Surowy dreszczowiec w duchu "Babadook’a" z domieszką dramatu politycznego rozgrywającego się na tle postrewolucyjnego Iranu. Całkiem udany debiut.
Nie mamy pojęcia o reżyserowaniu, ani o pisaniu scenariuszy, dysponujemy budżetem o równowartości Big Mac’a, ale wplączemy w to Crowley’a i się sprzeda. Bleh :/
W zderzeniu z wersją Ichikawy ’59 jest to bardziej horror – ekstremalny, rozedrgany i organicznie dosłowny. Mimo to, paradoksalnie, słabszy i mniej wstrząsający
Nie tyle survival, co ckliwy romans w górskiej oprawie. Scenariusz kulawy, emocji brak, a bohaterowie doskonale obojętni. Lepiej sięgnąć po "Zimne piekło".
Niewybaczalnie szablonowy portret. Fanów niczym szczególnie odkrywczym nie uraczy (niestety!), zaś pozostałych poczęstuje sążnistymi spojlerami. Raczej zbędny.
Brutalna opowieść o 'zbrodni bez kary' i beznadziejnie kafkowskiej wędrówce przez kolejne kręgi rosyjskiego biurokratycznego piekła. Finał nie mógł być inny.
Bardziej to opowieść 'na motywach', niż stricte szekspirowska adaptacja. "Burza" posłużyła jedynie za tło dla oszałamiającego audiowizualnym rozmachem spektaklu
Typowe kino klasy B (mimo niegłupiego pomysłu i okazjonalnego klimatu), ale zobaczenie Cyrwusa w tak rozbrajająco krwawej jatce – bezcenne.
"Kret" to to nie był, bo i Kounen to w żadnej mierze nie Jodorowsky. To raczej lekko przestylizowany psychodeliczny trip ze szczątkową fabułą. Dla wytrwałych.
Cronenberg dowiódł swojej wielkości dotrzymując pola tak krańcowo obcej sobie estetyce jak orientalny melodramat. Wielki + za Ironsa oraz miażdżące zakończenie.
Proszę czekać…