Piszę, bo wszystko inne mniej lubię. Piszę w przerwach od fantazjowania o upiciu się z Billem Murrayem... albo odwrotnie.

RECENZJA: W sieci 0

Kim – duk Kim porzuca poezje, artyzm i nie traktuje każdej litery filmu jak fragment modlitwy odczytywanej podczas nabożeństwa. Sen, koszmar, marzenie? Nic z tych rzeczy. Jeden z najważniejszych i najbardziej płodnych reżyserów filmów wraca z kinem konfliktów. Jego W sieci to coś więcej, niż poważny komentarz w sprawie kontaktów Korei Północnej i Południowej. To kino zaangażowane społecznie, niezmiennie opowiadane specyficznym językiem artysty.

Naszym bohaterem jest rybak z Korei Północnej. Jak co dzień, według rytuału dnia, Nam Chul-Woo wyrusza w podróż, by zapewnić rodzinie pożywienie i minimum dobrobytu. W surowej codzienności, bohater nie porusza się po monochromatycznej rzeczywistości. W jego żyłach krąży krew dla żony i dziecka. Podczas jednego z połowów, przekracza granicę, z powodu awarii łodzi. Znajduje się po stronie Korei Południowej. Jeden błahy powód, błąd, przypadek, los, zdeterminuje resztę jego życia. Przekracza granicę, nie tylko dosłownie…

Trafia do aresztu i witany zostaje na wszelki wypadek, już od samego początku jako szpieg lub zbieg. Kto by chciał zostać w Korei Północnej? Przesłuchuje go bezwzględny w metodach, wyznaczony do węszenia szpiegów człowiek, któreg przeszłość poznajemy półsłówkami. Wiemy, że jest zakochany w swoim kraju bez pamięci, a jego nacjonalizm jest rozpalony do czerwoności. Nasz bohater dostaje nowy, firmowy dres oraz szansę pozostania w Korei Południowej. W jednej chwili trafia na „spacer” po mieście, podczas którego nie ma zamiaru otworzyć oczu, bo wie że wracając do ojczyzny, będzie przesłuchiwany. Jednak w wyniku intrygi przetrzymujących go, otwiera i się rozgląda. Wszystko jest nowe, inne, ale nie uwodzi go to ani nie zachwyca. Raczej zamartwia go marnotrawienie jedzenia i fakt, że kobiety muszą się tutaj prostytuować by przeżyć.

W sieci to film, które chce powiedzieć o kilku rzeczach poważnych, na poważnie, bez znaków przystankowych. Pokazuje jak rozwinięty jest system propagandy, co nie jest wielkim odkryciem. Obie Koree to kraj schizofrenii prawdy. Natomiast film zaczyna się spełniać, a reżyser pewniejszy staje się wtedy, kiedy wprowadza refleksje o miłości do ojczyzny i jaka to niewdzięczna relacja. Dodaje też subtelnie i umiejętnie, że nie do końca współcześnie istnieje oddanie narodowi i jak to jest niebezpieczne. Nie kocha się miejsca, a ludzi, bo to do rodziny chce wracać nasz bohater, a nie do kraju głodu, biedy i antyhumanitarnej codzienności. Dlatego taki kontrast buduje reżyser. Dla urzędników to sprawa rangi narodowej. Tutaj mamy zwykłego poławiacza ryb, który po prostu przekroczył granicę. Został upolowany i wykorzystany do politycznych rozgrywek. Bo państwo nie jest zainteresowane wcale obywatelem – to mit. Odrzucenie czasami już zbyt mglistej metaforyki i poetyki na poczet dalej inteligentnej i niebezpośredniej narrracji, w przypadku tego tematu zdaje egzamin.

*To nie jest dla kraj dla żadnych ludzi. Za to film nie tylko dla entuzjastów mistyka codzienności, uczącego widza cierpliwości Kim -duk Kim. Nieobojętne wobec problemów świata kino, ale nie tylko spełniające funkcję misyjności, ale też z wielką wartością artystyczną.

Ocena: 7/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…