W nowym starym kinie 8
6 października 1927 roku kinematografia stanęła u progu rewolucji. Wtedy to miała miejsce premiera pierwszego w historii filmu dźwiękowego Śpiewak jazzbandu z Alem Jolsonem w roli głównej. Pierwsze zdanie wypowiedziane przez niego (które mogło być usłyszane przez tłumy zadziwionych widzów) brzmiało: "Jeszcze niczego nie słyszeliście". Tą wypowiedzią zaczęła się w kinie era filmu dźwiękowego i powszechne do tej pory produkcje nieme z dnia na dzień zaczęły odchodzić do lamusa.
Akcja filmu Artysta Michela Hazanaviciusa osadzona jest właśnie w tym przełomowym dla kinematografii momencie. Popularny i uwielbiany przez tłumy gwiazdor George Valentin (Jean Dujardin) opanował do perfekcji sugestywną mimikę i gestykulację charakterystyczną dla kina niemego. Dla niego wiadomość o powstaniu pierwszego filmu dźwiękowego na pewno nie jest najlepsza. Okazuje się, że po rewolucji dźwiękowej nie ma już dla niego miejsca w branży. George zaczyna swoją nieuchronną wędrówkę w dół z piedestału, jednocześnie obserwując uważnie poczynania aktoreczki Peppy Miller (Berenice Bejo), której ongiś pomógł, a która święci tryumfy jako "mówiąca" gwiazda.
Reżyser stworzył dzieło paradoksalne. Niemy film o początkach produkcji dźwiękowych. Odważny pomysł udało mu się wprowadzić w czyn. Artysta zahipnotyzował mnie od samego początku. Jest oczywiście stylizowany na stary film, wiele scen to nawet parodia różnych chwytów stosowanych przed erą dźwięku. Jednak ma również swój własny, oryginalny styl. To magiczne coś, połączenie klasyki z nowością.
W dzisiejszych czasach, gdy my – widzowie, jesteśmy przyzwyczajeni do natłoku dialogów i często niepotrzebnej paplaniny na ekranie, Artysta Michela Hazanaviciusa jest dla nas czymś tak egzotycznym, jak dla widza w latach dwudziestych ubiegłego wieku Śpiewak jazzbandu. Brawa należą się przede wszystkim aktorom, którzy udźwignęli ciężar gry wyłącznie ciałem i mimiką. Jean Dujardin wyprawia na ekranie istne cuda. Wszystko można z łatwością wyczytać z jego niezwykle plastycznej i pełnej emocji twarzy. Dzielnie wspierają go Berenice Bejo, która idealnie znalazła sposób na ekspresję swej żywiołowej postaci oraz liczni aktorzy drugoplanowi, tacy jak John Goodman czy James Cromwell.
Dla większości pojawienie się dźwięku w filmie to moment przełomowy, od którego kinematografia rozpoczęła swój największy rozkwit. Jednak dla wielu gwiazd kina niemego wprowadzenie dialogów było jednoznaczne z końcem ich kariery. Artysta jest więc nie tylko interesującym eksperymentem we współczesnym filmie, który jak klamrą zamyka w sobie historię kina na przestrzeni wielu lat, lecz również dramatyczną opowieścią tych, którzy u progu rewolucji jak zwykle muszą ustąpić miejsca nowym, młodszym pokoleniom.
film zaszokował mnie podchodziłem do niego z niechęcią żałuje bo uważam że zasłużone oscary i inne nagrody jakie film pozdobywał a na marginesie gra samego psa jest świetna polecam film