Katyń

6,6
Akcja Post mortem rozgrywa się po wojnie. Matka, żona i córka polskiego oficera czekają na jego powrót z obozu. Zaniepokojone jego przedłużającą się nieobecnością postanawiają rozpocząć poszukiwania.

Działania edukacyjne

# „LEKCJA KATYŃSKA” – KSIĄŻKA i PŁYTA MULTIMEDIALNA DLA NAUCZYCIELI

Wydany w nakładzie 40 tys. egzemplarzy materiał edukacyjny zatytułowany: „LEKCJA KATYŃSKA” zawiera kompletne opracowania ośmiu tematów lekcji z zakresu historii, języka polskiego i wiedzy o społeczeństwie. Materiały zostały wysłane do wszystkich w Polsce nauczycieli historii, języka polskiego i wiedzy o społeczeństwie gimnazjów i liceów.

Akcję prowadzi wydawnictwo edukacyjne „Nowa Era”. W materiałach poruszono tematy bezpośrednio związane z tragedią katyńską a odnoszące się także do wartości ponadczasowych – prawdy, honoru, odpowiedzialności. „Lekcja katyńska” jest uzupełnieniem programu szkolnego, który w praktyce rzadko porusza temat sowieckiego mordu na polskich oficerach. Elementami multimedialnej płyty CD-ROM dołączonej do broszury są między innymi wypowiedzi aktorów i reżysera filmu Katyń, dotyczące tematów opracowanych lekcji, odnoszące się do postaci i wątków pojawiających się w filmie. Katyń Andrzeja Wajdy promowany jest w materiałach „Lekcji katyńskiej” w retrospektywnym ujęciu twórczości reżysera lub jako temat odrębnej recenzji. Do płyty CD-ROM dołączono fotosy z planu, a okładkę broszury stanowi filmowy plakat. Katyń Andrzeja Wajdy, jako odwołanie się do omawianych w trakcie lekcji zagadnień, staje się więc w naturalny sposób kluczową częścią materiałów dydaktycznych. Akcja została rozpoczęta w połowie maja i kontynuowana jest w bieżącym roku szkolnym.

SPOTKANIA Z NAUCZYCIELAMI

Wydawnictwo „Nowa Era” przeprowadzi we wrześniu 2007 spotkania z nauczycielami i dyrektorami szkół, które objaśnią przygotowany program edukacyjny i prezentować będą film jako kluczowy element wspomagający dydaktykę w zakresie podniesienia świadomości na temat zbrodni katyńskiej.

# „PAMIĘTAM. KATYŃ 1940.” KAMPANIA SPOŁECZNO-EDUKACYJNA

Inicjatorem akcji „Pamiętam. Katyń 1940” jest Narodowe Centrum Kultury pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od 16 sierpnia w wielu miastach Polski billboardy anonsują akcję, w skład której wejdą audycje radiowe na temat Katynia, do nauczycieli trafią specjalne materiały edukacyjne, a w Łodzi i Warszawie zostaną otwarte wystawy o tematyce katyńskiej. Symbolem akcji jest replika guzika z munduru oficerskiego, uwiecznionego w znanym wierszu Zbigniewa Herberta. Narodowe Centrum Kultury współfinansowało powstanie materiałów edukacyjnych „Lekcja katyńska”.

# WYDAWNICTWA ZWIĄZANE Z FILMEM ANDRZEJA WAJDY

„Katyń” – album o filmie, wydawnictwo Prószyński i S-ka

Książkowe wydanie zapisków i relacji z planu filmowego ilustrowane fotosami Piotra Bujnowicza z filmu, opatrzone fragmentami dialogów ze scenariusza, wydawnictwo Prószyński i S-ka.

Album jest osobistą wypowiedzią Andrzeja Wajdy o filmie Katyń i o sprawie katyńskiej. Obszerny materiał zdjęciowy zawiera fotosy wszystkich scen z filmu, mapy historyczne, unikalne zdjęcia i dokumenty archiwalne pochodzące z prywatnego zbioru Andrzeja Wajdy, a także zdjęcia wielkoformatowe przedmiotów wydobytych z grobów katyńskich. Dodatkowym walorem książki jest szczegółowe kalendarium zbrodni katyńskiej przygotowane przez Andrzeja Kunerta. Całość uzupełniają filmowe dialogi oraz fotografie aktorów, którzy wzięli udział w filmie. Komentarz do fotografii, materiałów historycznych i filmowych stanowią wypowiedzi Andrzeja Wajdy o pracy nad filmem oraz o związkach jego rodziny z wydarzeniami katyńskimi.

Andrzej Mularczyk, „Katyń. Post mortem”, wydawnictwo Znak

Książka, na podstawie której oparty został scenariusz filmu przedstawia losy kobiet - matek, żon i córek polskich oficerów zamordowanych w 1940 roku w lesie katyńskim przez NKWD. Andrzej Wajda w przeniesieniu fabuły na ekran skupił się na motywie oczekiwania rodzin zamordowanych oficerów na ich powrót do domu, na jakiekolwiek wieści. Pozwoliło to również reżyserowi na wykorzystanie podczas pracy nad filmem własnych doświadczeń - jego ojciec Jakub, oficer Wojska Polskiego, zginął w Katyniu. Jego matka, która nie przyjmowała do wiadomości, że jej mąż zginął i jeszcze w 1945 roku czekała na jego powrót do domu.

