Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

TRANSATLANTYK: Neruda 0

Gdyby Nerudę nakręcił ktoś z nieco pewniejszym i bardziej wyrazistym stylem, film śmiało mógłby konkurować z tak szalonymi dziełami jak Bękarty wojny. Esencja kina noir spotyka tu konwencję westernu, wspólnie opowiadając historię starcia poety i największego komunisty Chile, Pablo Nerudy z pewnym siebie policjantem, Oscarem Peluchoneau. Jakby tego było mało, fabuła produkcji utopiona zostaje w przepysznym – choć nieco nieświadowym – kampie.

Policjant węszy, poszukuje – komunista, w czasach politycznych łapanek w Chile, siedzi w ukryciu, zawsze o krok przed swoim prześladowcą. Choć po II Wojnie Światowej nie widać już ani śladu, w filmie trwa inny rodzaj pojedynku – psychologicznego, bawiącego się podejściem obu charakterów do wzajemnej mentalności. Szczwany lis chowa się w swojej jamie, kąsając wygłodniałego wilka w najmniej oczekiwanych momentach. Kto wygra?

Jak kopiować, to od najlepszych – pomyślał Pablo Larraín przed przystąpieniem do prac nad Nerudą. Czego tu nie ma: nemezis versus pyszałkowaty bufon z policyjną odznaką niczym w klasyce gatunku kryminalnego, Siedem; ironiczny voice-over Oscara, sarkastycznie komentujący działania tytułowego komunisty, tylna projekcja oraz krótki motyw famme fatale jasno korespondujące z estetyką kina noir – ponad wszystko nieoczekiwany finał, redefiniujący całą fabułę produkcji. Twórca żongluje licznymi motywami, tworząc konceptualny kolaż – poszczególne elementy łączy ze sobą kampowym stylem i zabawą w „policjantów i złodziei”. I choć kolejne fragmenty nieszczególnie pasuje do siebie, a fabule brakuje minimalnego pogłębienia psychologicznego postaci, całość ogląda się nad wyraz dobrze.

Najbardziej w filmie przeszkadza brak umotywowania poszczególnych wątków czy scen. Widz otrzymuje już sfinalizowane działanie głównych bohaterów produkcji, bez wyjaśnienia, dlaczego dana postać znalazła się w konkretnym miejscu, skąd wiedziała o obecności swojego wroga. Równie ubogo wypadają profile psychologiczne każdego bohatera filmu poza tytułowym „Mefisto”. To on rozdaje tutaj karty. Pablo Larraín nie wyróżnia konkretnego motywu wiodącego Nerudy, przez co zadziwiający kres historii wydaje się nieco niespójny wobec reszty produkcji – mimo to jest przyjemnie satysfakcjonujący i niespodziewany.

Tak, jak w warstwie aktorskiej laury za Nerudę zgarnia odtwórca roli tytułowego komunisty, poety, dekadenta, Luis Gnecco, tak na poziomie narracji film zyskuje dzięki cynicznemu komentarzowi Gaela García Bernali. Ironiczne przytyki i cięte riposty narcystycznego funkcjonariusza to jawny dowód błyskotliwości twórców. Szkoda, że tworzenie toku przyczynowo-skutkowego nie wyszło im już tak dobrze, a i same dialogi prowadzone między bohaterami popadają czasami w naiwną pretensję.

Pablo Neruda nie jest filmem, który śmiało polecić można każdemu typowi widzów. Swoje łakocie znajdą tutaj fani twórczości Quentina Tarantino i Chada Stahelskiego. To kino przewrotne, nieobliczalne i nieco naiwne. Elementy składowe, z których twórcy uformowali swoje dzieło niebezpiecznie syczą i dymią – o tym, czy cały związek eksploduje zdecyduje wrażenie, jakie wywoła u Was finał produkcji.

Moja ocena: 6/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…