Alethea Jones nakręciła kino antydepresyjne, miligramową tabletkę szczęścia na poradzenie sobie z problemami dzieci i męża. Wszystko z uśmiechem na ustach, ale bez głośnego parskania śmiechem. 6
Mamuśki mają wychodne to bardzo strawna i bardzo kobieca komedia dla starszych dam. Clue nie wywodzi się tu z – bądź co bądź trafnego – dowcipu sytuacyjnego, lecz przyjemnej analizy życia rodzinnego. Alethea Jones nakręciła kino antydepresyjne, miligramową tabletkę szczęścia na poradzenie sobie z problemami dzieci i męża. Działa jeszcze lepiej zagryziona pop-cornem i podlana coca-colą – w obecności drugiej osoby. Wszystko z uśmiechem na ustach, ale bez głośnego parskania śmiechem.
Choć Mamuśki mają wychodne to typ komedii o wielkiej imprezie a la Ostra noc, Projekt X czy Firmowa Gwiazdka, to nie zobaczymy w niej hucznych toastów i ogrodowego krasnala wypełnionego tabletkami ectasy. W porównaniu ze wspomnianymi tytułami, spotkanie czterdziestoletnich pań jawi się jako emerycka prywatka dla spokoju ducha i uregulowania myśli. To dobrze – dzięki temu ciężar filmu przeniesiony zostaje na faktyczne odczucia bohaterek, a nie ich okołoalkoholowe ekscesy.
Nie kocha Cię mąż? Z dziećmi masz problem? - pogadaj o tym z kumpelą. Mamuśki mają wychodne to kwintesencja kobiecego kina, w którym każdy frasujący aspekt życia udaje się rozwiązać za pomocą dobrego wina, przyjacielskiej rozmowy i przyjmnego-lecz-nie-zamulającego jointa, palonego w toalecie restauracji (kryzys wieku średniego wyłożony jak na tacy). Twórczyni nie stara się tu stworzyć najbardziej szalonej wizji piątkowego wypadu na miasto. Zamiast tego pozwala wysłowić się swoim bohaterom – opowiedzieć o życiu i rodzinie, okiełzać wewnętrzne demony. Ciężko znaleźć wśród tegorocznych premier inną komedię z tak sympatycznymi i prawdziwymi protagonistkami.
Damski słowotok prowadzi od dzieci, poprzez seks, na tematach praktycznych skończywszy. Dialogi sprawdzają się tym bardziej, gdyż napisała je kobieta, Julie Rudd. Przyjemny dystans do damskich pogawędek zyskuje tym bardziej, gdy jako lustrzane odbicie przywołany zostaje męski wieczór zaradnego i nieporadnego, spędzany z gromadką dzieci. Męska sztama i kobieca paczka potrzebuje czasem chwili przestoju i rozmowy, by później i on i ona mogli powrócić do swoich domów bez bagażu wzajemnych pretensji.
Niestety, jak na film reklamowany jako komedia, zbyt mało tu momentów do parskania śmiechem. Jest przyjemnie, zabawnie i inteligentnie, jednak Mamuśkom o wiele bliżej do lekkiego dramatu, niż kina gatunkowego spod znaku Kac Vegas. Gdy twórczyni stara się na szybko wpleść w film typowy, komediowy gag, widz otrzymuje scenę rzucania brudną pieluchą w twarz mamy – pani Jones, obeszłoby się bez tego.
Bohaterki Mamusiek są tak szalone, na ile pozwala im metryka. Wraz z wiekiem stają się zresztą mądrzejsze niż nastolatki z American Pie, czy innych komedii o pijanych dzieciakach z jointem za uchem. Czasem lepiej wysłuchać Mamusiek, niż brać udział w wulgarnej i żenującej Ostrej nocy, szczególnie, gdy na przyjęcie zapląta się niechciana Agentka specjalnej troski.