Allen Paul, „Katyń”, wydawnictwo Świat Książki

Autor, precyzyjnie opisując przyczyny, dzieje i próby zafałszowania Zbrodni Katyńskiej, opowiada historię trzech rodzin: Hoffmanów i Pawulskich ze Lwowa oraz Czarnków z Krakowa. w każdej z nich zamordowano męża - adwokata, zawodowego oficera, lekarza. Ich tragedie przedstawione zostały na szerokim, rzetelnie udokumentowanym tle polskiej historii od 1939 po 1992 rok, gdy władze rosyjskie wreszcie opublikowały "Rozkaz nr 13", w którym Stalin osobiście nakazał rozstrzelać polskich jeńców z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa.

Główne role

Anna – żona Rotmistrza – MAJA OSTASZEWSKA

Walczy o to, by jej mąż nie poszedł do sowieckiej niewoli. Czeka na niego wiernie, a oczywiste dowody, że nie żyje, że został zamordowany w Katyniu, przyjmuje do końca z niedowierzaniem, aż do chwili, kiedy notatnik Rotmistrza nie odkryje przed nią ostatnich godzin jego życia.

Andrzej – Rotmistrz 8. Pułku Ułanów w Krakowie – ARTUR ŻMIJEWSKI

Pomimo klęski kampanii wrześniowej nie traci nadziei: jest przekonany, że polska armia odbuduje się poza krajem, do czego niezbędny będzie korpus oficerski. Dlatego nie obawia się sowieckiej niewoli, pewien, że wojna ZSRR z Niemcami jest nieuchronna.

Jerzy – Porucznik 8. Pułku Ułanów w Krakowie – ANDRZEJ CHYRA

Porucznik rezerwy. Przyjaciel Rotmistrza. Jest pesymistą co do planów użycia polskiej armii w wojnie sowiecko – niemieckiej. Uratowany z Kozielsku, wydostał się z ZSRR wraz ze stworzoną przez Sowietów Pierwszą Dywizją Kościuszkowską. To on w obozie kozielskim oddał Andrzejowi swój sweter. Ten właśnie sweter posłużył do identyfikacji zwłok, ekshumowanych w 1943 roku w Katyniu. Jerzy wraca do kraju jako major Dywizji Kościuszkowskiej. Odwiedza Annę, żonę Rotmistrza, aby zawiadomić ją o tragicznej historii swetra z wyhaftowanym na nim jego nazwiskiem.

Żona Generała – DANUTA STENKA

Żona generała wziętego do niewoli 17 września 1939 roku na terenach zajętych przez ZSRR. Mieszka w Krakowie. W kwietniu 1943 dowiaduje się o odkryciu przez Niemców grobów katyńskich. Niemiecki Wydział Propagandy wzywa ją, aby nagrała dla niemieckiego radia wypowiedź na temat tej zbrodni. Wówczas milczy. Zmuszona przez Niemców, Generałowa ogląda film pokazujący przerażające obrazy masowych grobów polskich oficerów zamordowanych w Katyniu. Zimą 1945 los nie oszczędzi jej również obejrzenia sowieckiego filmu roku przedstawiającego te same obrazy jako zbrodnię niemiecką.

Generał – JAN ENGLERT

Generał przetrzymywany w obozie w Kozielsku. Do końca wierzy w pomyślne rozwiązanie kwestii przetrzymywanych w niewoli polskich oficerów. Dodaje swoim żołnierzom otuchy, podtrzymuje ich morale – „Oficer nie składa broni przed wrogiem, a jedynie przed samym sobą”. „Bez was nie będzie wolnej Polski” – mówi do rezerwistów, dzielących los oficerów zawodowych: nauczycieli, inżynierów, lekarzy. Żona generała wraz z córką oczekuje w Krakowie na wieści o nim. Po odkryciu przez Niemców grobów katyńskich to właśnie żona generała, w poczuciu obowiązku wobec męża odmawia współpracy z niemiecka propagandą.

Agnieszka – siostra Porucznika Pilota – MAGDALENA CIELECKA

Jest siostrą zamordowanego w Katyniu inżyniera, konstruktora samolotów, porucznika pilota. Brała udział w Powstaniu Warszawskim. Teraz jak Antygona walczy o uczczenie i zachowanie pamięci brata; walczy o prawdę na temat zbrodni katyńskiej. Inskrypcja, którą umieszcza na płycie nagrobnej brata, zaprowadzi ją do kazamatów UB.

Porucznik Pilot – PAWEŁ MAŁASZYŃSKI

Oficer rezerwy. Był inżynierem konstruktorem i wykładowcą na Politechnice w Krakowie. Głęboko rozczarowany wrześniową klęską przeżywa młodzieńcze załamanie w kozielskim obozie.

Historia katyńska

17 września 1939, na mocy ustaleń radziecko – niemieckich zawartych w pakcie Ribbentrop - Mołotow wschodnią granicę Polski przekroczyła Armia Czerwona. Do końca września Rosjanie zajęli wszystkie wschodnie województwa Rzeczypospolitej, a do niewoli dostało się blisko 18 tysięcy oficerów, 230 tysięcy żołnierzy i około 12 tysięcy funkcjonariuszy policji. Wśród jeńców byli oficerowie wszystkich stopni oraz kilkunastu generałów. Znaczną część uwięzionych stanowili oficerowie rezerwy, z których większość wywodziła się spośród polskiej inteligencji; do niewoli trafili także kapelani wojskowi różnych wyznań. Do końca października 1939 zatrzymanych oficerów umieszczono w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. 5 marca 1940 roku na wniosek Berii, Biuro Polityczne KCWKP(b) podjęło decyzje o rozstrzelaniu niemal 15 tysięcy jeńców przebywających w tych obozach. Rozkaz podpisał Józef Stalin. Polskich jeńców zamordowano wiosną 1940 roku w ośrodkach NKWD w lesie katyńskim, Twerze i Charkowie.

