Recenzja: Anihilacja 1
Dostajemy od Netflixa bardzo specyficzny i ekscentryczny horror fantasy oparty na książce Jeffa VanderMeera Unicestwienie w formie, w której jednak ten gatunek filmowy rzadko pod taką postacią występuje. Jest enigmatycznie, nie do przewidzenia, z oniryzmem, widowiskowo. Traktat o samozagładzie i niebezpieczeństwie wynikającym dla ludzkości z nadmiernej wścibskości, o ironio, tejże ludzkości jest o wiele bardziej spełniony w Anihilacji wizualnie, niż fabularnie i narracyjnie. Scenariusz kuleje i jednak do światów alternatywnych i antyutopijnych wizji na skalę Terrego Gilliamia brakuje pogłębienia refleksji i spełnionych zapędów filozoficznych.
Lena jest biologiem, wyrywkowo poznajemy jej historię. Straciła męża i właśnie ma okazję wyruszyć na ekspedycję do strefy X – świata, którego człowiek jeszcze nie ujarzmił. Jej podróż determinuje chęć wyjaśnienia zagadki zaginięcia jej męża podczas jednej z wypraw. Ta będzie bardzo GIRL POWER, gdyż ruszają w nią same kobiety. Każda z nich z bagażem doświadczeń i bronią w ręku wstępuje w nieznaną krainę.
Anihilacja to skok na głęboką wodę. Od początku widać, że film, w którym świat realny w połączeniu z tym niedookreślonym, rządzącym się nieznanymi nikomu prawami, chce przyjąć lekką, poetycką, kołyszącą, ale równocześnie niepokojącą narrację. Niestety filmowi nie udaje się poprzez brak fantazji w scenariuszu wywołać w nas strach podsuwanymi sytuacjami, a spełnia zadanie na poziomie zaintrygowania i oczarowania – hipnotyzowania – które właśnie dla człowieka obecnego w strefie X może okazać się śmiertelne. Kraina ta ma wiele metod na wygonienie i spacyfikowanie istoty ludzkiej, pozbycia się jej ze swoich terenów. Można było poprowadzić ciekawą diagnostykę i refleksję o ingerencji człowieka i chęci panowania nad wszystkim co znajduje się na Ziemi, a nawet dalej. Jak istota ludzka sama na siebie ściąga konsekwencje walki o dominacje i poczucie bycia naczelnym, a raczej bezczelnym. Jednak film woli razem z bohaterkami „gapić” się na zjawiskowy świat, utkany z różnych scenerii, fascynujący i odstraszający zarazem.
Niestety brak pogłębionych portretów psychologicznych, pewna ckliwości postaci, nieadekwatność ich rozwoju i budowy do rozpustnej konstrukcji krainy, powoduje ogromny niedosyt i klaustrofobię. Jakbyśmy towarzyszyli dziewczynom w hardkorowym kempingu po grzybach. Rzeczy, których doświadczają nie mają takiej wagi i ciężaru przez te rozmycie i nieprzywiązanie nas do nich, jako grupy. Wymiana oczywistymi historiami osobistymi nie działa, brzmi jak granie na czas przed kolejnym zaskoczeniem widza „czymś”. I to coś może zaskoczyć, bo za każdym razem jest inne, pełne wyobraźni, ale bogactwo „atrakcji” nie idzie w parze z wielką wartością, czy poziomem dialogu. Dlatego czujemy przewidywalność, mimo tak tajemniczej przestrzeni do jakiej trafiliśmy. A ta jest najciekawszą bohaterką w historii.
Niestety Alex Garland dekorując świat sięga bardzo czytelnie po inne filmy o odwiedzaniu niebezpieczeństw przyszłości niezbadanych terenów. Jest tutaj mnóstwo Obcego: Przymierze, efekciarstwa, całkowicie nieudanego skoku nawet na Stalkera i to zaniża ogromnie akcje filmu. Ponieważ w tej całej wyjątkowości kreacji, mimo podglądania innych jest po prostu mnóstwo chaosu i niezdarności fabularnej. To niestety unicestwia szansę na opowiedzenie ogromnie kreatywnej historii właśnie o unicestwieniu.
To film, który nie dryluje tematu ani światów, o których zderzeniu chce opowiedzieć. Anihilacja to taka raczej niewinna, pełna ciekawych zapachów i oparów inhalacja, niż poważna rozprawa.
Ocena: 6/10
Smutno:-( Ex-Machina nie spełniła moich oczekiwań, mimo że temat w niej podjęty był świetnym materiałem na jeszcze świetniejszy (jest takie słowo?) film. Zabrakło mi tam filozoficznego zacięcia, zadawania…wróć próby odpowiadania na ciekawe pytania. Bałem się, że w tym przypadku może być podobnie, a ta recenzja tylko potwierdza moje obawy. Oby Pani Bernadetta tym razem nie trafiła w moje gusta ze swoim odbiorem filmu. Tego sobie życzę na dziś dzień;-)