@miodzik
O tak – to może być jakaś (nomen omen) metoda – historia zna przypadki, że nawet wioskowy gupek bywał prorokiem ;)
Mnie akurat zombiaków do ideału wcale nie brakuje – potyczki z nimi są zawsze takie same, ale już pojawienie się innej grupy i to jeszcze takiej jak w 8. odcinku to jest powiew nowego. Trzymam kciuki za pozostałe odcinki. :)
Cholera, akurat ten rok musiał się trafić przestępny – trzeba będzie dzień dłużej czekać na ten kwiecień ;)
O psiakość – całkiem spory ten post wyszedł – nie wiem czy nie powinienem wreszcie zacząć pisać bloga ;)
Dobrze zrobiony dubbing jest milion razy lepszy od napisów – napisy to wynalazek z czasów jak pieniędzy nie było już na nic – w tym na zapłacenie aktorom. Podkreślam aktorom, bo na początku lat 90. zaczęto nieśmiało wracać do dubbingu, ale chciano to zrobić tanim kosztem zatrudniając do dubbingu byle kogo (wyjątkiem była Wizja 1, która robiła to bardzo dobrze, choć nie tak jak w latach 50. do 80.) skutecznie zohydzając tę formę tłumaczenia, szczególnie tym którzy znali tylko lektora albo właśnie bidne napisy. Sam pamiętam kilka okropnych dubbingów na Canale Plus, jeszcze tym naziemnym z połowy lat 90. robionych przez noname’ów.
W Polsce już w 1934 roku robiło się dubbing (profesjonalny), jak zresztą w całym znanym mi cywilizowanym świecie (wspomniane tu Niemcy nie są żadnym wyjątkiem – jeszcze nie widziałem na żadnym włoskim kanale filmu bez dubbingu włoskiego, a wierzcie mi, oglądam sporo jak na Polaka). Polski dubbing powojenny uchodził za najlepszy na świecie – powód był prozaiczny: zarówno reżyserzy dubbingu jak aktorzy to była elita – nie jakieś popaprańce bez nazwisk – grali najlepsi polscy aktorzy. Filmów w Polsce powstawało w porównaniu z Zachodem o wiele mniej, gaże aktorskie były lichutkie, więc nie generowało to wcale wielkich kosztów, a aktor żeby grać i pokazać swój talent często stwarzał niezapomniane kreacje (nawet w filmach dla dzieci takie bywały). A powstawały naprawdę wspaniałe wersje (dziś często się okazuje, że zaginęły, yhy ;). Tak czy siak szkoda takich kapitalnych dubbingów jak do Brygad Tygrysa, Pogody dla bogaczy, Sagi rodu Forsyte’ów, 12 gniewnych ludzi itp. była tego cała masa, kto pamięta to wie co mówię.
Tylko dubbingiem można zrobić przekład przy gęstych dialogach, kiedy to połowę kwestii się pomija przy napisach, bo i tak nikt by tego nie zdążył przeczytać. Pomijam już, że zamiast dostrzec mimikę aktora, jakieś niuanse w gestach itp. widz całą swoją uwagę kieruje na przeczytanie dialogów. To dla mnie jest chore, a nie dubbing, który podkreślam stosuje się na świecie częściej niż jakieś debilne napisy.
A ten co chce w oryginale to po cholerę mu napisy? Znasz język oryginału (i co za tym idzie czasem specyficzne, czy idiomatyczne określenia) to zawsze wersję oryginalną znajdziesz i po kłopocie. A największe larum o napisy podnoszą Ci co języka nie znają, więc po jaką cholerę im ta oryginalna ścieżka? To jest po prostu jakaś maniera wyniesiona z pirackich divx’ów z napisami robionymi przez jakichś palantów, którzy nawet sobie sprawy nie zdawali z własnych braków językowych. Żadnego języka się nie nauczysz w szkole – pomieszkaj trochę w danym kraju to dopiero zobaczysz czego się tak naprawdę nauczyłeś. Ale spotykałem już debilne tłumaczenia filmów np. na Polsacie. I na 100% też chodziło tylko i wyłącznie o zaoszczędzenie kasy.
Lektor to już zupełnie osobny temat – wynalazek (polsko-radziecki) właśnie wynikający z tego, żeby widza nie zmuszać do czytania co trzeciej kwestii (bo więcej nie wciśniesz napisów), a na aktorów i porządny dubbing już kasy nie było. Ja napisy widywałem tylko w demoludach, reszta świata stosuje dubbing – lepszy lub gorszy to zależy tylko od tego czy film jest kasowy, czy niszowy, bo kasa to kasa. Ale wystarczy spojrzeć na wydania DVD czy BR – we Włoszech jak kupuje BR to jest 5 ścieżek językowych w DTS 5.1, a w Polsce bidne AC3 2.0, bo trzeba by parę groszy za licencję zapłacić więcej. Ja wiem, że w końcu i u nas doczekam normalności, bo to nieuniknione, ale nie popieram "napisiarzy", bo to kretynizm gapić się w napisy zamiast oglądać film – może dlatego spora część pseudokinomaniaków jedyne, co potrafi dostrzec w filmie to efekty specjalne – no tak, bo wtedy najczęściej nie trzeba czytać napisów – można trochę pooglądać.
Nigdy bym nie pomyślał, że tak niecierpliwie będę kiedykolwiek czekał na "prima aprillis", jak w tym roku ;)
No nie da się ukryć – następnym razem zanim coś napiszę to może jednak zajrzę najpierw w link :P
No to ja się tu eksploatuję intelektualnie, kaganek niosę, a Wy sobie jaja robicie?! ;-)
Mało kto wspomina, że Millenium zostało nakręcone w dwóch wersjach – także jako mini serial i tam poszczególne wątki są znacznie szczegółowiej pokazane, niemal tak jak w książce – oczywiście z zachowaniem reguł – tzn. nie wszystko co się dobrze czyta musi się dobrze oglądać – film rządzi się swoimi prawami i twórcy mieli tego świadomość, czego nie można powiedzieć o niektórych odbiorcach. Jak ktoś szuka wiernej kopii książki, to polecam mu audiobooki ;)
Dziewczyny z tatuażem nie można uznać jako remake, bo tak chce @alter_ego, bowiem nie był w ogóle oparty na wersji kinowej tylko na książce, jest to po prostu późniejsza wersja oparta na oryginalnym scenariuszu, a nie na wersji Szwedów – @beznickowy ma rację.
Natomiast jeśli dla Ciebie cała prawda jest zawarta w sloganie reklamowym to gratuluję jego twórcom, że Cię na to złowili – ja jednak wolę myśleć samodzielnie, choć wiem, że nie powinienem tego polecać każdemu :)
Ja to wiem, Ty to wiesz, ale nie oczekuj takiej refleksji od kogoś, kto filmy postrzega przez pryzmat: "można pooglądać", czy też "fajna aktorka, można popatrzeć". Oglądacz po prostu i tyle.
Proszę czekać…