Postępująca na wschód armia niemiecka odkryła katyńskie mogiły w kwietniu 1943 roku. Władze ZSRR zaprzeczyły niemieckim oskarżeniom o dokonanie zbrodni na polskich oficerach oświadczając, że mord miał miejsce w roku 1941 i jest dziełem Niemców. Pomoc w ukrywaniu prawdy okazali Stalinowi przywódcy Wielkiej Brytanii i USA, którym zależało na dobrych stosunkach z radzieckim aliantem.

Przez cały okres istnienia PRL prawdę o zbrodni katyńskiej starano się z całą stanowczością i bezwzględnością fałszować. Temat Katynia przez cały ten czas pozostawał „na indeksie”, a orędowników katyńskiej prawdy prześladowano i surowo karano. Rodziny zamordowanych nie mogły zapalać zniczy nawet na symbolicznych grobach swoich bliskich.

Dopiero po 1989 roku prawda o Katyniu mogła ujrzeć światło dzienne. W 1990 władze ZSRR po raz pierwszy przyznały, że zbrodnia została dokonana przez sowieckie NKWD. Dwa lata później prezydent Borys Jelcyn oficjalnie oświadczył, że stało się to na mocy rozkazu podpisanego przez Józefa Stalina. Od tego czasu coraz więcej dowiadujemy się o wydarzeniach, które miały miejsce wiosną 1940 roku w katyńskim lesie, w katowniach NKWD Tweru i Charkowa. Dziś są tam cmentarze polskich oficerów. jednak wiele faktów do dziś pozostaje nieodkrytych, i wiele mogił polskich jeńców na wschód od Bugu do dziś porastają jedynie drzewa.

O filmie

Opowieść o polskich oficerach pomordowanych podczas II wojny światowej przez NKWD w Katyniu. Obraz tragedii nieświadomych zbrodni kobiet, które czekały na swoich mężów, ojców, synów i braci. Bezkompromisowe rozliczenie kłamstwa, które miało kazać Polsce zapomnieć o swoich bohaterach. Film o niezłomnej walce o pamięć i prawdę, dzięki którym możemy dziś żyć w wolnej Polsce.

Honorowy patronat nad filmem objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wraz z Małżonką, Panią Marią Kaczyńską.

Początek II wojny światowej. Po inwazji hitlerowskich Niemiec na Polskę, na rozkaz Józefa Stalina, 17 września 1939 na polskie ziemie wkraczają również oddziały Armii Czerwonej. Wszyscy polscy oficerowie trafiają do sowieckiej niewoli.

Anna, żona rotmistrza Pułku Ułanów w Krakowie, czeka na męża, a oczywiste dowody, że został zamordowany prze Rosjan przyjmuje z niedowierzaniem. Żona generała w kwietniu 1943 roku dowiaduje się o śmierci męża po odkryciu przez Niemców masowych grobów polskich oficerów w lesie katyńskim. Milczenie i kłamstwa na temat zbrodni także po wojnie rozrywają serce Agnieszce (M. Cielecka), siostrze pilota, który podzielił los pozostałych polskich żołnierzy. Jedynym ocalałym będzie przyjaciel rotmistrza, Jerzy, który wstąpi do Ludowego Wojska Polskiego.

Jak będzie wyglądało po wojnie życie kobiet czekających na swych ukochanych w państwie polskim, które wciąż zależne jest od radzieckiej Rosji? Czy dla tych, którzy zaakceptowali nowy ustrój, ojczyzna i wolność będą miały wciąż to samo znaczenie?

Przesłanie Andrzeja Wajdy

Po wielu próbach i długim namyśle mam już pewność, że film o Katyniu nie może stawiać sobie za cel odkrycia całej prawdy o tym wydarzeniu, gdyż została ona już dokonana zarówno w historycznym, jak i politycznym aspekcie.

Te fakty dla dzisiejszego widza stanowić mogą tylko tło wydarzeń, jakimi są ludzkie losy, gdyż tylko one pokazane na ekranie mogą poruszyć widza w przeciwieństwie do relacji z naszej historii, dla której jest miejsce w spisanych dziejach tamtych czasów.

Dlatego widzę mój film o Katyniu, jako opowieść o Rodzinie rozłączonej na zawsze, o wielkich złudzeniach i brutalnej prawdzie katyńskiej zbrodni. Słowem, film o indywidualnym cierpieniu, które wywołuje obrazy mające znacznie większą uczuciową pojemność niż historyczne fakty. Film ukazujący do bólu okrutną prawdę, której bohaterami nie są zamordowani oficerowie, lecz kobiety, które czekają na ich powrót każdego dnia, o każdej godzinie, przeżywając nieludzką niepewność. Wierne i niezachwiane, pewne, że wystarczy otworzyć drzwi, a stanie w nich od lat oczekiwany mężczyzna, gdyż tragedia Katynia dotyczy tych, którzy żyją, tych, co wtedy żyli.

Po latach dzielących nas od katyńskiej tragedii, od niemieckiej ekshumacji w 1943 roku, a następnie polskich pracach badawczych w latach dziewięćdziesiątych, a nawet mimo otwarcia, co prawda jedynie częściowego, archiwów, wciąż zbyt mało wiemy, jak wyglądała zbrodnia katyńska w kwietniu i maju 1940 roku, dokonana na podstawie decyzji podjętej przez Stalina i jego towarzyszy z Biura Politycznego WKPb w Moskwie 5 marca 1940 roku.

Nic dziwnego, że przez wiele lat byliśmy przekonani, że może ojciec nasz żyje, skoro na liście katyńskiej pojawiło się nazwisko Wajda, ale z imieniem Karol.

