamiast tego mamy fantazyjne ogrody, pełne gadających roślin, megalomański i przesadzony w każdym calu pałac Królowej Kier, biały do przesady pałac Białej Królowej i posępną szachownicę będąca polem ostatecznej bitwy. Niewątpliwie w każdej z tych wizji widać ślad burtonowskiej estetyki. Problem polega na tym, że jest to tylko ślad.

Jedynym w zasadzie elementem, gdzie Burton w pełni pokazał, na co go stać, to bohaterowie. Są całkowicie zakręceni, przepuszczeni przez groteskowo-absurdalny filtr reżysera. Kapelusznik, grany przez niezastąpionego John'ego Deppa jest intrygujący i irytujący zarazem, miotając się między resztkami zdrowego rozumu, zapalczywością rewolucjonisty a napadami szaleństwa. Niewiele ustępuje mu Helena Bonham Carter w roli wielkogłowej Królowej Kier, jednocześnie przerażającej i zabawnej, absurdalnej despotki i groteskowej wariatki, a także Kot z Cheshire - cwaniak, obibok, lekkoduch i cynik, który jednak okazuje się całkiem sympatycznym draniem o szerokim uśmiechu. Dobrze wypada również Biała królowa (Anne Hathaway) sprawiająca wrażenie nieustannie naćpanej, tajemniczy Absolem i zupełnie pokręcony Marcowy Królik. Na tym tle Alicja (w tej roli Mia Wasikowska) wypada blado. Całkowicie bezpłciowo, bezbarwnie, zupełnie jak emocjonalny obojnak. Możliwe, że twórcy chcieli ukazać ją w trakcie przebudzania się w niej kobiecości, ale chyba nie wyszło. Nawet jej pyskówki budzą raczej politowanie, niż śmiech.

Alicja w Krainie Czarów (2010/I) - Mia Wasikowska, Johnny Depp

Zarzut do Alicji w Krainie Czarów jest podstawowy: za mało Burtona w Burtonie. Nie ulega wątpliwości, że film jest całkiem przyjemny i estetyczny. Zawiera kilka naprawdę dobrych scen, projekty postaci i samej Krainy mogą się podobać, a na dodatek film zawiera całkiem sporą dawkę niezłego humoru. Tyle tylko, że fani talentu twórcy Vincenta oczekiwali raczej filmu w klimacie Sleepy Hollow, lub chociażby Gnijącej panny młodej Tima Burtona, a nie Alicji w krainie Narnii, pozbawionej w dużej części mrocznego i groteskowego klimatu, na dodatek z wyjątkowo naiwnym i irytującym zakończeniem. Dla swojego dobra niech Tim już nie wchodzi w spółkę z Disneyem, bo jej efekt być może jest interesujący (i kasowy), ale przy takim Edwardzie Nożycorękim wygląda nieco jak Kopciuch.

Adnotacja: Recenzja została zamieszczona pierwotnie na portalu EFantastyka.

2 z 4 osoby uznało tę recenzję za pomocną.
Czy ta recenzja była pomocna? Tak Nie
Komentarze do filmu 26
pajki_filmaniak 6

niezły film nic więcej aż tak nie powala mimo świetnej obsady

wazka16 6

Idealne do obejrzenia w Dniu Dziecka.Strona wizualna filmu na wysokim poziomie.Fabularnie gorzej,ale ja nigdy nie przepadałam za tą historią:)

Redox 5

5/10 – Barton po raz kolejny zbiera ekipę (aktorów, z którymi już wcześniej pracował – Deppa czy Carter), tworzy magiczny świat, bawi się kolorami, perspektywą i asymetrią, deformuje swoich bohaterów.

Strona wizualna jest wykonana tu w sposób olśniewający, ale wydaje mi się, że w tym wszystkim twórca "Sweeneya Todda" zapomniał o fabule.

Najłatwiej scharakteryzować film jednym określeniem – "piękne z zewnątrz, ale puste w środku"…

tfilippo Redox

Ano właśnie chyba świadczy to o tym, że Burton powoli się wypala jako opowiadacz historii. Nie widziałem jeszcze tej "Alicji" ale "Sweeney Todd" już był naciągany fabularnie, choć przecież to z założenia miała być bajka dla starszych.

MacT 6

6/10 – Jedno z większych rozczarowań w tym roku. Przed seansem myślałem, że połączenie fabuły filmu z osobą reżysera da może nie oszałamiający, ale bardzo dobry efekt. Nie mam pojęcia, co lub kto wpłynął na Tim’a Burtona, jednak jego charakterystyczny humor jest obecny tylko w nielicznych scenach- i to jest największy minus filmu. Mia Wasikowska oraz Anne Hathaway również wpłynęły na obniżenie oceny. Co do plusów, zarówno przedstawiony świat, jak i większość postaci zapada w pamięć. Helena Bonham Carter jako Czerwona Królowa jest bezbłędna. Film ten może spodobać się osobom, które nie znają dorobku reżysera. Pozostali byc może będą zawiedzeni.

walek07 7

HMM… 6/10 – dziś byłem w kinie… liczyłem na coś "doroślejszego"… skoro to film Burtona i miało być doroślej, mroczniej… zawiodłem się… film nie jest zły, ale jest tylko bajką dla dzieci :/ poza tym na siłę te 3-d. avATAR BYŁ FAJNIEJSZY ;)

BO JEST RÓŻNICA POMIĘDZY BAJKĄ DLA DOROSŁYCH, A BAJKĄ DLA DZIECI…

Hessus666 walek07 5

Mam podobne zdanie na temat tego filmu. Niby gra aktorska przyzwoita a w przypadku Johnny Deppa tradycyjnie już bardzo dobra, niby efekty specjalne i zdjęcia na bardzo dobrym poziomie a jednak do mnie ten film nie przemawia. Może nie mój przedział wiekowy…może po prostu nie mój klimat i nie ten gatunek.
Film oceniam 5/10

Więcej informacji

Proszę czekać…