Wprowadza bardzo smutny nastrój. Forma Dogmy jest męcząca czy nawet odpychająca, ale treść broni go bardzo dobrze.
Pan Lee to jednak dobry reżyser jest. Nie mam się do czego czepiać właściwie, poza kilkoma oczywistościami, które lepiej przemilczeć i cieszyć się filmem.
Synonim wręcz idealnego sequela. O ile przy jedynce miałem wątpliwości, o tyle tutaj już oddałem się w pełni dobrej zabawie i misiowemu urokowi.
Z jednej strony to mi się tak podobało, pozwalając grzebać w zagadkach, odkrywać pomysł i fabułę. Jednak ostatecznie do niczego to nie zaprowadziło.
Brytyjski humor nadal ciężko do mnie trafia, a Hawkins jest raczej wkurzająca, niemniej dużo tu uroku pozwalającego zapomnieć o wszystkim i dobrze się bawić.
Na szczęście Lanthimos kilka lat później dojdzie do momentu, że stanie się jednym z moich ulubionych reżyserów. Początki niezłe, ale nieco chaotyczne.
Potrafię zachwycić się pojedynczymi scenami, ale całość fabuły jest dla mnie tylko jakimś rodzajem powidoków, czy to źle? Przyziemne i monumentalne jednocześnie
Standardowe debilizmy rodem z Kobiet Mafii, przyprawione o jakąś zamkniętą konstrukcję, która oczywiście się gubi, ale nareszcie w filmach Vegi nią jest.
Tak sztywnego emocjonalnie filmu na ważny temat i temat z potencjałem na poruszenie widza, nie widziałem już długo. Nie wybaczę Greengrassowi.
Mam jakiś problem z tą animacją. Wizja jest świetna i dopóki ona niesie film to jest dobrze, ale 2 i 3 akt nie angażują już tak bardzo.
Proszę czekać…