Matka niemal do końca życia wierzyła w powrót męża – mego ojca Jakuba Wajdy, uczestnika I wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej, powstania śląskiego i kampanii wrześniowej 1939 roku, Kawalera Krzyża Srebrnego oraz pośmiertnie Orderu Virtuti Militari.

Nie chciałbym jednak, aby film Katyń był moim osobistym poszukiwaniem prawdy i zniczem zapalonym na grobie kapitana Jakuba Wajdy. Niech opowie o cierpieniu i dramacie wielu katyńskich rodzin. O kłamstwie katyńskim, które triumfuje nad grobem Józefa Wissarionowicza Stalina; które zmusiło do milczenia na ten temat przez pół wieku ówczesnych aliantów, zachodnich sojuszników ZSRR w wojnie z Hitlerem – Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone.

Wiem, że młode pokolenie z całą świadomością i zapałem oddala się od naszej przeszłości. Zajęte teraźniejszymi sprawami, zapomina nazw i dat, które, czy tego chcemy, czy nie, tworzą nas jako naród - z jego lękami i obawami, ujawniającymi się przy każdej politycznej okazji.

Nie tak dawno temu w jednym z telewizyjnych programów gimnazjalista zapytany z czym kojarzy mu się 17 września, odpowiedział, że z jakimś świętem kościelnym. Może dzięki naszemu filmowi młody człowiek zapytany o Katyń będzie potrafił powiedzieć coś więcej niż to, że Katyń to nazwa miejscowości niedaleko od Smoleńska.

Rozmowa z Agnieszką Glińską

Jak pani, znana reżyserka teatralna, trafiła do aktorskiej obsady filmu Post Mortem. Opowieść katyńska?

Generalnie nie grywam - ani na scenie, ani w filmach. Ale mam szczęście znać pana Andrzeja od wielu lat, od czasu, kiedy uczył mnie reżyserii na studiach. Zawsze powtarzał: "Pani Agnieszko, niech pani nie reżyseruje, niech pani gra!". Ja to rozumiałam opacznie i nawet się obrażałam, bo wydawało mi się, że on nie widzi we mnie reżysera... To nie jest pierwsza taka propozycja od pana Andrzeja, ale tym razem zaskoczył mnie i ujął. Pewnego dnia spotkałam go - uczęszczam na zajęcia do jego Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii...

Myśli pani o zmianie medium?!

Owszem, skorzystałam z zachęty pana Andrzeja. Spotkałam go więc w Szkole, a on powiedział: "Pani Agnieszko, gra pani w moim filmie!".

Kazał pani?

Tak powiedział, więc co miałam odpowiedzieć?

Ale pani nie tylko gra...

Dostałam świetne zadanie: na prośbę Andrzeja Wajdy i producenta prowadzę próby z aktorami, jestem kimś w rodzaju coacha, pośrednika między aktorami i panem Andrzejem. Pytam go, czego oczekuje po danej scenie, jak ją sobie wyobraża, a ja rozmawiam o tym z aktorami i prowadzę próby.

A pani sama gra postać...

Dyrektorki gimnazjum, siostry Magdaleny Cieleckiej...

I niedoszłej nauczycielki Tura, w jakimś sensie alter ego pana Wajdy?

W jakimś sensie, bo chce iść na ASP. Ale przede wszystkim ma pewien dystans do wydarzeń katyńskich. Stracił tam ojca, ale nie rozpamiętuje krzywd, chce iść do przodu.

A pani bohaterka opowiada się za systemem, jaki wprowadzono w Polsce po 1945 roku?

Moja bohaterka jest przykładem pewnego rozdwojenia i bolesnych kompromisów. Ona nie tyle wierzy w system, który nastał, ile wie, że robiąc swoje można jeszcze spróbować coś zrobić. Jeśli zostanie dyrektorką gimnazjum, to są większe szanse, że uda się ocalić paru inteligentów więcej.

Jest więc uosobieniem pewnej postawy życiowej, zresztą cały ten film jest...

Mozaiką pewnych postaw, przypadków ludzkich, których życie zostało zdeterminowane przez wojnę i - zwłaszcza - zbrodnię katyńską. Postaw ludzi, którzy zostali wciągnięci w tryby historii, wręcz przez historię zniewolonych. Zdaję sobie sprawę, że dziś to raczej trudne do wyobrażenia, ale słuchając różnych opowieści, czytając wspomnienia, czuję, że takie uzależnienie było możliwe.

W tym sensie Post Mortem odczytać można jako kontynuację rozważań o polskich dylematach 1945 roku, a może raczej inny wariant "Popiołu i diamentu"?

Na pewno jest to jakiś wariant opowieści o Polakach, o ludziach, których życie zostało w tak straszliwy sposób uwarunkowane przez położenie geopolityczne i Historię, czego skutki odczuwany do dziś. To takie nasze polskie piętno.

Przebywając na planie, odnoszę wrażenie, że Post Mortem jest zdominowany przez młodych...

Jest tam wielu ludzi młodych, ale czasami mam wrażenie, że wśród nich najmłodszy jest pan Andrzej. Jest wręcz nieprawdopodobnie młody, otwarty i ma niespożytą energię, wszyscy patrzymy na niego z fascynacją. Myślę, że ten film jest dla niego szczególnie ważny. Jest też ważny dla wszystkich, którzy go w mniejszym lub większym stopniu tworzą - i to się daje odczuć na planie. Wyczuwa się jakąś bardzo specjalną energię i rodzaj oddania Sprawie, właśnie Sprawie przez duże S. Wszyscy czują, że opowiadamy o czymś, co w jakimś sensie dotyczy, boli każdego z nas, o czymś, co trzeba opowiedzieć, o co należy pytać. Kiedy jestem na planie, a bywam tam często - z czysto zawodowej ciekawości, widzę, że stanowimy jedną drużynę, by użyć tego sportowego porównania. I że wszystkim nam zależy, by powstał jak najlepszy film.

