NETIA OFF CAMERA: Dzień po żałobie 0
Jeszcze żaden filmowiec nie opowiedział o problemie radzenia sobie z traumą po utracie dziecka w tak stonowany sposób jak izraelski twórca, Asaph Polonsky. W Dniu po żałobie ani na moment nie wybrzmiewa marsz pogrzebowy – tragikomiczna historia sięga bowiem do woreczka ze sporymi ilościami leczniczej marihuany. Używka zakazana w wielu krajach, w filmie Polonsky’ego koi ból i zagubienie. Na szczęście twórca wie, jak poprowadzić fabułę, by nie wpadła w nieśmieszny żart amerykańskich komedii o nastoletnich „jaraczach”. Dzień po żałobie bawi do łez i wzrusza z podobnym skutkiem.

Eyli Śpiewakowi (Shai Avivi) blisko do tytułowego bohatera Mężczyzny imieniem Ove – łączy ich ta sama zgryzota i cynizm, jednak to czterdziestoletni Żyd znacznie lepiej radzi sobie z utratą bliskiej osoby. Marihuana jest tu rodzajem znieczulenia, ale i narzędziem do dyskusji, umożliwiającym nawiązanie relacji z dawnym przyjacielem syna (Tomer Kapon). Sam twórca z dystansem podchodzi do ukazania procesu palenia „zioła” – nie chodzi mu o przejaskrawiony efekt końcowy, apodyktycznie wpajany nastoletnim odbiorcom przez amerykańskie koncerny filmowe, a o żywy dialog, sprowokowany niecodziennym sposobem myślenia. To nie smoke-weed-comedy, lecz paraboliczny wywód nad potrzebą obcowania z drugim człowiekiem w czasie bólu, cierpienia i choroby. Na szczęście Polonsky unika też wskazania marihuany jako jedynej słusznej drogi ku zapomnieniu.
Motyw syna powraca w Dniu po żałobie niemal w każdej sentencji, kontekście czy zdaniu. Twórca nie posługuje się naturalistycznymi odniesieniami do tematu śmierci, skupiając się na materialnej spuściźnie po zmarłych, jako namacalnych artefaktach ich pamięci (m.in. Eyla rozpaczliwie stara się odzyskać ze szpitala koc swojego dziecka). I na tym polu wygrywa wyważeniem elementów zabawnych, czasem wkraczających na terytorium czarnej komedii, a przy tym dotkliwie wzruszających.
Pod przykrywką sentymentalnej historii Dnia po żałobie kryje się legalizacyjny manifest – do marca bieżącego roku marihuana w Izraelu stosowana była jedynie w celach leczniczych. Dziś nadal nie można ujawniać się z nią w miejscach publicznych, jednak podobnie jak w Czechach, mieszkańcy posiadają zgodę na prywatne korzystanie z „zioła”. W swojej produkcji Polonsky nie utożsamia się z dzikim tłumem krzyczącym „sadzić, palić, zalegalizować” – stoi z boku, prezentując leczniczy charakter używki; nie gloryfikuje, ale też nie grozi palcem.
Posttraumatyczne kino już dawno nie zostało zaprezentowane z tak inteligentną klasą i ciepłą ironią. Duża w tym rola rewelacyjnie napisanych postaci, nieco karykaturalnych, ale też ciepłych i przyjemnych, trwających w realnym rozdarciu i poczuciu żalu. Utrata bliskiej osoby to element nieunikniony w życiu każdego, wymagający bolesnej akceptacji – i to stanowi morał tej historii.
Moja ocena: 7/10
Komentarze 0