Film, który Wasi rodzice woleliby byście go nie widzieli. 4
Już jakiś czas temu planowałam napisać recenzję do tego filmu. Jednak nie odważyłam się tego zrobić do dziś, ponieważ dopiero teraz mogę powiedzieć, że widziałam ten film.
Pierwszy raz zobaczyłam Eurotrip na jakiejś domówce u znajomych, gdzie bardzo dobrze się ten film sprawdził wywołując salwy śmiechu niekoniecznie adekwatne do dziejącej się akcji, jednak jak wiadomo w grupie raźniej na dodatek spowitej delikatną mgiełką oparów alkoholowych. I miałam nadzieję, że to właśnie te opary odebrały mi trzeźwość umysłu i dlatego na drugi dzień nie potrafiłam odnaleźć jakiegokolwiek sensu w tej produkcji.
Dzisiejszy seans „na trzeźwo” w zupełności rozwiał moje wątpliwości – ten film nie ma sensu. Jest pozbawiony jakichkolwiek wyższych idei i na dodatek został wtłoczony w konwencję pseudo komedii romantycznej, gdzie romantyzm jest w tym momencie równoznaczny z seksem. Wystarczy przyjrzeć się głównemu tematowi tej produkcji - Scottowi Thomasowi, gdy orientuje się, że jego internetowy przyjaciel z Niemiec jest piękną, blondowłosą Mieke, przemierza Europę wzdłuż i wszerz, by dotrzeć do „jedynej, ukochanej osoby, która go rozumie”. Idea piękna, ale gdy dochodzimy do finalnej sceny mamy krótką wymianę płynów ustrojowych w konfesjonale i resztki romantyzmu, które do tej pory się ostały szlag trafia. Ta sama scena, dla jednych może śmieszna, dla mnie była po prostu prostacka. I nie chodzi o to, że dotknęła ona moje fanatyczne, katolickie uczucia (bo takowych nie mam) – tak samo dotknęłoby mnie to, gdyby scena ta została umiejscowiona w cerkwi, meczecie, synagodze, czy jeszcze innym miejscu kultu. I to nie jest jedyna scena, która mną wzburzyła.
Praktycznie cały film opiera się na amerykańskich stereotypach odnośnie krajów Starego Kontynentu. Mamy tu perwersyjną i znarkotyzowaną Holandię z klubem „Vandersexxx” i ciasteczkami z haszyszem na czele; anglosaskich kiboli szukających rozróby; zapuszczoną Słowację, gdzie mając 1,83$ jest się bogaczem. Nie wiem, co było zamysłem twórcy, ale mnie, Europejkę z krwi i kości, te przejaskrawienia europejskich kultur dotknęły i utwierdziły w przekonaniu, że Amerykanie to strasznie zadufany naród. Do tego obleśny patrząc na całujących się bliźniaków…
Jedyna scena, która przypadła mi do gustu działa się w Kaplicy Sykstyńskiej. Głównie z uwagi na znajomość tematu i nie pomieszanie faktów – dzwon oznajmiający śmierć papieża, biały dym symbolizujący wybór nowego i nawet sprawująca pieczę Gwardia Szwajcarska. I głównie dzięki pewnej konsekwencji i mimo wszystko trzymaniu się faktów Eurotrip otrzymuję ocenę 4. Bo pod względem technicznym nie mam nic do zarzucenia, choć na miano arcydzieła kinematografii światowej z pewnością nie zasługuje. Głównie z uwagi na banalny i infantylny scenariusz i taką samą grę aktorską.
Na koniec mała ciekawostka – Eurotrip zdobył jedną nominację na festiwalu filmów, których Wasi rodzicie woleliby byście ich nie widzieli. Miscusi, ale tego filmu to ja bym i dorosłym nie polecała.
Na prawdę dobra komedia młodzieżowa i zarazem film drogi. Wtedy jeszcze potrafiono tego typu filmy zrobić w miarę rozsądnie. Dzisiaj już o to ciężko.