Rozmowa z Andrzejem Chyrą

Potrzebujemy dobrego terapeuty

Praca na planie Post Mortem. Opowieści katyńskiej. to pański pierwszy zawodowy kontakt z Andrzejem Wajdą?

Nie, pan Andrzej Wajda był moim profesorem podczas studiów reżyserskich na warszawskiej Akademii Teatralnej. Zagrałem także niewielką rolę w Wyroku na Franciszka Kłosa.

W filmie gra pan oficera, któremu udało się uniknąć śmierci w Katyniu...

Istotnie, mojego bohatera to ominęło, ale przez resztę życia ten Katyń będzie go ścigać. Zresztą, cały film opowiada o tym, że my, Polacy, jesteśmy skazani na pamięć o Katyniu, że było to wydarzenie, od którego nie sposób się uwolnić.

A pan myśli o Katyniu?

Nie mam osobistych związków z tym miejscem, ale wielu ludzi, których spotykam, ten osobisty stosunek zachowuje - w końcu to było kilkanaście tysięcy ofiar: mężów, ojców, wujów, braci. Tkwi to w naszej podświadomości jako zbrodnia popełniona na elicie polskiego społeczeństwa - a jednocześnie ta historia jest przykładem naszego osamotnienia i świadomości, że takie wartości jak godność i honor nie zawsze wystarczą, żeby przetrwać. Lata kłamstw i atmosfera historii zakazanej spowodowały, że i teraz ten problem nie potrafi się jakoś przebić, wydostać na powierzchnię. Odnoszę wrażenie, że zabrakło dobrego psychoterapeuty, który pomógłby nam to unaocznić. A twórcy tego tematu nie dotykali zbyt często.

Ale literatura na temat Katynia jest dość obfita.

Owszem, w większości są to jednak zbiory dokumentów i komentarze historyków. Z tego, co przeczytałem, przygotowując się do roli, moją uwagę zwróciła książka Allena Paula. To znamienne, że taką książkę o Katyniu i jego konsekwencjach - dla jednostek, całego narodu i polityki światowej - potrafił napisać właśnie Amerykanin. My nie dajemy sobie z tym rady, nie potrafimy dostrzec tych zależności. Ale to dotyczy nie tylko Katynia.

Wspomniał pan o potrzebie terapeuty. Czy Andrzej Wajda jest takim terapeutą?

Chciałbym, żeby tak było. Moja ostrożność nie wynika z braku zaufania, wolę zaczekać na końcowy efekt. Przyznam, że wchodziłem w ten projekt nie bez obaw, ale na planie - tak jak wszyscy - dałem się porwać niezwykłej energii pana Andrzeja. Wydaje się, że ta energia płynie ze wspólnej pracy, a także - a chyba nawet przede wszystkim - z chęci nazwania rzeczy po imieniu. Sami podlegamy tej terapii. Myślę, że Andrzej Wajda również.

Do kogo pańskim zdaniem adresowana jest Opowieść katyńska? Do tych, którzy tę katyńską traumę noszą w sobie, czy też do tych, którzy nie mają nawet świadomości tej traumy?

Trudno mi znaleźć konkretnego adresata. Zwłaszcza, że mimo rozległości wątków ten film nie rozwiązuje wszystkich problemów, nie dotyka wszystkich tematów związanych z tą zbrodnią. W książce Paula znalazłem, na przykład, szerszą, geopolityczną perspektywę: jak sprawa katyńska została wykorzystana przez Stalina do realizacji jego celów i dlaczego alianci nie chcieli jej drążyć. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, jak bardzo Katyń wpłynął nie tylko na naszą historię, ale i przebieg całej wojny, ale być może jest to temat na zupełnie inny film.

Ale wracając do pytania o widza. Post Mortem jest tak realizowany, by był zrozumiały na różnych poziomach: ma przedstawić pewne zdarzenie i wynikające z niego sytuacje w pełnym świetle. Ma coś unaocznić, uświadomić potencjał tego tematu. Być może na tym polega ten zabieg terapeutyczny, który od traumy Katynia powinien nas uwolnić.

Post Mortem. Opowieść katyńska. w jakimś sensie powraca do tematyki Popiołu i diamentu, wzbogacając ją o element stanowiący wcześniej tabu. I podobnie jak tamten film buduje możliwie szerokie spektrum społeczne, by ukazać przekrój postaw i reakcji na sprawę katyńską.

Tak właśnie tworzony jest ten film i ciągle się zmienia. Dlatego nie chcę wyrażać swoich opinii przed końcem realizacji. Kiedy wchodziłem w ten projekt, scenariusz skupiał się głównie na wątku wdowy po oficerze, który zginął w Katyniu, i przyjacielu męża, który Katynia uniknął. Teraz wątków jest więcej - poznajemy więc obraz zbiorowy, który pokazuje jak pewne postawy stały się typowe, jak niechcący w nich utknęliśmy. Ale cały czas trwa realizacja i poszczególne sceny mogą zmienić wymowę filmu.

Co pan ma na myśli?

