Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: Kiedy się pojawiłaś 0

Kiedy się pojawiłaś odcina kupon od swojego duchowego poprzednika, Gwiazd naszych wina. To umiarkowanie romantyczna historia umierającej dziewczyny oraz jej – deczko autystycznego – przyjaciela. Rodzaj filmu, na który idziesz po zakończeniu dyskoteki w sali gimnastycznej, otumaniony miłością do swojej rówieśniczki.

On – aspołeczny, z traumą po utracie bliskiej mu osoby. Ona – nadpobudliwa, chora na nowotwór złośliwy. Poznają się szybko, żeby fabuła mogła rozwinąć się i zawiązać w nieco ponad półtorej godziny. Wystarczy jedna rozmowa, jeden mało subtelny zbieg okoliczności, aby Calvin (Asa Butterfield) i Skye (Maisie Williams) zostali przyjaciółmi na śmierć i życie. No właśnie: przyjaciółmi. Kiedy się pojawiłaś afirmuje bowiem szczerą i niezobowiązującą relację ponad romantycznym love story z zaręczynami i małżeństwem. Niestety, wszystko do pewnego czasu: jeśli chodzi o szkolną miłostkę Skye, twórcy grożą palcem i sugerują przereklamowany obraz seksu. Jeśli z kolei sprawa dotyczy Calvina, sytuacja wygląda diametralnie inaczej – wchodzi on w chorą relację ze starszą koleżanką z pracy. Koszmarem w tym kontekście okazuje się dosłownie ostatnia scena Kiedy się pojawiłaś. Wątek lotniskowych amorów nie tylko zbacza w bliżej niezrozumiałe rejony harlekina – chociaż scenariusz sugeruje permanentną miłość między chłopakiem i stewardesą, trudniej w nią uwierzyć niż w relacje między Calvinem a Skye.

W całym tym narracyjnym pośpiechu twórcy zapominają o wiarygodnym zarysowaniu relacji między postaciami. Wrzucają do filmu proste emocje, wynikające z dramatów na dużą skalę. Każda nutka drażniąca serduszka i oczka przedstawionych postaci wybrzmiewa melodią marszu pogrzebowego. Humor wydobyty zostaje z pokładów slapsticku. Dramat oznacza śmierć. Szkoda, że twórcy muszą sięgać po tak radykalne środki, aby wyperswadować na widzu określony wachlarz odczuć. Najbardziej niejednoznaczna pozostaje jednak cisza – to właśnie w niej, w niemym wzroku między dwojgiem głównych bohaterów oraz kontemplacyjnym bezruchu, twórcom udaje się osiągnąć pełne spektrum empatycznej głębi obrazu.

W równie znakomity sposób udało się ograć humorystyczny ton produkcji. Twórcy serwują widzom szereg żartów w stylu „przychodzi hipochondryk do lekarza”. Większość z nich okazuje się zadziwiająco dobra. Dodatkowo jedna sekwencja montażowa garściami czerpie z pierwszych komedii kina niemego oraz wodewilowej gry Charliego Chaplina – ten wyborny smaczek niezwykle mnie zadowolił. Trzeba również zauważyć, że dwa charakterologiczne bieguny bohaterów dopełniają się w złotym środku wzajemnych potrzeb oraz relacji.

Hollywood cierpi na niezrozumiały przeze mnie fetysz na raka. Dzięki niemu romantyczne fabuły posiadają w sobie pożądany ładunek melodramatyczny. Kwestią sporną pozostaje, na ile jest on dyktowany iluzją rzeczywistej tragedii albo potrzebą antycznego katharsis – widz ma przecież cały seans czasu, aby oswoić się z myślą o śmierci bohaterki. Równocześnie dzięki tragicznemu motywowi twórcy są w stanie uniknąć oklepane „żyli długo i szczęśliwie” (choć cała fabuła i tak garściami czerpie chwyty z „bajek” dla nastolatków). Co ciekawe, w kinie głównego nurtu zawsze, kiedy historia zawiązuje się wokół śmiertelnej choroby, diagnoza jest jedna – białaczka. Tym sposobem nowotwór złośliwy układu krwionośnego staje się współczesną formułą ars moriendi – eleganckim i estetycznym obrazem śmierci na dużym ekranie. Formuła “pięknego umierania” zatraciłaby się w kinie, gdyby twórcy zdecydowali się ująć ją w nieco poważniejszy i bardziej dosłowny sposób, np. pisząc sylwetkę bohaterki, cierpiącej na raka skóry albo płuc.

Podobnie jak w filmie Gwiazd naszych wina, także tutaj twórcy umieszczają charakterystyczne porzekadło albo atrybut, który w formie viralu rozejdzie się po mediach społecznościowych. W przypadku Kiedy się pojawiłaś takim motywem okazuje się lista głównej bohaterki. Skye posiada dokładną rozpiskę rzeczy, których pragnie dokonać przed śmiercią. Paradoksalnie, film dostarcza zatem cennego morału wszystkim widzom na całym świecie – poprzez urzekający obraz przyjaźni dwojga nastolatków, twórcy nawołują do życia chwilą i bezpretensjonalnej afirmacji każdego dnia. Pytają: Dlaczego by się nie zdystansować?

Kiedy się pojawiłaś nie jest górnolotnym dziełem. Przede wszystkim boli mizerny wstęp – zamiast łączyć dwoje bohaterów nierozerwalnym węzłem, twórcy wiążą im sznurówki. Postacie wpadają na siebie, robi się niepotrzebna wrzawa i nadęcie. Dopiero później film nabiera tempa. Oczywiście, jest też trochę naiwny, ale w ten niegroźny nastoletni sposób. Przeszkadza jedynie plastikowy turpizm, który – niczym cebula – ma za zadanie wycisnąć jak najwięcej łez z oczu widzów. Ot, wstrząs emocjonalny poprzez „topienie kotków”.

Moja ocena: 5/10

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 0

Skomentuj jako pierwszy.

Proszę czekać…