Film na podstawie kultowego amerykańskiego komiksu. Detektyw Denny Colt (Gabriel Macht) oficjalnie zostaje uznany za zmarłego. Powraca jednak zza grobu, aby nocami, jako nie przebierający w środkach zamaskowany bohater, prowadzić walkę z przestępcami. Jego nemezis to diaboliczny gangster Octopus (Samuel L. Jackson), który pragnie rządzić półświatkiem miasta Central City. Pomóc w tym mają mu dwa tajemnicze skarby wyłowione z podmorskich głębin. Tylko Spirit może pokrzyżować jego plany i pokonać armię złowrogich klonów. opis dystrybutora
4/10 – Zdaję mi się, że po takich sukcesach (kasowych ma się rozumieć) jak "Sin City" czy "300" Frank Miller przeliczył swoje możliwości i przypuszczam, że nie wiedział o czym chce zrealizować film. Objawia się to w straszną niespójność i chaos w wielu scenach. A może taki właśnie miał być film? Strona techniczna niezła to trzeba przyznać, ale raczej "Sin City" bije ją na głowę.
Nie, i jeszcze raz… – Nie. Co to miało być??! Film ten to jedna wielka porażka, nudą wieje od samego początku, i tak sobie wieje do końca. Po tak fascynującym seansie zadałem sobie tylko jedno pytanie – co skłoniło Samuel L do tego że zagrał w takim gniocie. Nie tak dawno oglądałem podobny film nosił tytuł „Minorrr” w reżyserii Jean-Jacques Annauda ( Siedem lat w Tybecie, Wróg u bram) i jak widać Jean-Jacques jak i Frank Miller mieli (miejmy nadzieję) chwilową załamkę formy!
re – ma ktoś napisy do the spirit chciałbym zobaczyć dzięki
> HeRr o 2009-03-31 22:19 napisał:
> Taaaa panie Filip, ciekawe czy nie trafiasz pan sam od czasu do czasu na
> mininovą lub podobne.
>
> Jacek, sprawdź tłumaczenia na hataku, albo kinomanii, jeżeli jeszcze nie ma to
> musisz poczekać
w życiu nie byłem na mininovej, z podobnymi to różnie bywa, ale żeby kinówki ściągać ;O (w tym okresie jeszcze nie było DVD)
Pozostałe
Takiego skupiska żenujących dialogów i nieciekawych bohaterów dawno nie widziałem. Nie wiem, czy stężenie debilnych sytuacji w pierwowzorze jest aż tak wielkie, ale ja w każdym razie tego nie kupuję, nawet jeśli film (lub też komiks) z założenia miał być skrajnie przerysowany. Dotrwać do końca pomaga ciekawa stylistyka, choć po Sin City nie jest już czymś nowym.