W trakcie pracy nad kolejnymi ujęciami, sceny się zmieniają a dialogi nabierają nowych znaczeń. W pewnym momencie pomyślałem, że w filmie brakuje pewnej postawy czy myśli, która wówczas może wydawała się niemożliwa, ale dziś nabrała sporego znaczenia. Dlatego mój bohater - postać szczególna: polski oficer, który uniknął losu jeńców katyńskich i wrócił do Polski z wojskiem Berlinga, a więc w jakiś sposób uczestniczy w kłamstwie katyńskim - zaczyna mówić o wybaczeniu. Doszedłem bowiem do takiego wniosku: jeśli wszystko zmierza w jednym kierunku i ocena zdarzeń i ich konsekwencji pozostaje jednoznaczna, to taki facet jak mój bohater, idący jakby pod prąd historii - może mieć do tego inny stosunek.

Jak zareagował na to Andrzej Wajda?

Pan Andrzej to zaakceptował bez szczególnego komentarza. Może na coś takiego czekał, a może to wyrzuci - zobaczymy w ostatecznej wersji filmu.

Rozmowa z Antonim Pawlickim

Zadzwonił do mnie Wajda

Jak pan trafił do obsady filmu Post Mortem. Opowieść katyńska?

Wygrałem casting. I - uprzedzając następne pytanie - było to zanim pan Andrzej Wajda mógł zobaczyć "Z odzysku", gdzie zagrałem główną rolę. Nie wiem zresztą, czy w ogóle widział film Sławka Fabickiego.

Jak się pan czuje w roli Andrzeja Wajdy?

Chyba nie do końca gram Andrzeja Wajdę, jego losy potoczyły się inaczej niż losy Tura, mojego bohatera. Ale mam świadomość obecności wątku autobiograficznego, choćby to, że po wojnie pan Wajda studiował na ASP w Krakowie.

Można odnieść wrażenie, że pańska postać jest alternatywą Maćka Chełmickiego, bohatera "Popiołu i diamentu".

Kiedy dostałem tę rolę, myślałem o tym. Zastanawiałem się, w jakim stopniu jest to życiorys Wajdy, a w jakim Maciek Chełmicki w ujęciu Zbyszka Cybulskiego, na kim mam się wzorować. Z drugiej strony Tur to postać autonomiczna: chłopak, który przeżył wojnę i chce nadrobić stracony czas. Ma za sobą gehennę wojennych doświadczeń, ale odsuwa to od siebie, podobnie jak te dylematy, które są osią "Popiołu i diamentu". Liczy się zapał, wola życia, pragnienie pójścia do przodu. Jest super, ale nagle wszystko kończy się tak szybko, że nawet nie zdążył się nad tym wszystkim wokół zastanowić.

Jak się panu pracuje z Andrzejem Wajdą?

Próby aktorskie prowadzi z nami Agnieszka Glińska, która jest naszym coachem. Ale to ona sama powtarza nam: "Film tak naprawdę powstaje na planie, więc kiedy już przychodzisz rozgrzany na plan, masz być otwarty, ale pan Andrzej Wajda czeka także na twoje uwagi". Pracujemy w komfortowych warunkach, mamy dość czasu, by zastanowić się nad każdą najdrobniejszą nawet sceną. Na planie staram się i próbuję zrozumieć język pana Wajdy, stosowane przez niego skróty. Mam wrażenie, że on wie wszystko, widzi na ekranie, ale nie ma cierpliwości wytłumaczyć tego aktorowi.

Czasem pracę Wajdy porównuje się do rzeźbienia.

Coś w tym jest. Czasem próbuję domyślić się, o co panu Andrzejowi chodzi, robię to, do czego mnie namawiał, choć początkowo wydawało mi się to dziwne. Ale potem na ekranie widzę, że to się sprawdziło, faktycznie dobrze wyszło.

Wajda znany jest z tego, że daje aktorom spory margines swobody.

Owszem, kiedy kręciliśmy scenę w gimnazjum, gdzie Tur zgłasza się w sprawie egzaminu maturalnego, pan Andrzej pokazał mi jedno ujęcie na podglądzie kamery: "Tak tak. Tego nie można było lepiej zagrać. Chyba, że mogło być lepiej?". Istotnie, można to było zagrać lepiej, miałem do tej sceny kilka uwag, więc - na moją prośbę - zrobiliśmy jeszcze jednego dubla. Ale czasem bywa i tak, że dopiero po zejściu z planu odkrywam, o co panu Wajdzie chodziło... I doceniam jego mistrzostwo.

Jaki jest pański stosunek do filmu o Katyniu?

Dla mnie to jest po prostu zaszczyt, że mogłem się spotkać z takim reżyserem. Jestem młodym adeptem sztuki aktorskiej, wychowanym w kulcie Wajdy. Pamiętam, kiedy na zajęciach w szkole dzwonił telefon, to profesor pytał "Dzwoni Wajda? Nie, to wyłącz komórkę!". No i do mnie Wajda zadzwonił. Osobna sprawa to sam temat filmu.

Ma pan osobisty stosunek do Katynia?

Nikt z mojej rodziny nie zginął w Katyniu, ale zostałem wychowany w etosie solidarnościowo-prawicowym. Mój ojciec był działaczem "Solidarności", więc sprawa Katynia i kłamstwa katyńskiego nie była dla mnie tajemnicą, zresztą, kiedy chodziłem do szkoły, można było mówić o tym otwarcie. Mój ojciec i matka są archeologami, starszy brat polonistą a historykiem z zamiłowania, więc dyskusji o historii mi nie brakowało: proces Szesnastu, Katyń, mechanizm zakłamania, który stał się symbolem tamtego systemu...

Będąc na planie, zauważyłem, że pod kierunkiem Andrzeja Wajdy Post Mortem realizują głównie ludzie młodzi. Czy zastanawiał się pan, dlaczego tak się dzieje?

