Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: To my 1

Makabreska, ogrywanie konwencjonalnych scen z horrorów dla wytworzenia nowego, hipnotyzującego zjawiska koszmaru sennego. To my to wielka inscenizacja, uczta zgrywy z konwencji, ale jednocześnie realny dreszcz, gdzie gromki śmiech miesza nam się chwilami z nerwowym. To też bardzo mądre zasygnalizowanie, że przerażenie nie musi brać się ze zjawisk kompletnie odrealnionych i z innego świata, a wywodzić się z prawdziwego.

Wszystko zaczyna się od sceny sprzed kilkunastu lat, kiedy mała Adelaide ucieka przerażona pewnym doświadczeniem z gabinetu luster. Potem przenosimy się już do momentu, kiedy wraz z mężem i dwójką dzieci wyrusza do domku na plaży. Tam też wracają do niej wspomnienia sprzed lat i pewne niepokojące przeczucia. Od początku ciśnienie wzrasta, nienachalnie, ale dobrze odczuwalne. Bardzo szybko na podjeździe naszych bohaterów pojawi się w ciemności rodzina trzymająca się za ręce. To co wydawało się być dla Gabe obłędem żony i kompletną abstrakcją, okazuje się być prawdą. Dziewczynka, którą Adelaide spotkała w dzieciństwie nie była jej odbiciem lustrzanym, a żywą postacią, która powróciła do jej życia. Podobizny ich samych, jak gdyby klony ubogie o moralność, posiadają filozoficzny stan „szału dionizyjskiego”, który u człowieka blokują wartości etyczne oraz intelekt. Okazuje się, że sobowtórów istnieje o wiele więcej, a ich obecność wykracza poza płaską codzienność. Nadchodzą w ramach krwawej zemsty, vendetty, rozsmakowani w pragnieniu odwetu za to, że nie doświadczyli tego, co Ci na górze. Manifestują swoje niezadowolenie. Oni schowani w podziemiu są pokrzywdzonymi odpadami, które nie zasługują na ogród rozkoszy ziemskich.

Opowieść, którą snuje brawurowo Jordan Peele, wręcz bezczelnie, skutecznie i nie trzymając się kurczowo gatunku jest kolejny raz igraniem z komfortem widza. Dostajemy popkulturową mieszankę, ale świadomie wyselekcjonowanych składników. Horrory opowiadające o jakiś satanistycznych grupach, o nadejściu „obcego”, do tego z klaustrofobicznej psychodramy przechodzimy w rozrzutną historię niczym w apokalipsie zombie. Mamy satysfakcjonujące wycieczki dla kolekcjonera śladów kultury do Lśnienia, danse macabre (śmierci nie można uniknąć), czy innych klasyków kina grozy, czy groteski. Binarność tego dzieła robi również wrażenie. Po grząskim gruncie stąpa reżyser, ale się nie zapada. Wdrążenie specyficznego poczucia humoru, kpiarskiego i szyderczego jest wymienne z kompozycjami strasznymi, ale mającymi źródło w ludziach, a nie duchach, potworach, czy innych postaciach zza światów. Zdecydowanie twórca nie idzie na skróty, a z widzem gra w rosyjską ruletkę traktując go inteligentnie. Zabawa w podchody z widzami i bohaterami. Wstrząsanie i rozluźnianie. Dezintegracja spokoju. Ucieleśnianie nie tak oddalonych lęków.

Udanym i niecodziennym zjawiskiem jest również stworzenie horroru z warstwą społecznego zaangażowania poprzez zilustrowanie postępującej walki klas. Ekstremalnie, bo w takiej, a nie innej formie reżyser zestawia ze sobą bohaterów uprzywilejowanych z ewidentnym i pełnym ofiar ekstremalnym strajkiem ich podobizn, które chcą mieć dostęp do tych samych dóbr i przywilejów. Co sprawia, że oni mają lepiej? Skoro przecież wizualnie nawet są tacy sami. W tym niepokojącym obrazie jest zawarta metafora. Realizuje się przerażająca wizja przyszłości o przepaści pomiędzy statusami.

To my to film, którzy dużo kombinuje, czasami zestawienie są zbyt pstrokate i trochę efekciarskie, nieznajdujące uzasadnienia w narracji. Jednak jest to dzieło z wieloma ambicjami, które się urzeczywistniają. Reżyser wypełnia maksymalnie obraz z doskonale nastrojonym instrumentem znając różne akordy uczuć. Idą po nas z widłami. Jeszcze jest czas uniknąć najgorszego – pisał o klasie niższej, w głośnym tekście na łamach magazynu „Politico” multimilioner Nick Hanauer. Tutaj już są z nożycami.

Ocena: 7,5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 3

Olaf89

"przerażenie nie musi brać się ze zjawisk kompletnie odrealnionych i z innego świata, a wywodzić się z prawdziwego" – niedokończone zdanie?
"ciśnienie wzrasta… , ale dobrze odczuwalne." – ?
"ubogie o moralność" – ?
" filozoficzny stan „szału dionizyjskiego”, który u człowieka blokują wartości etyczne oraz intelekt" – ?
!!!
"vendetty" – po polsku "wendety".
"Ci na górze" – forma grzecznościowa?
"Horrory opowiadające o jakiś satanistycznych grupach, o nadejściu „obcego”, do tego z klaustrofobicznej psychodramy przechodzimy w rozrzutną historię niczym w apokalipsie zombie." – JAKIŚ (!); o co chodzi?
“Binarność tego dzieła robi również wrażenie. Po grząskim gruncie stąpa reżyser, ale się nie zapada. " – brak szyku i sensu.
"Wdrążenie specyficznego poczucia humoru, kpiarskiego i szyderczego jest wymienne z kompozycjami strasznymi, ale mającymi źródło w ludziach, a nie duchach, potworach, czy innych postaciach zza światów." – "wdrążenie kpiarskie i szydercze", "kompozycje straszne", "źródło w ludziach", "potwory zza światów"…
"z widzem gra w rosyjską ruletkę traktując go inteligentnie" – w grze całkowicie losowej traktuje widza inteligentnie?
"Zabawa w podchody z widzami i bohaterami" – aha, czyli jednak zabawa, a nie gra na śmierć i życie?
"Wstrząsanie i rozluźnianie. Dezintegracja spokoju" – czy to już żargon medyczny?
"Udanym i niecodziennym zjawiskiem jest również stworzenie horroru z warstwą społecznego zaangażowania poprzez zilustrowanie postępującej walki klas." – leninowski opis rewolucji? Socrealistyczny styl tego zdania może tłumaczyć cały tekst. Brak szyku, składni i przede wszystkim sensu, był zamierzony. Ale PRL się skończył… Już tak nie trzeba…

Animek84 Olaf89

@Olaf89 Pewnie jakby były "smaki lgbt" byłoby 9 :D

Bercik022 Animek84

@Animek84 sprawdziłem naprawdę sporo recenzji na różnych stronach, nawet znalazłem recenzję takich filmów jak kuźwa "Begotten" i nawet to dało radę zrozumieć bo autor nie pisał tak zwanie "głupio mądrze". Czytanie takich recenzji jest ciężkie bo się kupy dupy nie trzymają i w połowie ma się dość, no niech mi wyjaśni ktos czy sobotni popcornowy widz ruszy dupe do kina bo przeczyta pseudorenesansowa recenzje takiego " To my" czy transformera ? No nie sądzę, skończy czytać w połowie i zacznie szukać czego innego. Te recenzję bardziej pasuja na jakiś własny blog filmowy niż na stronę informacyjną o filmach.

Proszę czekać…