Natłok politycznych, społecznych i egzystencjalnych tematów tworzy chaos. Ten próbuje podejść do każdego problemu z manierą pijackiej gawędy, prowadzonej o 5 nad ranem. 4
Łatwy dostęp do broni, alkoholizm, narkomania, bezkarne safari, radykalizm, niebezpieczne kartele oraz napięta sytuacja na granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem. Czas polowania przypomina opowiadanie 3-latka, który za pomocą prostych słów stara się przedstawić każdy ze wskazanych problemów. Wychodzi z tego gaworzący bełkot i marny populizm — niespełniony artystycznie, w zamian oferujący krwawą kaźń na polu bitwy.
Polowanie, w którym zwierzyna zostaje zastąpiona ludźmi, to motyw stary jak niskobudżetowe kino exploitation. Wystarczy przypomnieć Turniej (2009) albo Zabić wszystkich (2012). Nawet mainstream próbował przedstawić tego rodzaju historie w ramach pierwszej odsłony Igrzysk śmierci oraz w kontynuacjach Nocy Oczyszczenia. Jak zatem krwawe łowy sprawdzają się w Czasie polowania?
Warren Novak to zmęczony życiem alkoholik i narkoman, który przypadkiem, w trakcie podróży do Meksyku trafia do przygranicznego miasteczka. Południe to region nacechowany w Stanach Zjednoczonych wysokim poziomem konserwatywnego radykalizmu. Ten stanowi jeszcze relikt po wojnie secesyjnej, która zakończyła się w 1865 roku. Twórcy Czasu polowania podkręcają konserwatywne ciągotki swoich antagonistów, tworząc z nich niebezpieczne karykatury – uzbrojone w broń, stale nawiązujące do tradycji swoich przodków. Nienawidzące każdego, kto wyłamuje się z ich utopijnej wizji Stanów Zjednoczonych.
Novak oraz grupa ludzi – zdaniem masy stanowiący margines społeczeństwa zdaniem masy — zostają wyznaczeni jako zwierzyna w tradycjonalistycznych łowach na życie i śmierć.
Niestety, całej fabule brakuje napięcia wymaganego od tego rodzaju historii. W trakcie pierwszych minut polowania giną właściwie wszystkie ofiary. Dlaczego? Czy nie prościej było ukazać zmagania większej ilości osób niż jednego – bardzo nieciekawego – protagonisty? Na plus można zaliczyć zróżnicowanie łowców pod względem ekwipunku, charakteru oraz sposobów polowania.
Żaden bohater nie daje się polubić w trakcie seansu. Dawno nie oglądałem filmu, w którym każda postać roztaczała wokół siebie tak zawyżoną aurę antypatii. Protagonista drażni swoim permanentnym kacem, zaś jego przeciwnicy niezamierzenie bawią groteskowością. Scenariusz serwuje widzom toporne metafory i moralizuje w najbardziej niestrawny sposób, jakiego tylko można oczekiwać od tego rodzaju kina. Kina prostego, niewymagającego, dodatkowo epatującego wyśrubowanym poziomem przemocy. Ciekawe wydaje się jedynie przedstawienie sensacyjności mediów za pomocą radia, którego prezenter prowadzi transmisję z prowadzonych łowów.
Czas polowania to połączenie thrillera oraz westernu.
Twórcy lawirują tutaj między kilkoma estetykami. Z jednej strony mamy do czynienia z podkręconym kinem akcji. Sceny jazdy samochodów po stepach są jakby żywcem wyjęte z franczyzy Mad Maxa. Zachody i wschody słońca pośród pustynnych krajobrazów wyglądają cudownie (chociaż i tu udaje się twórcom zahaczyć o wizualny banał z "tapet Windowsa”). Co z tego, skoro tylko jedna strzelanina niesie za sobą upragnioną dawkę emocji. Pozostałe cierpią na koszmarny montaż, który ma na celu ukryć choreograficzne i budżetowe braki.
Czas polowania to również spaghetti western rodem z najpodlejszych włoskich wytwórni z lat 70-tych. Stepy, bandyci i prawi bohaterowie z mroczną przeszłością zostają interesująco sparafrazowani w omawianym filmie, chociaż nasz kowboj ani na moment nie aspiruje do miana Johna Wayne’a albo Clinta Eastwooda. U zarania gatunku western miał gloryfikować ludobójstwo Indian dokonane przez Amerykanów. Nic dziwnego, że serwując widzom kinową baśń o konflikcie na tle rasowym, twórcy sięgnęli po estetykę filmów o Dzikim Zachodzie.
Czas polowania: czy warto zobaczyć film?
Czas polowania zadowoli mniej wymagających widzów, zaznajomionych w projekcje niskobudżetowych tytułów kina grozy albo mrocznych thrillerów. Przerysowana akcja dostarczy frajdy miłośnikom produkcji spod znaku Maczety. Należy tylko odpowiednio zdystansować się do ukazanych zdarzeń. Niestety, technicznych i narracyjnych braków widowiska nie można wytłumaczyć żadnym racjonalnym argumentem. Natłok politycznych, społecznych i egzystencjalnych tematów tworzy chaos. Ten próbuje podejść do każdego problemu z manierą pijackiej gawędy, prowadzonej o 5 nad ranem.
Pół godziny stara się angażować i budować klimat tylko po to, żeby przez całą resztę czasu być bezmózgą łupanką bez ładu i sensu. Super film, kurwo.