Ostrzeżenie – Jeśli ktoś, tak jak ja, ma zamiar obejrzeć ten film tylko ze względu na Jennifer Lawrence, to od razu odradzam to robić. Bo nawet mimo że film trwa wyjątkowo krótko, to dawno nie widziałem tak nudnej, prostackiej historii, nakręconej jakby od niechcenia. Nic dziwnego, że film czekał 7 lat na premierę. Wszystko jest w nim złe. Sądzę, że producentowi udało się w końcu pozyskać dystrybutora tylko i wyłącznie z powodu olbrzymiej popularności, jaką cieszy się obecnie Jennifer Lawrence. Umieszczono jej nazwisko w czołówce filmu, chociaż "zagrała" – przepraszam, bardziej adekwatnym słowem tutaj będzie: pojawiła się – raptem na kilkadziesiąt sekund we wspomnieniach bohaterki i nawet nic nie powiedziała. Ani słowa. Zdjęcia kręcono pod koniec 2005 roku, więc gdy miała 15 lat i jeszcze przed nią była rola życia w "Do szpiku kości".

Zasłużone 1/10 i nawet olbrzymia sympatia do Jennifer nie zmieni oceny choćby na 1+, bo ten film nie ma żadnych plusów. Jakby tak miał wyglądać mój pełnometrażowy debiut, to pewnie po obejrzeniu tego bym się powiesił.