Rzeczywiście, ekipa jest bardzo młoda. Być może chodzi o to, by ten film trafił do młodych. Albo ta dyskusja, czy bohaterowie mają nosić imiona aktorów? Moim zdaniem, zamiarem pana Wajdy było, by uświadomić widzowi, że ci ludzie byli wtedy tacy sami jak my dziś. Przypomnieć, że w takiej sytuacji pojęcia, o których mówi - patriotyzm, honor, ojczyzna - nie powinny być dla nas pustymi znakami.

Rozmowa z Arturem Żmijewskim

Jak pan wspomina pracę na planie filmu Post Mortem. Opowieść katyńska?

Przyznam, że ten film przeżywam w sposób szczególny: pełny jest sytuacji, w których próbuję sobie wyobrazić siebie. Nigdy wcześniej nie miałem takiego odczucia, nawet kiedy kręciłem z Jerzym Kawalerowiczem film o polskim zesłańcu Wincentym Migulskim, opisanym przez Tołstoja. Tym razem moja wyobraźnia na planie zadziałała w sposób zupełnie inny niż dotychczas. Nagle uświadomiłem sobie, że te setki ludzi, którzy stoją wokół mnie na planie, uosabiają zaledwie ułamek tej ludzkiej masy, którą zakatowano w Katyniu. W książkach wygląda to inaczej, ale kiedy widzi się to na własne oczy, świadomość, że mordując tak wielką część inteligencji odebrano Polsce głowę, myśl i sumienie - jest szczególnie przejmująca. Zwłaszcza, kiedy ta refleksja, jak w moim przypadku, pojawia się w trakcie kręcenia sceny nad dołami katyńskimi. Nad tym widokiem złożonych w masowym grobie ciał - choćby to były tylko świetnie ucharakteryzowane manekiny, jak na planie Post mortem - nie można przejść obojętnie. Tu trzeba czapki uchylić przed charakteryzatorami i dekoratorami, którzy tę scenę przygotowali. Jazda kamery wzdłuż tego grobu, nad ciałami przed chwilą zamordowanych musi robić kolosalne wrażenie...

Dla każdego z nas ten film był bardzo osobistym przeżyciem, to oczywiste. Zwłaszcza jeśli pamięta się, że do tej pory takiego filmu nie można było nakręcić. Post mortem to pierwszy film fabularny o Katyniu, a taki utwór, odwołujący się do przeżyć konkretnych ludzi, pokazujący jak to mogło być naprawdę - bo przecież prawdy o tym, jak to było w Katyniu, już chyba nie poznamy - robi większe wrażenie niż niejeden dokument.

To była pańska pierwsza praca z Wajdą?

Nie, po raz pierwszy spotkałem się z panem Andrzejem kilka lat temu, przy filmie "Wyrok na Franciszka Kłosa", gdzie grałem niemieckiego oficera. Post Mortem to moje drugie spotkanie z Wajdą i po raz drugi w mundurze.

Może to, co powiem, zabrzmi trochę trywialnie, ale z panem Andrzejem pracuje się po prostu łatwo. Odnosi się wrażenie, że nic w jego obecności nie stwarza problemu. Bo nawet jeśli ten problem się pojawi, to on go błyskawicznie rozwiąże. Na czym to polega? Przede wszystkim na tym, że ma on niesamowite doświadczenie, fantastyczny warsztat i jeszcze jedno - najważniejsze: zanim zacznie kręcić film, widzi go w swojej głowie. A przy tym jest otwarty na propozycje, pracuje przecież z ludźmi, którzy mają swoje pomysły, być może czasem lepsze od jego, a jeżeli tak jest to on się na to bardzo szybko godzi. Potrafi słuchać - jest w tym niesamowity - a wiedząc, jak ma to wyglądać, bo on to od razu w głowie montuje, nie pozwala sobie na puste przebiegi, niepotrzebne duble, czy kręcenie scen, których i tak potem nie użyje. To sprawia, że pracuje się z nim fantastycznie. A do tego potrafi wprowadzić taką fajną ludzką atmosferę na planie. Wszyscy chcą pracować dla niego: wiedzą, że ich wysiłek, każdego człowieka na planie, będzie doceniony. Chcą dla niego pracować, bo to jest wielka frajda.

Do kogo zaadresowałby pan Post Mortem?

Przede wszystkim do tych, którzy chodzą do kina, a więc młodych. Choć akurat w tym wypadku średnia wieku osób, które zobaczą ten film, znacząco wzrośnie. Ten film będzie chciało obejrzeć mnóstwo ludzi, również tych, którzy od lat nie chodzą do kina. Powód tego zainteresowania jest prosty: zbrodnia katyńska dotyka osobistych losów wielu rodzin. Mojej rodziny zbrodnia katyńska akurat bezpośrednio nie dotknęła, ale w rodzinie żony zginęło dwóch braci. Od kiedy znamy się z Pauliną ten temat ciągle powraca. Tak więc temat katyński - samej zbrodni i związanego z nim kłamstwa - tkwi we mnie dosyć głęboko.

Ten film należy potraktować jako pewne świadectwo i pewien głos w dyskusji - i to bardzo szerokiej, zaczynającej od Katynia i innych zbrodni przeciwko ludzkości, a kończącej na pytaniu, czy lepiej być euroentuzjastą czy eurosceptykiem? Chciałbym, żeby ten film dał do myślenia, jakie sytuacje powodują, że do takich zbrodni, do takich tragedii dochodzi? Bo takie procesy zaczynają się niepostrzeżenie, łatwo je zlekceważyć. Kiedy uczymy się o nich w szkole, ich istota do nas nie dociera. Kiedy jednak odczujemy to na sobie, na swej rodzinie, zaczniemy się zastanawiać, czy to jednak nie ma racji profesor Bartoszewski, więzień obozu koncentracyjnego, który wyciąga rękę w geście pojednania do ludzi, którzy byli wtedy po drugiej stronie. Gdyby ten film uruchomił w nas takie myślenie, to może byśmy stali się trochę lepsi.

Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim

Przeżyłem to naprawdę

Jak pan wspomina zdjęcia na poligonie w Wesołej?

Tego dnia mieliśmy kręcić scenę egzekucji. Przyjechałem na poligon około siódmej rano i wraz z Arturem Żmijewskim wybrałem się na plan. Zobaczyłem doły wypełnione setkami zakrwawionych ciał - to były oczywiście manekiny - i spychacz czekający, by przysypać je piaskiem. Pamiętam moje pierwsze wrażenie, poczułem się niedobrze. A jeszcze przecież miało do tego dołu wejść kilkudziesięciu statystów, a ja - cały umazany we krwi - miałem się między nimi położyć...

A do tego jeszcze ten strzał w głowę. To była moja pierwsza taka scena w życiu. Pamiętam, najstraszniejszy był drugi dubel. Wtedy tak naprawdę poczułem się strasznie... To było naprawdę dziwne uczucie. Siedzisz w tej ciemnej więźniarce, którą nas tam dowieziono, nagle otwierają się drzwi, światło cię razi, a kiedy już wzrok się przyzwyczaja, widzisz wokół stos ciał. Wtedy przychodzi ci na myśl, że za chwilę umrzesz i nic już nie możesz zrobić. Wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie zdążysz pogodzić się ze śmiercią i nagle - jak w trakcie tego dubla - broń nie wypala: wraca nadzieja. Na mojej twarzy pojawił się grymas, może cień uśmiechu, a wtedy broń została przeładowana i padł strzał. Musiałem bardzo szybko zareagować...

Andrzej Wajda powiedział mi, że to był chyba mój najlepszy dubel, bo gdy zaszło coś nieprzewidzianego, zachowałem się prawdziwie. Wtedy ugięły się pode mną nogi, poczułem się słabo...

Wszyscy na planie byliśmy bardzo poruszeni tą sceną - to było autentycznie wstrząsające. Pan to przeżył niemal na jawie. Proszę powiedzieć, jaki jest pański stosunek do sprawy katyńskiej?

Moi dziadkowie przeżyli pierwszą i drugą wojnę światową, ale obaj uniknęli Katynia. Ja dowiedziałem się o tej zbrodni w szkole, zawsze traktowałem ją na równi z Holokaustem. Kiedy wtedy rano patrzyłem na plan, myślałem "Boże, jak ludzie mogli być zdolni do takich okropieństw wobec bliźnich?". Podobne refleksje wzbudza we mnie każda taka tragedia - Holokaust, Katyń, Hiroszima. Ze zgrozą myślę, że od II wojny światowej nie było ani jednego dnia pokoju na świecie. I nie chodzi o to, że jestem Polakiem, że mam w sobie zakodowane Katyń, Holokaust, Auschwitz i te wszystkie okropieństwa, jakich doświadczył nasz naród podczas II wojny światowej. Przeraża mnie każde okrucieństwo wymierzone przeciwko drugiemu człowiekowi, trudno mi pojąć, że coś takiego jak na przykład Biesłan czy to, co dzieje się dziś w Iraku, może zdarzać się na świecie.

Do kogo, pana zdaniem, adresowane jest Post Mortem?

To jeden z takich filmów, które powinien zobaczyć każdy. Chociaż z drugiej strony, bywam poruszony, kiedy okazuje się, że dzisiejszy 16-18-latek nie wie, co to był stan wojenny. Trudno mi więc powiedzieć, jak ta 16-18-letnia młodzież odbierze film o Katyniu. Tym bardziej sądzę, że ten film powinien obejrzeć każdy Polak, przecież opowiada o bliźnie na naszym sercu.

Pan wcześniej nie pracował z Andrzejem Wajdą?

To był mój pierwszy zawodowy kontakt z Wajdą. Kiedy zaproponowano mi rolę w Opowieści katyńskiej, nie wahałem się ani chwili, przyjąłem ją razu. Pamiętam pierwsze spotkanie z panem Wajdą - na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć się spotykał z każdym z aktorów. Nie pamiętam, kiedy wcześniej byłem równie zestresowany - w końcu miałem pracować z mistrzem, z legendą. Tymczasem pan Andrzej okazał się bardzo życzliwy, elastyczny i otwarty na sugestie aktorów. Zaproponowałem wtedy, by dokonać pewnych zmian w mojej postaci: chodziło o coś, jakąś rzecz, która ma charakteryzować porucznika pilota. Podsunąłem pomysł, by był to różaniec, który będzie się potem przewijał przez cały film, by w końcu trafić do Magdaleny Cieleckiej, mojej filmowej siostry - jako sygnał o śmierci brata. Pierwotnie miały to być różne drobiazgi, ale zasugerowałem panu Andrzejowi, by ograniczyć się do tylko jednego przedmiotu - właśnie różańca.

Ostatniego dnia zdjęciowego, kiedy żegnaliśmy się i dziękowaliśmy sobie za współpracę, pan Andrzej wrócił jeszcze raz do tego różańca, mówiąc "To był bardzo dobry pomysł, panie Pawle. Bardzo panu dziękuję". Dla takiej chwili warto robić filmy.

Więcej informacji

Proszę czekać…