Tom Raider to wtórne, bez cienia fantazji nieudane kino przygodowe, które stosuje przez dwie godziny cały czas te same zabiegi stylistyczne i fabularne i mimo tempa akcji jest nudno i mdło. 3
Jeżeli filmowca do stworzenia kina, a właściwie odtworzenia kultowej postaci popkultury, która znalazła się już przecież na ekranie, zainspirowała gra , to naprawdę wiele nam może powiedzieć o nadchodzącym seansie. Nie mając nawet wiele nadziei wobec nowego Tomb Raidera, to i tak jest to ilość wystarczająca, żeby się rozczarować. To produkcja, która w ogóle nie ma pomysłu na siebie, jest jak gra komputera (nie chodzi o pomysłowość i popularność, a raczej budowę i jednotorowość), gdzie fabuła jest pretekstem do wygibasów głównej bohaterki. Ten pot jednak na nic, bo film jest kalką za kalką kina akcji, a w podszewce swojej fabuły – refleksji o konsekwencjach ingerencji w mitologię, tradycję, nowoczesności i współczesności oraz niszczenia przeszłości, jest również wtórny i nieznośnie naskórkowy.
Mamy się trochę nie domyślać, ale powoli przewidywać z kim mamy do czynienia poznając Larę Croft. Spotykamy ją w sytuacjach bardzo prozaicznych – zamiast odczytywania starodawnych rycin są nieopłacone rachunki, zamiast skakania do wodospadu, ściganie się rowerem po mieście i boksowanie z przyjaciółmi. To ma być prologiem do poznania charakteru Lary. Bezkompromisowa, nie chce podpisać papierów stwierdzających śmierć ojca, który zaginął przed laty, a tym samym przejąć ogromny spadek po nim. Jest jak on – również bez instynktu samozachowawczego, pełna odwagi i brawury, wiary w coś więcej niż rzeczy pragmatyczne. To wstęp do tego, że za chwilę znajdziemy się razem z nią w skrajnie innej przestrzeni i rzeczywistości, a Lara będzie się zachowywać jakby to były dalej zabawy na mieście ze znajomymi – nam też towarzyszy równoległe do tego napięcie. Trafia na zapiski ojca, zaczyna dłubać i rusza po przygody, by powstrzymać współczesne korporacje przed ubiciem interesu na wszystkim i nieuznaniu za świętość niczego, niezależnie ile stuleci przetrwało.
Film Tomb Raider paradoksalnie im dłużej trwa, tym jest nudniej. A raczej następujące wydarzenia zaczynają być szybko przeżyciem wtórnym. Nieustanna walka o przetrwanie Lary, co chwile spotkanie oko z oko ze śmiercią i wychodzenie z opresji to nie jest codzienny obrazek. Ale powtarzany przez dwie godziny jak nakręcona pozytywka z krótką melodią, w której są dwa obozowiska – dobrzy i źli, naprawdę nie powoduje u nas zdziwienia ani przerażenia. Nie podzielamy zaskoczonych min bohaterów, którzy odrywają kolejne karty historii starożytnej postaci, wokół której krąży wiele legend. Dlaczego? Wszystko jest zrobione bez ducha, mistyki, nie udziela nam się ta przygoda, skrótowość jest tutaj okropna dla fabuły i szybko bierzemy wszystko w cudzysłów. Jak w grze. Można zacząć od nowa, zapisać. Wiemy, że tu się nic tak strasznego nie stanie, bo mamy jąkanie się ludzi walczących do ostatniego tchnienia o „wartości” i tych z cwanymi minami, chcących zawładnąć wszystkim.
Wątek protagonistki stającej naprzeciw antagonistów naprawdę kręci się w kółko, a film wręcz ilością scen kaskaderskich demaskuje swoje braki w scenariuszu, który chciałby być Indianą Jonesem, a wyszło napięcie jak z wizyty w Hangarze 646 – mnóstwo zabawek, trampolin, atrakcji, ale przecież nikomu nie stanie się nic złego.
Do tego temat „wartości” wspomniany wcześniej, odnoszący się do wspomnień bohaterki z dzieciństwa, oddaniu ojcu do ostatniej chwili, ryzykowanie dla niego życia. To wszystko jest okrutnie ckliwe, naiwne, retrospekcje bez braku wyobraźni, a ich relacja taka oczywista, szlachetna i czysta, że bylejak już bardziej być nie może. To kolejna próba zrobienia filmu o czymś – nieudana.
Tomb RaiderTo nie przeszczepia nam żadnych emocji – wszystko jest płaskie, przewidywalne i od początku wiemy dokąd zmierza. A po drodze popatrzymy na serie zupełnie nieimponujących starć bohaterki, które są jak jeden krok powtarzany w kółko w tańcu. Lara Croft przechodzi tutaj przemianę w Tomb Raider na poziomie – trochę się bardziej ubrudzę i wyłączę podczas biegania endomondo. A my nawet jak wyłączymy jakiekolwiek myślenie to dostaniemy kiepską rozrywkę, bo bez grama autorskiej kreski, czy fantazji. Dużo skoków w filmie, ale jeden szczególnie nieudany – na pulsujące i dobre kino przygodowe.
4,5 – Wizualnie spoko, tyle że scenariusz kiepski. Przygodowej zabawy tyle co kot napłakał. Lara zamiast płynąć na tę wyspę mogła wygrać olimpiadę w kolarstwie.