"Zadzwoni czy nie zadzwoni? Oto jest pytanie" 8
Film na podstawie bestsellerowej powieści Grega Behrendta i Liz Tuccillo okazał się hitem i zarobił krocie na całym świecie.
Historia opowiada o skomplikowanych, kobiecych relacjach z mężczyznami. Jedną z tytułowych „pragnących bardziej” kobiet jest Gigi, która to podąża za głosem swojego serca, jednak nie zawsze prowadzi ją to do celu. Kolejna to Beth żyjąca na kocią łapę wraz ze swoim ukochanym, ale w końcu przestaje jej to wystarczać. Następną jest Janine znudzona, szukająca odmiany młoda żona, oraz Anna niespełniona piosenkarka i zagubiona w świecie wirtualnych randek Mary.
Trzeba przyznać, że obraz trwający lekko ponad dwie godziny jest troszkę za długi, poprzez kilka dosyć nudnych scen tak zwanych „zapychaczy”. Jednak gdyby tylko je wyciąć byłoby bardzo dobrze. Scenariusz nie obfituje w duże zwroty akcji, ale nie jest też monotonny. Urozmaicenie żyć bohaterek poprzez narastające problemy jest bardzo ciekawe, ponieważ każda kobieta nie przechodzi obojętnie obok kłopotów innej, a scenarzystom właśnie o to chodziło, aby płeć piękna utożsamiała się z postaciami.
Dużym plusem są przyjemni bohaterowie. Wszystkie kobiece postacie są inne, przez co można dostrzec całkiem inne cechy u każdej z nich. Niewątpliwie na miano nudnych i zbędnych bohaterów zasługuje rodzina Beth, nie wnosząca nic do fabuły. Ale oprócz nich prawie nikt już nie należy do tej grupy.
Na pewno wabikiem do obejrzenia filmu okazała się świetnie dobrana obsada. „Kobiety pragną bardziej” to kolejny hit w karierze Jennifer Aniston, która kolejny raz zagrała świetnie. Ginnifer Goodwin może nie miała do zagrania jakiejś bardzo wyszukanej roli, jednak aktorka sprawiła, że postać GiGi okazała się bohaterką z duszą, a przede wszystkim była bardzo zabawna. Na uwagę zasługuje rola Drew Barrymore, która nie tylko wcieliła się w postać Mary, ale i także jest producentem wykonawczym. Chociaż rola pięknej aktorki nie była bardzo rozbudowana, to mi najbardziej utkwiła w pamięci i pozostawiła dobre wrażenia. Ciekawego bohatera miał także Ben Affleck, u którego film przerwał złą passę. Mniej ciekawie zagrał Justin Long i Kevin Connolly, którzy odpowiednio wcielili się w Alexa i Connora.
Dosyć ciekawa również okazała się ścieżka dźwiękowa. Jest bardzo urozmaicona. Kilka naprawdę fajnych utworów wysuwa się ponad resztę mniej wpadających w ucho.
Ciekawa ekranizacja powieści Behrendta i Tucillo jest filmem bardzo dobrym, na którym najlepiej zabawią się kobiety. Jednak mężczyźni także mogą zobaczyć w nim coś dla siebie. Przede wszystkim piękne aktorki.
Taki zbiór historyjek miłosnych, które oparte są na złym odczytywaniu znaków oraz kiepskim doborze partnerów. Do tego wszystkie one połączone są tym, że niektórzy bohaterowie znają się nawzajem. No i dobra, muszę przyznać, że nie były one nawet złe. Przyjemnie się je śledziło, choć brakowało im jednak trochę doszlifowania. Wszystkie te historie jednak zyskują dzięki cudownej obsadzie, która ciągnie ten film. Zdecydowanie Scarlett Johansson zrobiła na mnie największe wrażenie ze wszystkich. No ale cóż uwielbiam ją więc ;)