Film ma niezłe tempo dzięki czemu nie sposób się na tym filmie nudzić - nawet jeśli Peyton pozwala nam nieco odetchnąć w scenach pozbawionych akcji. 6
Czasami w trakcie oglądania jakiegoś filmu można złapać się na tym, że pomimo całego worka wad, dany tytuł nadal się nam podoba i najzwyczajniej w świecie czerpiemy przyjemność ze spędzania czasu przy niezobowiązującej rozrywce. Na takie produkcje także jest miejsce w świecie kinomana i w moim odczuciu najnowsze widowisko od Netflixa, czyli Atlas, perfekcyjnie wpasowuje się w ten szablon.
Brad Peyton wydaje się być specjalistą do dostarczania niezbyt wygórowanej rozrywki, która finalnie sprawdza się, jako ekranowy odmóżdżać. Jako przykłady można podać tutaj dwa blockbustery z Dwaynem Johnsonem - Rampage: Dzika furia i San Andreas. Atlas pod względem widowiskowości, a także hollywoodzkiej sztampowości, niczym nie odbiega od dwóch wymienionych tytułów nakręconych przez Peytona.
Świat przyszłości przedstawiony nam przez Peytona oraz scenarzystów to miejsce zasiane strachem związanym ze sztuczną inteligencją, która rozwinęła się na tyle, że postanowiła dokonać eksterminacji człowieka. Finalnie to ludzie wygrali tę wojnę i sprawili, że dowodzący armią inteligentnych robotów Harlan musiał uciekać z Ziemi na inną planetę. Pomimo tego świat nie zamierza popuścić Harlanowi i chce go schwytać, aby raz na zawsze pozbyć się widma jego ewentualnego powrotu i rozpoczęcia kolejnej wojny. Kiedy tytułowa Atlas, będąca genialną analityczką i znawczynią sztucznej inteligencji, wpada na jego trop, mieszkańcy Ziemi decydują się wysłać ekspedycję na obcą planetę w celu złapania Harlana. Oczywiście nie wszystko idzie po ich myśli i teraz nasza główna bohaterka stanie w obliczu ratowania ludzkości.
Od razu trzeba znaczyć, że Atlas zaserwuje Wam masę bardziej lub mniej znanych schematów znanych z tego typu kina. Film Brada Peytona absolutnie niczym Was nie zaskoczy i co chwila będziecie łapać się za głowę i zastanawiać czy gdzieś już tego nie widzieliście. Trochę w tym wszystkim Terminatora, trochę Pacific Rim, trochę gier z serii "Titanfall", a nawet Łowcy androidów - a to przecież przykłady rzucone tak na szybko i pewnie każdy z widzów znajdzie w nim coś innego. Pomimo tego ten zlepek schematów działa bardzo fajnie, jako prosta rozrywka na wieczór.
Atlas może pochwalić się przede wszystkim bardzo dobrą otoczką audiowizualną. I chociaż jest kilka momentów, gdzie możecie poczuć się, jakbyście oglądali cutscenki z gry wideo, to jest to jakiś szczątkowy procent scen o niższej jakości estetycznej. Większość filmu trzyma równy, całkiem niezły poziom, jeśli chodzi o efekty specjalne i widać w tym wszystkim pieniądz. Film ma też niezłe tempo dzięki czemu nie sposób się na tym filmie nudzić - nawet jeśli Peyton pozwala nam nieco odetchnąć w scenach pozbawionych akcji. Wszystko za sprawą fajnie wykreowanego duetu i relacji jaka łączy Atlas oraz jej robota okraszonego AI o imieniu Smith - szczerze mówiąc nie spodziewałem się po tym filmie, że akurat ten element będzie tak dobrze rozpisany w scenariuszu.
Tytułem podsumowania napiszę, że Atlas jest miłym zaskoczeniem, tym bardziej, że moje oczekiwania wobec tego filmu szorowały gdzieś po dnie. Mając w pamięci poprzednie widowiska science-fiction od Netflixa, czyli serię "Rebel Moon", która jest dramatycznie zła, moje obawy były w pełni zrozumiałe. Na szczęście Peyton i Jennifer Lopez, która gra w tym filmie główną rolę, dali radę i zaoferowali mi (oraz Wam) solidną rozrywkę, którą można obejrzeć bez zgrzytania zębami i obawy przed nudą.
Jennifer Lopez straszna :) Nie nadaje się do grania poważnych ról a tym bardziej w takich klimatach.